wtorek, 23 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 52

Nazajutrz wstałam wcześnie rano, znów przewracałam się z boku na bok, bojąc się, że zaczynam cierpieć na bezsenność. Paweł siedział zamkniety w pokoju już dłuższy czas, odkąd Marta go rzuciła. Nie miałam odwagi wejść do niego, przytulić i zapewnić, że wszystko będzie dobrze, bo ja sama w to nie wierzyłam, choć kiedy ja byłam w totalnej rozsypce on robił mi herbatę i siadał obok. Czemu ja oczekuję pomocy od innych, skoro sama nie potrafię jej dawać?
-Wstawaj, pobiegamy. - weszłam do jego pokoju z wielkim hukiem, a on markocząc coś pod nosem, narzucił kołdrę na swoją twarz. - Dobrze Ci to zrobi, chodź. - zciągnęłam z niego nakrycie i pociągnęłam za ręce zsuwając z materaca. Niechętnie podniósł się z łóżka i poszedł w stronę łazienki, z której już po chwili słychać było szum lecącej wody. Dumna z siebie usiadłam na kuchennym blacie i chwyciłam butelkę wody. Włączyłam radio i podśpiewując pod nosem założyłam sportowe buty.
-Zrób coś dla ludzkości i nie śpiewaj, proszę. - burknął Zatorski zapinając swoją szarą bluzę po samą brodę.
-Wsparcie od rodziny przede wszystkim. - parsknęłam i obydwoje wyszliśmy z mieszkania, zamykając je za sobą. Swoje kroki postawiliśmy w stronę przytulnej knajpki, w której serwowali najlepsze śniadania w okolicy i nie, nie był to McDonald. Przed tym jednak zrobiliśmy rundkę wokół osiedla wymieniając się spostrzeżeniami na temat nadchodzącego sezonu ligowego, plus nie zabrakło pikantnych szczegółów z życia Pawła.
-A wiesz co jest najgorsze? Powiedziała, że jestem niedojrzałym małolatem, który jedyne co potrafi robić to odbijać piłkę.
-Prawie czterdziestoletnia kobieta ma swoje wymagania...
-To co ona myślała?! Że będę jej botoks w usta wstrzykiwał?!
-Dzięki Tobie chciała poczuć się młodziej, atrakcyjniej, lepiej...
-Ale najwyraźniej ja nie byłem wystarczająco atrakcyjny. - prychnął z dezaprobatą.
-Przestań! To nie z Tobą jest coś nie tak, tylko z nią. - trąciłam jego ramię. - Ty jeszcze kogoś sobie znajdziesz, ona niekoniecznie.
-Dzięki. - zdobył się na lekki uśmiech. - Skręcamy na croissant'y? - wskazał głową na kawiarnię.
-Pewnie! - pisnęłam z zachwytu i już po chwili znajdowaliśmy się w ciepłym wnętrzu kawiarni. Zamówiliśmy jakże pełno wartościowe wypieki i kawę, którą pachniało od samego wejścia tutaj. Po kilku minutach już zajadaliśmy się przepysznym śniadaniem.

W południe siedziałam jak na szpilkach, oczekując przyjazdu Basi. Miałam pewne teorie, ale nie chciałam zbyt wcześnie się napalać. W końcu usłyszałam ten od dawna wyczekiwany dzwonek do drzwi. Dobiegłam do niego jak strzała natychmiast je otwierając.
-Cześć. - powitała mnie z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy, a zaraz zza niej wyłoniła się postać Zbyszka. Obydwoje mocno wyściskałam i zaprosiłam do środka.
-Mówcie, bo nie mogę wytrzymać! - pomogłam Mrozównie zdjąć płaszcz i odwiesiłam go na wieszak, a moje oczy wyglądały jak dwa okrągłe spodki.
-Wiedziałem, że tak będzie. - zaśmiał się siatkarz.
-Jak będzie? - zmarszczyłam brwi.
-Nie wpuścisz nas do salonu, nie zrobisz herbaty, tylko będziemy tak tutaj stali? - zapytała niecierpliwa Basia.
-Czujcie się jak u siebie! - zaprezentowałam mieszkanie zamaszystym ruchem rąk i natychmiast pognałam do kuchni.
-Kawę, herbatę? Ty Baśka to kawy chyba nie możesz, co?! - krzyknęłam przeglądając etykietki i nie zauważyłam, że właśnie palnęłam głupstwo.
-Czemu nie mogę? - zdziwiła się.
-A możesz? - wychyliłam się zza ściany, spoglądając na parę. Oni spojrzeli tylko po sobie, a Zibi parsknął śmiechem.
-Zrób mi kawę, będziesz kombinować! - bąknęła, a ja posłusznie wsypałam do szklanek po dwie łyżeczki czarnej kawy. Na talerz wyłożyłam kilka wafelków i ciasteczek, i postawiłam je na środku stołu.
-No. - klepnęłam w udo przyjaciółki.
-Witam, witam. - ze swojego lokum wyszedł wiecznie zaspany Paweł i przywitał się z gośćmi. Dosiadł się do nas, w mgnieniu oka pochłaniając waniliowe wafelki. Ja zalałam kawę wrzątkiem i z powrotem wróciłam do dużego pokoju.
-Mówcie! - niecierpliwiłam się, patrząc co rusz na Basię i Bartmana.
-Co będziemy mówić, przeczytaj. - rzeszowski atakujący wyjął z kieszeni zgiętą w pół kartkę, a ja przechwyciłam ją i w mgnieniu oka. Przeczytałam pierwsze zdanie. Zbyszek objął swoją dziewczynę i pocałował w skroń.
-Co to? - wybełkotał Zati.
-Wy jesteście nienormalni. - zgromiłam ich wzrokiem.
-Normalni, normalni, bo w słusznej sprawie. - Mróz poruszała brwiami.
-Co to?! - buzujący brat szturchnął mnie stopą.
-Akt małżeństwa. - urwałam. - Kiedy było wesele?! Czemu mnie tam nie zaprosiliście?!
-Uspokój się! - przerwała mi.
-Uuu, grubo. - zawył Paweł, zapychając się ciastkami.
-To tylko cywilny, nie chcieliśmy robić huku wokół siebie...
-Huku?! To może w ogóle wyjedźcie z kraju, żeby nie robić huku!
-Julka! Chcemy adoptować dziecko, po to był ten cały ślub! - wtrącił Zbyszek.
-Aaa, to zmienia postać rzeczy. - zamilkłam, potulniejąc. - Ale jak to, dziecko? - zmarszczyłam brwi.
-Byliśmy w Domu Dziecka, zaprzyjaźniliśmy się z trzyletnim Gabrysiem...
-Trzyletnim?! Powiedzą, że się puściłaś. - fuknęłam.
-Przestań, okej?! - wrzasnęła Baśka. - To nasza decyzja, a Ty nie masz tu nic do gadania!
-Kiedy będzie mógł zamieszkać u Was?
-Jeśli wszystko pójdzie w miarę bezproblemowo, za tydzień, dwa, będzie już Gabrielem Bartman. - powiedział dumnie siatkarz.
-Chcesz zobaczyć zdjęcie? - zapytała. Przytaknęłam kiwając głową. Z torebki wyjęła prostokątną fotografię, na której widniał promienny i roześmiany chłopiec. Brunet, z wielkimi niebieskimi oczami, niczym Zbyszek.
-Przystojny facet. - zaśmiałam się, a w moich oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia. - Gratuluję. - przytuliłam się do przyjaciółki, a następnie do atakującego.
-Ale ślub kościelny też ma być! Nie daruję Wam tego! A tym bardziej Tobie! - pogroziłam Basi palcem. - Pamiętasz nasze plany? Mam być świadkową!
-Konkretne wymagania... - roześmiał się Zbyszek.
-Tobie też nie podaruję... - syknęłam groźnie, lecz po chwili na obydwojgu zawiesiłam swoje ramiona. - Będę najlepszą ciocią na świecie. Będę go rozpieszczać słodyczami i zabierać go na mecze Skry, żeby nie wyrósł na rzeszowskiego kibola przypadkiem...
-Kto go będzie zabierał na mecze, ten będzie. - wciął się Paweł. - Załatwię mu wejściówki VIP!
-Na trybunach pozna smak prawdziwego dopingu...
-Już mi chcą syna pod pszczołowate skrzydła podprowadzić... - Bartman pokręcił głową.
-Ładnie powiedziane. - rozczuliłam się. - Syna... Zbyszek w końcu dorośleje.
-Obrażasz mnie! - mruknął Zibi.
-Czyli Ty, Mróz, już nie jesteś Mróz! - olśniło mnie.
-Mróz-Bartman, nie chciałam rozstawać się z nazwiskiem.
-Jeszcze raz gratulacje. - poklepałam małżeństwo po plecach.
-A Ty, pani Kurek? - zapytał siatkarz, trafiając w czuły punkt. Paweł wyczuwając sytuację, natychmiast się ulotnił.
-Może dołożę ciasteczek. - wymamrotałam i przeniosłam się do kuchni.
-Coś nie tak?! - krzyknęła za mną Basia.
-Wy naprawdę wierzyliście, że kiedykolwiek nią zostanę? - zapytałam, stając w przejściu pomiędzy kuchnią, a salonem.
-Szczerze? - udzielił się Zbyszek. - Nie.
-Prawidłowa odpowiedź. - westchnęłam, rozsiadając się na fotelu. - Skończyliśmy ze sobą przez Skype'a. Jak w dwudziestym pierwszym wieku, co? - zaśmiałam się głupio, jakby z bezsilności.
-Trzymasz się? - zapytała Barbara z troską w głosie.
-Jasne. Przecież ten związek od początku nie miał przyszłości. - poruszyłam ramionami.
-Przesadzasz. Przecież się kochaliście...
-Jak brat z siostrą. Nigdy nie czułam do niego nic więcej niż naprawdę zaawansowaną przyjaźń. A teraz? Teraz nie czuję do niego nawet nienawiści...
-A co z Alkiem? - wtrącił Bartman.
-Z tym już lepiej, pogodziliśmy się...
-Chociaż tyle. - Basia posłała mi lekki uśmiech.
-Przestańcie się mną przejmować! Zamiast cieszyć się tym, że niedługo będziecie musieli szykować obiad na troje, to oni lamentują nad moim życiem! Ludzie...
-Sama nie mogę w to uwierzyć... - Mróz zachichotała. W końcu zrozumiałam jak to jest cieszyć się ze swojego szczęścia...

________________________________________________________

Po dokonaniu swojego obowiązku, idę się edukować z matmy.

Ta jasne, już to widzę. : ) 

Pozdrawiam, Sissi. ♥ 

piątek, 19 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 51

-Idź, odbierz. - nakazał Michał, przenosząc się z niezbyt wygodnego fotela na miękką kanapę. Bałam się, chociaż sama nie wiem czego. Tak jakby wiedział, że pomiędzy mną, a Alkiem coś się tli, a on chce mnie od tego odwlec.
-Cześć. - przywitałam się radośnie, siadając przy komputerze.
-No hej, kochanie. - zawadiacko mrugnął okiem. - Co słychać?
-Tęsknię. - posmutniałam. - Nawet nie wiesz jak bardzo...
-Wiem. - urwał. - I dlatego chciałbym Ci coś zaproponować...
Moje serce gwałtownie zabiło.
-Przyjedź tutaj do mnie.
-Chyba sam siebie nie słyszysz. - zmarszczyłam czoło. - Rozmawialiśmy o tym...
-Myślałem, że jeszcze zmienisz zdanie.
-Nie, nie zmienię. Nie zostawię tutaj rodziny, pracy, domu... tutaj mam wszystko, a tam musiałabym zaczynać od początku.
-Ale przecież będziemy razem, damy radę!
-Nie jestem na to gotowa... - powiedziałam cicho, tamując swoje łzy.
-Chcesz udowodnić fakt, że związki na odległość nie mają sensu, tak? - jego głos zadrżał. Ja nie odpowiedziałam, spuściłam głowę, a po moim policzku już jak zawsze spłynął strumień słonych kropel. - A, wiem. Przecież w Polsce masz Alka. - zaśmiał się szyderczo. - Ciągle coś do niego czujesz...
-To nie jest tak. - jęknęłam.
-A jak? Jak mogłem być tak głupi... - uderzył się w czoło. - Od początku powinienem zauważyć, że dla Ciebie byłem tylko zabawką, pomocą przy zdobyciu Atanasijevića.
-Bartek, nie mów tak. - szepnęłam.
-Skończ, proszę Cię, skończ. - parsknął z dezaprobatą. - Nie ma po co dłużej tego ciągnąć...
-Bartek... - wypowiedziałam bezdźwięcznie.
-Miłego, cześć. - uniósł jeden kącik ust i rozłączył połączenie.
-No wypłacz się. - pozbawiony jakichkolwiek emocji Winiar stanął w otwartym na oścież pokoju i rozłożył ręce, w które ja mogłam bez ogródek się wtulić. Ja jednak nie skorzystałam, nie chciałam znowu wypłakiwać tysiące litrów kolejnych kropel, chciałam raz na zawsze wziąć się w garść.
-Powiedz mi jedno - otarłam policzki. - Dlaczego nie mam szczęścia do facetów?
-Tu nie chodzi o szczęście, ale o tą pierwszą, niepowtrzalną miłość, która właśnie wymyka się z Twojego serducha... - odparł filozoficznie.
-Nie wiem co mam robić.
-A teraz ja mogę się Ciebie o coś zapytać...?
Przytaknęłam kiwając głową.
-Naprawdę kochałaś Bartka?
-Na początku tak myślałam, wmawiałam sobie prawdziwe uczucie, ale to była zwykła braterska miłość... - uznałam. Nagle usłyszeliśmy trzask zamykanych drzwi.
-Cześć. - mruknął Paweł, rzucając kluczyki na półkę.
-Co taki niemrawy? - spytał Michał.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet. - urwał krótko i zamknął się u siebie.
-Dom wariatów. - przyjmujący bezradnie pokręcił głową i podszedł do mnie kolejny raz mocno przytulając. W głowie kłębiło się tysiące myśli. Zadzwonić, nie zadzwonić. Czy ten związek z Alkiem ma jeszcze jakiekolwiek szanse? Nie przekonam się jeśli nie spróbuję.
-Pogadam z nim. - oznajmiłam uwalniając się z uścisku przyjaciela.
-Z kim, bo zdążyłem się pogubić... - parsknął.
-Z Alkiem... chcę dać mu kolejną szansę, jeśli on postanowił dać ją mi. - chwyciłam za telefon. Nie martwiłam się tym, że był już późny wieczór. Skoro mu zależy, to odbierze...
-Ale w jakim sensie? Chcesz do niego wrócić, czy tylko i wyłącznie się pogodzić? - drążył temat.
-To już wyższa matematyka. - uśmiechnęłam się pod nosem, wybierając numer. Wybierając rząd cyferek ciągle biłam się z sumieniem, ale wygrało serce, które ciągle pchało mój palec w kierunku zielonej słuchawki, którą w końcu wcisnęłam. Po usłyszeniu niespełna dwóch sygnałów w słuchawce telefonu, odezwał się. Cudownie było znów usłyszeć jego głos.
-Hej. - zaczęłam niepewnie. - Chciałabym pogadać... Ale nie przez telefon.
-Kiedy chcesz się spotkać?
-Jutro, o 14 w Kubusie? - zerknęłam na Michała, który w napięciu czekał na rozwój wydarzeń.
-Pewnie. Do zobaczenia. - zakończył ciepło, a ja z miękkim sercem rozłaczyłam się.
-Bolało? - Winiarski klepnął moje ramię.
-Nawet nie wiesz jak bardzo... - westchnęłam kładąc komórkę na blacie biurka.

Przez całą noc nie zmrużyłam oka, przewracałam się z boku na bok rozmyślając nad planem naszego spotkania. Układałam sobie scenariusz, który i tak nigdy nie posłuży mi jako wzór. Około trzeciej nad ranem zasnęłam, aby obudzić się już po pięciu godzinach. Zwlekłam się z łóżka, wyglądając naprawdę źle. Wzięłam długi, orzeźwiający prysznic, zjadłam jednego tosta posmarowanego truskawkowym dżemem i ubrałam się. Nie mogłam już dłużej wysiedzieć na miejscu, nosiło mną na wszystkie strony, a była dopiero dziesiąta. Bez dłuższego zastanowienia kolejny raz chwyciłam telefon i zadzwoniłam pod ostatnio wybrany numer.
-Tak? - odezwał się zachrypnięty siatkarz.
-Masz czas spotkać się teraz? - zapytałam prosto z mostu.
-Noo... - zaciął się.
-Zaraz u Ciebie będę. - skwitowałam i po drodze chwytając ramoneskę wyszłam z mieszkania. Wcześniej zamówiwszy taksówkę, udałam się pod mieszkanie atakującego. Jak zwykle ten sam blok, jak zwykle to samo auto. Podeszłam do domofonu znajdującego się na zewnątrz i wcisnęłam guzik z cyferką cztery. Po chwili usłyszałam dźwięk umożliwiający otworzenie drzwi. Szybko wbiegłam na górę i zapukałam.
-Tak szybko? - zdziwił się Atanasijević, stając przede mną przepasany jedynie ręcznikiem, a po jego torsie spływały jeszcze pojedyncze krople wody.
-Też miło Cię widzieć. - wymamrotałam i od razu wtargnęłam do środka.
-To ja skoczę coś ubrać... - speszony wskazał na drzwi sypialni. Skinęłam głową i skierowałam się w stronę kuchni. Jak na samotnie mieszkającego faceta, wyglądało to wszystko całkiem nieźle. Lepiej niż u mnie. Chyba...
-Jadłaś śniadanie? - zapytał, zmierzając w kierunku lodówki.
-Tak. - uciełam siadając przy kuchennym stole.
-A może chcesz coś do picia? - wskazał na opakowanie z kawą.
-Nie, dzięki...
-Na pewno? - zmrużył oczy.
-Tak, na pewno. - westchnęłam splatając ręce.
-Ale pozwolisz, że ja coś wszamam... - uśmiechnął się szeroko, co udzieliło się także mi.
-Śniadanie to przecież najważniejszy posiłek dnia. - oznajmiłam, a siatkarz usiadł na przeciwko mnie.
-Ale nie o śniadaniu zamierzamy rozmawiać, prawda?
-A szkoda... - spuściłam wzrok. - Wiesz co, ja przemyślałam sobie wszystko i... - nie dokończyłam, bo chłopak natychmiast mi przerwał.
-Zerwałaś z Bartkiem?
-Skąd wiesz? - spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Intuicja. - poruszył ramieniem.
-Jasne. - parsknęłam.
-Nie pasowaliście do siebie... - jego ręka znalazła się tuż przy mojej i nie pewnie wędrowała w jej stronę. Nie zabrałam jej ze stołu. Sama chwyciłam jego dłoń.
-Przyszłam tutaj tylko i wyłącznie po to, aby dojść do porozumienia, nie mam ochoty na wywody o moim związku z Bartkiem, okej? - syknęłam.
-Pewnie. - wstał i zalał dwa kubki wrzątkiem.
-Przecież mówiłam Ci, że nie mam ochoty na kawę...
-To jest herbata. - posłał szelmowski uśmiech i postawił przede mną szklankę z napojem.
-Dobra. - odetchnęłam. - Chcę się wyrazić jasno.
-Jak zawsze. - uniósł brew zanurzając usta w gorącej herbacie.
-Między nami wszystko po staremu, bez zobowiązań, zbędnych czułości, po prostu przyjaciele.
-Przyjaciele. - uśmiechnął się szczerze.
-Cieszę się, że się rozumiemy. - także wzięłam łyk serbskiego napoju. - Dobre! - zachwyciłam się nim.
-Wiadomo. - zaśmiał się. - Jakie plany na przyszły sezon?
-Takie jak zeszłoroczne... - wzruszyłam ramionami.
-Nasza reprezentacyjna fotografka, to taka jędza, że szkoda słów...
-Ładna? - zdobyłam się na lekkie uniesienie kącika ust.
-Nie. Wcale. - skrzywił się znacząco. Po wypiciu dwóch herbat i zjedzeniu talerza kanapek, na które siłą namówił mnie Alek, postanowiłam, że będę się już zbierała.
-A, Julka! - krzyknął za mną, kiedy ja schodziłam już po schodach.
-Hm? - mruknęłam odwracając się w jego stronę.
-Mam do Ciebie prośbę. - zawstydzony podrapał się po karku.
-Wal. - westchnęłam.
-Kumpel zaprosił mnie na wesele... z osobą towarzyszącą...
-Wesele? - prychnęłam śmiechem.
-Wesele, wesele... - powtórzył.
-I ja mam iść z Tobą?
-Byłabyś tak miła... - wyszczerzył się niemiłosiernie.
-Ale po przyjacielsku! - pogroziłam mu palcem. - Kiedy ono w ogóle jest?
-Za dwa tygodnie...
-Ujdzie. - skinęłam głową.
-Dzięki! - pomachał mi ręką, co zrobiłam także ja, i zeszłam na dół. Dobra, załatwiłam wszystko, co miałam załatwić, plus załapałam się na wesele, ale to całkiem przypadkowo. Taki przebieg okoliczności mogłabym miewać codziennie. Pogoda była nadwyraz ładna, dlatego postanowiłam, że wybiorę się piechotą, kiedy zadzwoniła do mnie Basia.
-Julka, Juleczko, Julciu! - zaczęła, wydzierając się do słuchawki.
-Co tam?
-Mam dla Ciebie dobrą nowinę.
-Jak dobrą, to słucham...
-Chociaż... Sama się przekonasz, jesteś jutro w domu?
-Jestem...
-To oczekuj mnie. Nas.
-Nas?! - pisnęłam.
-Do jutra. - cmoknęła do słuchawki, a ja nie mogłam przeboleć, że nic mi nie powiedziała.

_____________________________________________________

Takie to nijakie, to powyżej. ;// Ale ostateczną ocenę pozostawiam Wam. ;) 
Pozdrawiam, Sissi. ♥ 

piątek, 12 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 50

Już pięćdziesiąt! : o

~~~*~~~

On chce dojść do porozumienia. Pomimo słów, które kiedyś padły z jego ust i bardzo mnie zraniły. Teraz, kiedy znalazłam już osobę, z którą jestem szczęśliwa i nikomu nie dam tego zepsuć. 
-Chcę Cię przeprosić. - zaczął. Kątem oka widziałam jak przekręcił nieco głowę, by na mnie spojrzeć, lecz ja ciągle szłam przed siebie nie wzruszona. 
-A ja mam Ci wybaczyć, piszczeć z radości, a następnie wszystko będzie jak dawniej, a nawet lepiej? - zatrzymałam się. 
-Tego nie powiedziałem... - zrobił to samo, kilka kroków przede mną.
-Ale przeszło Ci przez myśl. - zacisnęłam wargi w cienką linię.
-Wiem, że zepsułem... - przeczesał ręką swoje włosy.
-I tyle masz mi do powiedzenia? - stopniowo podnosiłam głos. - Nie dałeś dojść mi do słowa, nie wiedziałeś jak było i na pewno do teraz nie wiesz! Doprowadziłeś do tego, że nasz związek, na który pracowaliśmy tak długo rozpadł się w jednej chwili! Jak Ty to sobie wyobrażasz? Wrócimy do siebie, a to co było pójdzie w niepamięć?! Nie. - zniżyłam głos. Łzy zatamowały moje gardło. - Ja tak nie potrafię...
-Chcesz już do końca naszej znajomości jeżyć się na każdy mój widok?
-Dotychczas tak było, czemu mielibyśmy to zmieniać? - parsknęłam z dezaprobatą wycierając nos w rękaw kurtki.
-Julia... - Alek próbował się do mnie zbliżyć, ale ja trzymałam dystans. Nie umiałam znowu spojrzeć mu w oczy, w których kiedyś tak bardzo się pochłaniałam, nie chciałam aby te wszystkie wspomnienia wróciły, choć i tak wiem, że nigdy nie wyrzucę ich ze swojej głowy, nawet nie wiem jak bardzo bym chciała. Ale czy ja naprawdę tego chcę? Chcę skończyć wszystko i definitywnie, pomimo tego, że on był kiedyś dla mnie tak ważnym człowiekiem?
-Już nigdy nie będzie tak samo... - szepnęłam mając nadzieję, że uwierzy w to co mówię.
-Nie chcesz chociaż spróbować? - zapytał po cichu, a ja zaprzeczyłam głową. - Przez te wszystkie dni, od naszego rozstania nie marzyłem o niczym innym, jak nie o spotkaniu z Tobą. - nie zauważyłam kiedy pojawił się obok mnie i ujął moją dłoń w swoją. - Porównywałem do Ciebie każdą napotkaną dziewczynę, licząc na to, że będzie w stanie mi Cię zastąpić...
-Przestań. - łzy znów pociekły po moim policzku.
-Nie mogłem o Tobie zapomnieć...
-Oboje wiemy, że nic z tego nie wyjdzie, więc proszę Cię, nie mów już nic. - ponownie odeszłam kilka kroków. - Ja mam kogoś, Ty też, bądźmy znajomymi.
-Nie jestem z Mirianą... - odparł. - Ona nawet nie nazywa się Miriana.
-Co? - zmarszczyłam brwi, a przed moimi oczami pojawił się obraz Alka obściskującego tę dziewczynę.
-To siostra mojego kumpla, mieszka w Polsce. - spuścił głowę. Fakt, że mieszka w Polsce wyjaśnia dlaczego tak dobrze mówiła po polsku.
-Okłamałeś mnie i wszystkich na około? - zaśmiałam się głupio, nie mogąc w to uwierzyć.
-Wiem, że Ty o Bartek to także fikcja. - uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na mnie.
-Nie masz prawa tak mówić. - syknęłam. - Co Ty o mnie w ogóle wiesz...
-Teraz to Ty oszukujesz sama siebie. Przyznaj, jesteś z nim tylko dlatego, żeby mi dopiec. Myślisz, że tego nie zauważyłem? Gdybyś naprawdę go kochała, byłabyś teraz w Rosji i uczyła się pisać cyrilicą. Na pewno w tym momencie obraca jakąś panienkę na boku. - prychnął, a ja wymierzyłam otwartą dłonią w jego policzek. Wokół rozniosło się echo uderzonej skóry, a we mnie wszystko pękło, wszystko rozpadło się na drobne kawałki, razem z całym moim światem. Rzuciłam się na siatkarza z pięściami i z całej siły obijałam jego tors. Wrzeszczałam chcąc ulżyć swojej duszy, swojemu sumieniu i emocjom.
-Nienawidzę Cię! - wykrzyczałam na tyle głośno, że gołębie siedzące na rynnie domu odleciały w górę. Opadłam z sił i od razu odwróciłam się w drugą stronę, nie chciałam kontynuować tej rozmowy, która i tak do niczego nie prowadzi. Szłam szybkim krokiem, a na głowę zarzuciłam kaptur. Nie słyszałam już krzyków Alka, jego próśb i rozkazów.
Do domu dotarłam taksówką. Zapłaciłam nawet nie czekając na resztę i wtargnęłam do mieszkania. Tam pusto, cicho i przygnębiająco.
-Zajebiście, przynajmniej będę mogła się wypłakać. - powiedziałam sama do siebie i zrzucając z siebie kurtkę pognałam do barku. Wyjęłam z niego butelkę wina, w której i tak tego wina nie za wiele już zostało. Nawet nie zamierzałam bawić się w kieliszki. Wzięłam jeden spory łyk i wykręciłam numer do Basi. Po trzech sygnałach raczyła odebrać.
-Baśkaaa, chcę Cię tu! - wykrzyczałam do telefonu.
-Co się stało? - westchnęła głęboko.
-Alek chce się pogodzić! - wzięłam kolejnego łyka alkoholu.
-To chyba dobrze? Pogodziliście się? - zachichotała.
-Nawet nie mów mi o zgodzie! Niech spada, frajer, jak trwoga to do Julki, tak?! - warknęłam.
-Zbyszek! - pisnęła do słuchawki, a ja odsunęłam komórkę od ucha.
-Może ja Wam przeszkadzam? - zmieszałam się nieco. - Dobra, przeszkadzam... Zadzwonię kiedy indziej, jak będę w miarę normalnym stanie... No to... Miłego tam. - skrzywiłam się i od razu zakończyłam połączenie.
-Nikt mnie nie kocha. - chlipnęłam i oparłam głowę o zakończenie kanapy ślepo wpatrując się w sufit, co chwila popijając winem. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Na początku nie zamierzałam otwierać, ale przemogłam się i zwlekłam z łóżka z wielkim trudem.
-Słyszałem, że ktoś tutaj ma kryzys. - przed moimi oczyma stanął Michał.
-Czytasz w myślach... - wpuściłam go do środka.
-Nie no, tak na serio to Basia zadzwoniła z telefonu Zbyszka, że jest z Tobą naprawdę źle... - zdjął buty i przeniósł się do kuchni. Już myślałam, że ktoś tutaj zna mnie na wylot. Po paru minutach na stole przede mną prezentował się ogromny talerz z kremówkami.
-Sądziłam, że nikt o mnie nie pamięta. - wgryzłam się w słodycz, przy tym się cała brudząc, ale nie zważałam na to, w końcu nie musiałam przecież nikogo udawać.
-No to co się stało. - Winiar głęboko odetchnął i usiadł po turecku na fotelu na przeciw mnie.
-Problem pod tytułem Alex.
-Co znowu?
-Nagle się pojawił i chce się pogodzić, bo zatęsknił. Ta cała sukowata Miriana to polka, która nie jest jego dziewczyną, tylko siostrą kumpla! No i co ja mam o tym myśleć!? - wzięłam kolejną kremówkę.
-Nie mów tak szybko, bo Cię nie rozumiem... - zmarszczył brwi, próbując się skupić na tym co gadam. Jeszcze raz opowiedziałam mu całe zajście, ale już ciszej, spokojniej i bez większych emocji.
-A może jednak warto dać Wam szansę? - zapytał niepewnie, jakby to on chciał zejść się z kimś kogo teraz nienawidzi.
-Mam Bartka, jaką szansę?! - burknęłam.
-Skończ z tym Bartkiem. - przewrócił oczami.
-Co mam skończyć?! Kocham go, nic nie mam zamiaru kończyć!
-Oszukujesz sama siebie, zejdź na ziemię i jeszcze raz spójrz na wszystko trzeźwo... - uniósł kącik ust.
-Jestem po niecałej butelce wina, nie mogę myśleć trzeźwo. - stwierdziłam.
-Wszyscy doskonale wiemy, że to co stało się na jego urodzinach nie mogło mieć miejsca. Długo się znacie, ale kompletnie do siebie nie pasujecie!
-Nie mów mi teraz kto do mnie pasuje. - mruknęłam.
-Nie dajesz sobie pomóc!
-Bo nie chcę pomocy!
-A przed chwilą jęczałaś, że wszyscy o Tobie zapomnieli! Julka, opamiętaj się w końcu, bo naprawdę zostaniesz sama...
-Nie zostanę, bo zawsze Ty będziesz obok. - trąciłam go stopą, a on ze zniewagą zgromił mnie wzrokiem.
-No i właśnie z tego powodu nie wiem czy mam się cieszyć... zero we mnie asertywności. - założył ręce na torsie.
-Kochasz mnie? - zapytałam.
-Jak siostrę. - pogroził mi palcem.
-A jak inaczej. - pokręciłam głową. - Co tam u Dagi i Oliego? - dokładnie zajęłam się swoimi paznokciami.
-Oliwier chodzi do szkoły, Dagmara zaczęła pracę jako doradca finansowy i jakoś się nam wlecze...
-Ja Was podziwiam... Tyle po ślubie i ciągle potraficie się wspierać. - uśmiechnęłam się lekko.
-Na tym polega związek. - poruszył ramionami.
-Ja chyba tak nie potrafię. - z powrotem wpatrywałam się w palce dłoni. - Albo nie mam szczęścia...
-Bo sama od niego uciekasz...
-Będziesz mi teraz prawił morały prosto z wenezuelskich romansideł? - parsknęłam.
-No i znowu wychodzi z Ciebie nie przyjmująca żadnej pomocy ofiara, która jedyne co potrafi to użalać się nad swoim życiem!
-Oho, Bartek dzwoni. - wsłuchałam się w dźwięk, który dochodził z mojego pokoju.

______________________________________________________________________

Krótki, bo krótki, ważne, że jest. ;))) 
Dawno mnie tu nie było, ale ja naprawdę jestem coraz bardziej zmęczona i nie wiem czym to jest spowodowane. Za mało śpię? Za dużo lekcji i zajęc dodatkowych? Może... ale to wszystko składa się na cotygodniową dętkę ze mnie! : o

Skra zakończyła swoje zmagania na 5. miejscu. A Aluś powrócił do swoich bałkańskich stron. ;( 
Powiem Wam szczerze, że gdy wczoraj słuchałam sobie "Ona tańczy dla mnie" to przypominałam sobie cały sezon, te emocje, mecze, krzyki, łzy smutku lub szczęścia i nawet nie wiem kiedy to wszystko się skończyło... No i znów uroniłam łezkę... Mam nadzieję, że w takim samym składzie spotkamy się za pół roku! ♥

Pozdrawiam, wiecznie śpiąca i zmęczona, Sissi. ♥


poniedziałek, 1 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 49

PRIMA APRILIS! :*
Wasz odzew w sprawie zawieszenia blogów mnie rozczulił. ♥ Jesteście mega hiper ekstra super kochani! :*

~~*~~

Bartek zawiózł mnie do domu, a ja w końcu mogłam odespać całą noc spędzoną w szpitalu. Chciałam, ale nie mogłam. Co chwila zerkałam na telefon, czy aby Zbyszek na pewno się nie odezwał. Bałam się, że zasnę i nie usłyszę sygnału komórki. W końcu, około ósmej zmógł mnie sen. Nie na długo co prawda, ale lepsze trzy godziny, niż żadna.
-Julka, nie możesz się tak katować. - stwierdził Paweł, gdy zauważył mnie wychodzącą z pokoju. Jadł akurat śniadanie.
-Nie zostawia się przyjaciół w potrzebie. - urwałam i trzasnęłam drzwiami od łazienki. Ciekawe jak on by się zachował, kiedy jego najlepszy przyjaciel leżałby w szpitalu, pogrążony w śpiączce. Skakałby z radości, balowałby, niczym się nie przejmował? Ja tak nie potrafię, zżera mnie sumienie. Wzięłam długi, chłodny prysznic, potem przywróciłam się do normalnego stanu. Lekki makijaż, ciało nasmarowane balsamem, wysoki kok na głowie i szyja spryskana perfumami.
-Zjedz coś chociaż... - poprosił, gdy ja sięgnęłam po butelkę mineralnej wody.
-Nie mam apetytu. - ucięłam.
-Rodzice dzisiaj wpadną...
-Po co? - upiłam trochę wody z butelki.
-Wałówkę dowieść. - odparł obojętnie. Dawno ich nie widziałam. Najpierw problemy taty ze zdrowiem, potem Baśka... - Powiem im jak się zachowujesz. - prychnął.
-Śmiało. - wzrygnęłam się i przeniosłam z powrotem do swojego pokoju. Odpaliłam komputer i usiadłam wygodnie na łóżku. Sprawdziłam pocztę, a tam e-mail od klubu.

Pani Julio!
Zdjęcia rozpoczynające sezon 2013/14 odbędą się 18.09.2013r. w hali sportowej "Energia" w Bełchatowie o godzinie 9:30 na co Panią serdecznie zapraszamy. Liczymy na niesamowite fotografie, które poprowadzą nas przez cały rok. 
Z serdecznymi pozdrowieniami, Hanna Zalewska wraz ze sztabem PGE Skry Bełchatów. 

Hania, młoda dziewczyna pracująca w księgowości, jak zwykle musiała napisać e-mail jak do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Przecież dobrze się znamy, wystarczyłoby miejsce, godzina i data, po co całe te ceregiele dotyczące zdjęć, które będą prowadzić ich przez cały rok? 
-Macie zdjęcia osiemnastego września! - wrzasnęłam, by mnie brat dobrze usłyszał.
-Już osiemnastego? - odkrzyknął zdziwiony.
-Jak mówię, że osiemnastego, to chyba nie piętnastego. - burczałam pod nosem. Sprawdziłam jeszcze Facebook'a, a potem wciągnęłam się w segregowanie zdjęć z zeszłej PlusLigi. Było ich sporo, a każde przywoływało jakieś wspomnienia. Jedno szczególnie zwróciło moją uwagę. Było to w Jastrzębskim hotelu, mój pokój, łóżko, lustro na suficie... Alex obok mnie i nasze pełne improwizacji pozy. Na samą myśl o tamtych chwilach łza kręciła mi się w oku, ale natychmiast zaprzątnęłam głowę czymś innym. Przecież nie mogę się teraz rozczulać, było minęło i już nie powróci. Opcja "usuń" była w tamtym momencie najlepsza. Cały folder ze zdjęciami wraz z Atanasijevićem odeszła w niepamięć. To samo chciałabym zrobić ze wspomnieniami, ale nas, zwykłych śmiertelników nie raczono wyposażyć w takie cuda. Dlaczego? A może dlatego, aby pogryzło nas sumienie, a potem wracać do tych chwil ze łzami w oczach lub uśmiechem na twarzy? Może, ale ja chętnie skorzystałabym z wywalenia wszystkiego do kosza. Nie poczułam ulgi, ale wolność, która odłączyła mnie od przeszłości. Teraz, już tak na serio mogłam rozpocząć nowy rozdział życia. Przyklejam uśmiech na swoją twarz, bo przecież wszystko się ułoży, prawda?
-Julson, która koszula jest lepsza? Ta, czy ta? - kolejno przykładał do swojego ciała kraciaste koszule.
-Weź tę fioletową. - wskazałam palcem.
-Myślisz...? - nieco skrzywił się na wieść o kolorze wdzianka. Liczył na to, że powiem o błękitnej.
-Po co się tak stroisz, to tylko rodzice. - prychnęłam zamykając laptopa.
-No właśnie... - westchnął głęboko siadając na łóżku obok mnie. Na mojej twarzy pojawił się nikły uśmiech.
-Przyprowadzasz kogoś? - trąciłam go łokciem, a on błagalnie się na mnie spojrzał. - Nie? - posmutniałam. Już miałam nadzieję na to, że mój brat w oczach innych kobiet jest atrakcyjnym mężczyzną.
-No tak. - podrapał się po karku.
-No w końcu! - wrzasnęłam klepiąc jego plecy. - Znam tę niewiastę?
-Nie... chyba... nie wiem. - poruszył ramieniem.
-Jak jej na imię? - dopytywałam.
-Marta. - uciął krótko, miętoląc fioletową koszulę w rękach.
-Marta... - rozmyśliłam się nad dziewczyną, do której może należeć to imię. - Nie znam żadnej Marty. Ile ma lat?
-Czy to ma jakieś znaczenie?
-Ogromne! - pisnęłam.
-Trzydzieści cztery. - powiedział cicho.
-Dwadzieścia cztery? Starszą sobie wynalazłeś?
-Nie dwadzieścia. - mruknął.
-A dwadzieścia? To akurat. - wyszczerzyłam się.
-Trzydzieści cztery. - wymamrotał.
-Ile?! - prawie zakrztusiłam się własną śliną.
-Nie będę pięć razy powtarzał! To co, że jest tyle starsza, kochamy się! - warknął wychodząc z pokoju. Mój brat właśnie powiedział, że kocha o dziesięć lat starszą laskę... Przesada? Trochę...
-Przedstawisz ją rodzicom? - zapytałam zmierzając do kuchni.
-Po to ją zaprosiłem. - fuknął.
-Ej, nie denerwuj się... może ja też zaproszę Bartka, przejdziemy przez to razem? - trąciłam go stopą. On zastanowił się chwilę.
-Czemu nie. - wzrygnął się.
-To dzwonię do niego. - od razu ruszyłam po telefon i kiedy już miałam wybierać telefon do Kurka, na ekranie wyświetliło mi się imię Zbyszka. Serce zabiło mi mocniej i po sekundzie komórkę miałam już przy uchu.
-Co się stało? - zapytałam.
-Obudziła się. - odparł siatkarz uradowanym głosem. - Powoli dochodzi do siebie, zamieniłem z nią kilka słów.
-To wspaniale! - krzyknęłam. Nie mogłam pohamować swojej euforii, a z całego szczęścia łzy napłynęły do moich oczu. - Mogę przyjechać?!
-Są teraz rodzice Basi... Ale jeśli chcesz to wpadaj.
-Niedługo będę! - zakończyłam połączenie i od razu pognałam do Pawła z prośbą o zawiezienie mnie do szpitala.
-Ale rodzice... - zaczął, lecz ja rzuciłam w niego jego kurtką. Pokręcił głową, pomamrotał coś pod nosem, ale i tak mnie zawiózł. W szpitalu byliśmy kilkanaście minut później. Od razu wtargnęłam do budynku, a pielęgniarki tym razem nawet nie darły sobie gardeł, bo i wiedziały, że i tak nie warto. Odnalazłam odpowiednią salę i ledwo zatrzymując swój szaleńczy bieg wpadłam do pomieszczenia. Wokół jej łóżka siedzieli jej rodzice i Zbyszek. Poprawiłam włosy i podeszłam bliżej. Leżała blada, zmarnowana i zapłakana. Na sam widok chciało mi się ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale jak narazie nie mam kogo oszukiwać.
-Basia... - powiedziałam po cichu, a ona wtedy mnie zauważyła. Chciała się uśmiechnąć, ale nie potrafiła, smutek cały czas wymalowany był na jej twarzy. Rzuciłam jej się w objęcia, tak bardzo mi jej brakowało.
-Żyję. - odparła. Uwolniłam ją z uścisku, a wtedy przywitałam się z rodzicami Mróz i z Zibim.
-Kiedy stąd wychodzisz? - posunęłam mały taboret pod łóżko.
-Lekarz powiedział, że zostanie conajmniej tydzień na obserwacji. - odpowiedział siatkarz.
-Nie chcę już tutaj leżeć, mam dość tych czterech, sterylnie białych ścian. - warknęła.
-Basieńko, spokojnie. - mama dziewczyny ujęła jej dłoń w swoje. - Musisz dać radę.
-My damy. - dodał Zbyszek, a ja już kompletnie się rozczuliłam. Chciałam mieć kogoś takiego przy sobie, który będzie mnie wspierał w każdym momencie, w każdej chwili.

Nasi rodzice nie byli przychylni do związku Pawła z Martą, lecz do mojego z Bartkiem jak najbardziej. Zjedli u nas skromny obiad, wypytali o wszystko i dowiedzieli się prawie wszystkiego. Zadowoleni z tego, że wszystko u ich dzieci w jak najlepszym porządku, ze spokojną głową wrócili do domu.
Marta okazała się mądrą, porządną dziewczyną, ale fakt, że między nią, a moim bratem jest spora różnica wieku, nieco chłodziła mój zapał. Mogłaby być jego ciocią, a jest dziewczyną. Życzę im jak najlepiej z całego serca, ale związku z przyszłością im nie wróżę.
Bartek zmył się szybko, wyjeżdża na nowy sezon do Rosji. Miał już ofertę ze Skry, by powrócić, ale on powiedział, że gdy dorobi się tam, wróci tutaj. Nie walczyłam z nim, zrobi to co jest dla niego najodpowiedniejsze. Przepraszał, ale zapewniał, że wróci. Pożegnań nie było końca, ale naszego związku oficjalnie nie zakończyliśmy.
Basia wyszła ze szpitala i razem ze Zbyszkiem podjęła decyzję, że na początku października wyjedzie do Rzeszowa. W ciągu jednego miesiąca straciłam dwoje ludzi, którzy byli blisko.
Nadszedł osiemnasty września i czas przygotowań do sezonu. Razem z Pawłem dotarłam na halę i poszłam na boisko zobaczyć moje dzisiejsze miejsce pracy. Jedna połowa parkietu osłonięta granatowym materiałem i do mojej dyspozycji, plus kilka piłek. Rozstawiłam cały swój sprzęt, a na halę wchodzili już pierwsi zawodnicy. Nie wiedziałam też, że zdjęcia dotyczyć będą także młodszych grup, ale mi to nie przeszkadzało, przecież byłam w żywiole. Z nimi było najszybciej, nie dyskutowali, tylko wykonywali moje polecenia, przez co praca była przyjemna i łatwa. Gorzej z ekipą grającą w PlusLidze. Rozwydrzeni faceci, nie umiejący wysłuchać tego co mam im do powiedzenia.
-Plina ile razy mam Ci powtarzać, że nie masz się szczerzyć! - warknęłam powoli tracąc cierpliwość.
-Winiar mnie rozprasza! - odparł.
-Wypad! - wskazałam na całą zgraję siatkarzy stojącą za mną i bawiącą się w najlepsze. Oni choć raz posłusznie wykonali moje polecenie. Od tamtej pory na plan prosiłam kolejno. Kolejny w planach Kooistra, z którym poszło równie szybko jak z Karolem.  Następny był Cupković, ale ten oczywiście musiał się spóźnić, więc wzięłam tego, który gdzieś mi się tam napatoczył. Był to Atanasijević.
-Stań pod lekkim kątem. - instruowałam go, a on bez jakiegokolwiek słowa robił to co do niego mówię.
-Tak dobrze? - zapytał po chwili, a ja skinęłam głową.
-Opuść podbródek! O tak... - krzyczałam zza obiektywu. - Zmruż oczy...
-Nie będę kokietował? - zaśmiał się cicho.
-O, o, o, zostań tak! Unieś prawy kącik ust! Idealnie! Mamy to! - uśmiechnęłam się szeroko, zadowolona z efektu swojej pracy. Z jego zdjęć byłam najbardziej dumna.
-Mogę zobaczyć? - spytał niepewnie.
-Jasne. - wzdrygnęłam się i od razu przeniosłam zdjęcia na komputer. Odpaliłam odpowiednią fotografię, a siatkarz stanął za mną.
-Możesz się trochę przesunąć? - położył dłonie na moich biodrach, a ja momentalnie udsunęłam się w bok. - Z tej strony można trochę przyciemnić... - wskazał palcem na ekran monitora, cały czas obejmując mnie w pasie.
-Można. - urwałam przełykając ślinę. Jego ciepły, równomierny oddech cały czas drażnił moją szyję, a ja nie potrafiłam po prostu odejść, przesunąć się, stanąć gdzie indziej.
-Jesteś naprawdę zdolna. - szepnął odgarniając kosmyk włosów z mojej szyi. - Taki fotograf do skarb... - zbliżył swoją twarz jeszcze bardziej.
-Dzięki. - bąknęłam odpychając go. Zdezorientowany podrapał się po karku i odkaszlnął.
-To kiedy będą wydane?
-Jak rozpocznie się sezon... - ucięłam. Nie chciałam dłużej ciągnąć tej rozmowy.
-Pójdę zawołać następnego... - wydukał zmierzając w kierunku wyjścia.
-Cupkovića jak jest! - krzyknęłam za nim. Cały czas byłam w niemałym szoku, a kolana same się pode mną uginały. Ciągle nie docierała do mnie sytuacja, która przed chwilą miała miejsce. Przypadkowo na pewno się to nie stało.
-Cześć. - przywitał się Kostek i od razu stanął na wyznaczonym wcześniej miejscu. Podrzuciłam mu piłkę, bo nie wiedział co ma zrobić z rękoma. Także chciał zobaczyć efekt końcowy, więc mu to umożliwiłam. Był zadowolony, przynajmniej tak wywnioskowałam po jego minie. Gdy wszyscy mieli już swoje zdjęcia, spakowałam swój sprzęt i pomogłam pani Władzi w ogarnięciu hali. Ona serdecznie mi podziękowała i zaprosiła na kawę do swojego kantorka, ale ja odmówiłam, jak najprędzej chciałam wrócić do domu, jednak uniemożliwił mi to jeden fakt.
-Mogę przejść? - fuknęłam, próbując wyminąć Alka w przejściu.
-A porozmawiamy?
-Ty chcesz rozmawiać? Coś takiego... - odetchnęłam dając sobie spokój. Wyjdę tyłem.
-Poczekaj! - chwycił w porę mój nadgarstek. - Naprawdę chcę dojść do porozumienia.

_____________________________________________________________

Krótki, ale chyba dużo się dzieje, hm? ;-) 
Pozdrawiam, Sissi. ♥