Myślałam, że jestem na tyle pijana, że to wszystko to zwykłe przewidzenie. A jednak. Kiedy usłyszałam jego głos natychmiast wytrzeźwiałam, a ręka Alka, którą teraz niewiedząc czemu trzymałam, jeszcze bardziej zacisnęła moją w swoich objęciach.
-Cześć... - przywitał się, mijając nas szybko, a po nim pozostała tylko woń mocnych perfum. Podszedł do państwa młodych i przekazał drobny podarunek wraz z życzeniami. Nie skorzystał z zaproszenia do stołu i skromnego poczęstunku, a ze mną nie zamienił nawet słowa. Z powrotem nas mijając zatrzymał się na chwilę. Przystanął i odwrócił się na pięcie. Zerknął na nasze splecione niechcąco ręce, po czym szyderczo uniósł jeden kącik ust.
-Tobie się bardziej przyda. - rzucił w stronę Alexa granatowe pudełeczko, a ten bez trudu je złapał, od razu chowając do kieszeni. - A tak w ogóle, to dobrze Wam w łóżku? - zapytał, parskając śmiechem. Czułam jak uścisk siatkarza maleje się. Nawet nie wiem kiedy całkowicie się z niego wyrwał i rzucił się na przyjmującego, obijając zaciśniętą pięścią o jego twarz. Z jego nosa trysnęła krew, a ja stałam w miejscu, przerażona. Na sali wywołało się poruszenie, lecz nikt nie zareagował, nikt nie był tak odważny. Zareagował tylko Zbyszek, lecz już za późno, Kurek także oddał cios, a Atanasijević upadł na podłogę. Wokół rozlało się pełno krwi, a w moich oczach pojawiły się łzy.
-Nienawidzę Was! - wrzasnęłam i wybiegłam na zewnątrz. Zdezorientowana usiadłam na marmurowych schodach, chowając twarz w kolana. Nie obchodziło mnie to, że jest zimno.
-Julka, co się tutaj dzieje. - syknęła Basia, z impetem siadając obok mnie. Narzuciła na mnie kurtkę. - Ja wiedziałam, że to wesele będzie jednym z najdziwniejszych w dziejach wesel. Wiedziałam, mimo tego i tak się na nie pisałam. Ale do cholery jasnej! Ty już na początku walasz się pod stołem pijana, potem zarywasz do Atanasijevića, a podobno nic Cię z nim nie łączy! Nagle w środku przyjęcia jakby nigdy nic wpada Bartek, którego nie powinno tutaj być, obdarowuje nas jednym z najdroższych win na świecie, a potem leje się z Alkiem na środku sali! Nie wyrobię... - wyrzucała z siebie słowa z prędkością światła, z czego większość w ogóle do mnie nie docierała.
-Mam się czuć winna za to wszystko? - zmarszczyłam brwi. - Myślisz, że to ja go tutaj ściągnęłam?
-Nie wiem. Nic nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.
-Co z nimi? - zapytałam po chwili ciszy, bo chyba tak kazało mi sumienie. Słyszałam tylko i wyłącznie przyspieszony oddech przyjaciółki.
-Zadzwoniliśmy po pogotowie, Kuraś ma chyba złamany nos... A Ty do rana spróbuj nie pokazywać mi się na oczy... Bez potrzeby. - dodała, kręcąc głową. Popsułam jej najważniejszy dzień życia? Przecież to nie ja rzuciłam się na kogoś z pięściami i nie złamałam mu nosa.
Po paru chwilach karetka na sygnale zjawiła się pod budynkiem, a dwóch panów w czerwonych wdziankach pognało do środka. Nie miałam ochoty przypatrywać się całym tym działaniom, dlatego wstałam poprawiając sukienkę i skierowałam się przed siebie.
-Julka! - usłyszałam zza swoich pleców. Nie odwróciłam się, doskonale rozpoznałam głos. Kontynuowałam swoją wolną podróż. - Julka... - stanął przede mną zasapany, z białą chusteczką przy nosie, która coraz bardziej robiła się czerwona.
-Co? - znów powstrzymywałam wybuch płaczu.
-Przepraszam... - szepnął.
-Czy to przepraszam, coś zmieniło? Nie wydaje mi się. - spróbowałam go wyminąć.
-Posłuchaj... - westchnął, chwytając za mój łokieć.
-Nie chcę słuchać. Już mam dość tego wszystkiego. Myślałam, że już wszystko się ułożyło, nic strasznego mnie nie spotka. - po moim policzku popłynęła słona kropla. - Jestem zmęczona przeprosinami, kłótniami i wyjaśnieniami! Już nie wiem kogo mam słuchać, dlatego nie chcę znowu zaśmiecać sobie głowy! - zatrzymałam się na chwilę, aby dobrać słowa i otrzeć swoje mokre policzki. Ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Czułam się taka bezsilna, brakowało mi otuchy, dlatego mimowolnie rzuciłam się w jego ramiona. Przytulił mnie jedną ręką, drugą ciągle tamował krew, cieknącą z nosa.
-Jedźmy do domu. Nie jesteśmy tutaj mile widziani. - zaproponował. Bez wahania się zgodziłam, już nie widziała mi się dalsza zabawa na tym weselu, tym bardziej, jeśli sama Baśka nie chce mnie widzieć. Szybko znaleźliśmy się w czarnym Mustangu i zmierzaliśmy w kierunku mieszkania siatkarza, gdyż u mnie był Paweł.
Po niecałej godzinie dotarliśmy na miejsce. Weszliśmy do mieszkania, w którym praktycznie nic się nie zmieniło. Od razu chwyciłam po apteczkę i pomogłam Alkowi opatrzyć jego nos.
-Co dostałeś od Bartka? - zapytałam, podając mu chusteczkę.
-Pięść w nos. - urwał, odchylając głowę do tyłu.
-Nie o to mi chodzi... - zdziwiłam się, myjąc swoje ręce.
-A o co? -
-O to czarne pudełeczko...
-Nie mam żadnego pudełeczka. - uniósł brew, a ja już zwątpiłam w swój wzrok.
Po tym jak wspólnymi siłami zatamowaliśmy cieknącą krew, Serb zaoferował mi przebranie i nocleg. Zgodziłam się, nie miałam po co wracać do siebie, a tym bardziej nie chciałam. Zator zaraz obsypywałby mnie pytaniami na temat wesela, wczesnego powrotu i zakrwawionej sukienki... Nie miałam siły na to wszystko odpowiadać.
-Zrobiłem Ci herbatę i zmieniłem pościel, pokój właśnie się wietrzy, chcesz może coś zjeść? - toczył swój monolog, gdy tylko wyszłam z łazienki.
-Nie trzeba było. - uśmiechnęłam się lekko, rozczulając się nad zachowaniem przyjaciela.
-Drobiazg. - mrugnął okiem, podsuwając na brzeg blatu kubek z parującą herbatą. Usiadłam przy stole, przeglądając najnowszą gazetkę promującą supermartket i co chwila popijałam gorący napój. Alex usiadł na przeciwko mnie.
-Ale się porobiło, co? - pokręcił głową. - Mam nadzieję, że nikt nie wezwał policji...
-Nie chcę dyskutować na ten temat... To wszystko wina Bartka...
-To nie ja jestem od osądzania, ale po części go rozumiem. - stwierdził.
-Nie miał prawa się tak zachować... Nie usprawiedliwiajmy go.
-Nikogo przecież nie usprawiedliwiam! Mówię tylko, że zrobiłbym tak samo.
-Zapytałbyś, jaki kto jest w łóżku? - parsknęłam.
-Zdenerwowałbym się, jeśli zobaczyłbym swoją dziewczynę w objęciach kogoś innego.
-Nie jestem jego dziewczyną! - warknęłam.
-Ale byłaś... I to już jest powód.
-Zaczynamy się kłócić. - ucięłam.
-Przepraszam. - spuścił wzrok, wbijając go w gazetkę, którą sama oglądałam.
-Wiesz co, położę się. - oznajmiłam.
-Jasne. - odprowadził mnie wzrokiem do swojej sypialni. Zamknęłam się w niej i z pełnym impetem rzuciłam się na miękkie łóżko. Wbiłam twarz w materac i analizowałam każde zdarzenie z dnia dzisiejszego.
-Może chcesz dodatkowy koc? - usłyszałam. Nerwowo obejrzałam się w tył i zobaczyłam jego twarz, która jako jedyna wystawała zza drzwi.
-Nie, dzięki. - posłałam delikatny uśmiech.
-Zamknij potem okno, przeziębisz się... - wskazał w stronę parapetu, a ja przytaknęłam kiwając głową. - Dobranoc. - szepnął.
-Dobranoc. - odpowiedziałam, po czym schowałam się pod kołdrą. Znów mój mózg zajęły rozmyślania i relfeksje.
-Wiesz co, jednak ja zamknę to okno. - wparował do pokoju.
-Traktujesz mnie jak dziecko. - powiedziałam rozbawiona. Nie odpowiedział, jedynie trzasnął plastikową obudową i tak szybko jak się tutaj pojawił, tak szybko zniknął. W tym aspekcie mogę go pochwalić, bo przy nim chociaż na chwilę mogę zapomnieć. O wszystkim. Nawet o niezamkniętym szczelnie oknie.
* * *
-
I want you to staaaaaaaaaaaaaaaaaaay! - rozległo się w całym mieszkaniu, choć chyba nie tylko. Zerwałam się na równe nogi, w popłochu szukając źródła pochodzenia tego przeraźliwego dźwięku.
-Uuuuuu, the reason I hold... on? - zaciął się, widząc mnie w przejściu między kuchnią, a salonem. - Tak sobię nucę...
-Co mówisz, bo ogłuchłam od tego wycia! - wydarłam się.
-Wsparcie przede wszystkim. - mruknął pod nosem. - Tosty z dżemem wiśniowym! - także krzyknął.
-O, jak miło! - przekrzykiwaliśmy się nawzajem, aż w końcu nasze usta nepełniły się słodką i chrupiącą grzanką. Po porannej pogawędce, przy której obgadaliśmy wszystko i każdego, postanowiłam odrobinę się odświeżyć, a potem czym prędzej trafić do domu.
-Będziesz śmigać w tej krwawej kiecce? - skrzywił się. - Może podrzucę Ci jakiś T-Shirt...
-Zapnę zamek i nic nie widać. - zademonstrowałam, zasuwając ramoneskę.
-To chociaż Cię podwiozę...
-Jak tak nalegasz. - przewróciłam ślepiami i wyszłam z mieszkania. Alek zamknął je i oboje pognaliśmy do samochodu. Był okropny ziąb, nie wyobrażam sobie, że musiałabym teraz stać na przystanku w oczekiwaniu na autobus. Dzięki Bogu, że mam Alexa w pełni dysponowanym autem!
Po kilkunastu minutach dotarliśmy pod mój blok. Serdecznie podziękowałam siatkarzowi za wszystko i wysiadłam z samochodu, biegnąc w stronę klatki schodowej, jednocześnie grzebiąc w kopertówce w poszukiwaniu kluczy. Nagle odbiłam się od czegoś, a lepiej byłoby powiedzieć kogoś.
-Przepraszam. - fuknęłam tylko i już chciałam wyminąć tę osobę.
-Hej, nie poznajesz mnie? - pociągnął mnie za łokieć, a ja pod wpływem emocji wyrwałam się z jego uścisku. W głowie szukałam odpowiedniego imienia do nazwania tego mężczyzny. - Dawno się nie widzieliśmy... - charakterystycznie poruszał brwiami. I wtedy dostałam wewnętrznego kopa. Szczepan.
-Jak mnie znalazłeś? - zapytałam, próbując zachować spokój.
-Muszę szczerze powiedzieć, że nie było to trudne. - zaśmiał się szyderczo. - Warto mieć znajomości.
-Miałeś siedzieć. - urwałam.
-W co Ty wierzysz... - zaczesał kosmyk moich włosów za ucho, a ja strzepnęłam jego dłoń.
-Nie dotykaj mnie. - syknęłam, odsuwając się. - Idź stąd, nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego.
-Nie denerwuj się, lala. Nic Ci nie zrobię. - jeszcze raz wysunął po mnie dłoń, a ja kolejny raz się oparłam.
-Spierdalaj koleś, nie słyszałeś?! - odezwał się Atanasijević.
-O, a ten, to Twój alvaro? - prychnął Szczepan.
-Po prostu Alex. - założył ręce na torsie.
-Uuu, powiało grozą. - zaśmiał się. Alex znów nie wytrzymał, przyłożył mu centralnie w środek twarzy, a Szczepan jak długi wyłożył się na lodowatej ziemi, zostawiając na niej krwawe ślady. - Jesteście nienormalni. - powiedział i z wielkim trudem wstając, wrócił do swojego auta.
-Ile jeszcze razy będę musiał przyłożyć komuś w Twojej obronie? - westchnął atakujący, rozmasowując obolałe kostki u ręki.
______________________________________________________________________
Coś krwawy ten epizod... Cóż. :-)
Już jutro mecz naszej reprezentacji. Nie mogę usiedzieć na miejscu, a co dopiero będzie jutro! : o
Pozdrawiam, Sissi. ♥