-Wstawaj, pobiegamy. - weszłam do jego pokoju z wielkim hukiem, a on markocząc coś pod nosem, narzucił kołdrę na swoją twarz. - Dobrze Ci to zrobi, chodź. - zciągnęłam z niego nakrycie i pociągnęłam za ręce zsuwając z materaca. Niechętnie podniósł się z łóżka i poszedł w stronę łazienki, z której już po chwili słychać było szum lecącej wody. Dumna z siebie usiadłam na kuchennym blacie i chwyciłam butelkę wody. Włączyłam radio i podśpiewując pod nosem założyłam sportowe buty.
-Zrób coś dla ludzkości i nie śpiewaj, proszę. - burknął Zatorski zapinając swoją szarą bluzę po samą brodę.
-Wsparcie od rodziny przede wszystkim. - parsknęłam i obydwoje wyszliśmy z mieszkania, zamykając je za sobą. Swoje kroki postawiliśmy w stronę przytulnej knajpki, w której serwowali najlepsze śniadania w okolicy i nie, nie był to McDonald. Przed tym jednak zrobiliśmy rundkę wokół osiedla wymieniając się spostrzeżeniami na temat nadchodzącego sezonu ligowego, plus nie zabrakło pikantnych szczegółów z życia Pawła.
-A wiesz co jest najgorsze? Powiedziała, że jestem niedojrzałym małolatem, który jedyne co potrafi robić to odbijać piłkę.
-Prawie czterdziestoletnia kobieta ma swoje wymagania...
-To co ona myślała?! Że będę jej botoks w usta wstrzykiwał?!
-Dzięki Tobie chciała poczuć się młodziej, atrakcyjniej, lepiej...
-Ale najwyraźniej ja nie byłem wystarczająco atrakcyjny. - prychnął z dezaprobatą.
-Przestań! To nie z Tobą jest coś nie tak, tylko z nią. - trąciłam jego ramię. - Ty jeszcze kogoś sobie znajdziesz, ona niekoniecznie.
-Dzięki. - zdobył się na lekki uśmiech. - Skręcamy na croissant'y? - wskazał głową na kawiarnię.
-Pewnie! - pisnęłam z zachwytu i już po chwili znajdowaliśmy się w ciepłym wnętrzu kawiarni. Zamówiliśmy jakże pełno wartościowe wypieki i kawę, którą pachniało od samego wejścia tutaj. Po kilku minutach już zajadaliśmy się przepysznym śniadaniem.
W południe siedziałam jak na szpilkach, oczekując przyjazdu Basi. Miałam pewne teorie, ale nie chciałam zbyt wcześnie się napalać. W końcu usłyszałam ten od dawna wyczekiwany dzwonek do drzwi. Dobiegłam do niego jak strzała natychmiast je otwierając.
-Cześć. - powitała mnie z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy, a zaraz zza niej wyłoniła się postać Zbyszka. Obydwoje mocno wyściskałam i zaprosiłam do środka.
-Mówcie, bo nie mogę wytrzymać! - pomogłam Mrozównie zdjąć płaszcz i odwiesiłam go na wieszak, a moje oczy wyglądały jak dwa okrągłe spodki.
-Wiedziałem, że tak będzie. - zaśmiał się siatkarz.
-Jak będzie? - zmarszczyłam brwi.
-Nie wpuścisz nas do salonu, nie zrobisz herbaty, tylko będziemy tak tutaj stali? - zapytała niecierpliwa Basia.
-Czujcie się jak u siebie! - zaprezentowałam mieszkanie zamaszystym ruchem rąk i natychmiast pognałam do kuchni.
-Kawę, herbatę? Ty Baśka to kawy chyba nie możesz, co?! - krzyknęłam przeglądając etykietki i nie zauważyłam, że właśnie palnęłam głupstwo.
-Czemu nie mogę? - zdziwiła się.
-A możesz? - wychyliłam się zza ściany, spoglądając na parę. Oni spojrzeli tylko po sobie, a Zibi parsknął śmiechem.
-Zrób mi kawę, będziesz kombinować! - bąknęła, a ja posłusznie wsypałam do szklanek po dwie łyżeczki czarnej kawy. Na talerz wyłożyłam kilka wafelków i ciasteczek, i postawiłam je na środku stołu.
-No. - klepnęłam w udo przyjaciółki.
-Witam, witam. - ze swojego lokum wyszedł wiecznie zaspany Paweł i przywitał się z gośćmi. Dosiadł się do nas, w mgnieniu oka pochłaniając waniliowe wafelki. Ja zalałam kawę wrzątkiem i z powrotem wróciłam do dużego pokoju.
-Mówcie! - niecierpliwiłam się, patrząc co rusz na Basię i Bartmana.
-Co będziemy mówić, przeczytaj. - rzeszowski atakujący wyjął z kieszeni zgiętą w pół kartkę, a ja przechwyciłam ją i w mgnieniu oka. Przeczytałam pierwsze zdanie. Zbyszek objął swoją dziewczynę i pocałował w skroń.
-Co to? - wybełkotał Zati.
-Wy jesteście nienormalni. - zgromiłam ich wzrokiem.
-Normalni, normalni, bo w słusznej sprawie. - Mróz poruszała brwiami.
-Co to?! - buzujący brat szturchnął mnie stopą.
-Akt małżeństwa. - urwałam. - Kiedy było wesele?! Czemu mnie tam nie zaprosiliście?!
-Uspokój się! - przerwała mi.
-Uuu, grubo. - zawył Paweł, zapychając się ciastkami.
-To tylko cywilny, nie chcieliśmy robić huku wokół siebie...
-Huku?! To może w ogóle wyjedźcie z kraju, żeby nie robić huku!
-Julka! Chcemy adoptować dziecko, po to był ten cały ślub! - wtrącił Zbyszek.
-Aaa, to zmienia postać rzeczy. - zamilkłam, potulniejąc. - Ale jak to, dziecko? - zmarszczyłam brwi.
-Byliśmy w Domu Dziecka, zaprzyjaźniliśmy się z trzyletnim Gabrysiem...
-Trzyletnim?! Powiedzą, że się puściłaś. - fuknęłam.
-Przestań, okej?! - wrzasnęła Baśka. - To nasza decyzja, a Ty nie masz tu nic do gadania!
-Kiedy będzie mógł zamieszkać u Was?
-Jeśli wszystko pójdzie w miarę bezproblemowo, za tydzień, dwa, będzie już Gabrielem Bartman. - powiedział dumnie siatkarz.
-Chcesz zobaczyć zdjęcie? - zapytała. Przytaknęłam kiwając głową. Z torebki wyjęła prostokątną fotografię, na której widniał promienny i roześmiany chłopiec. Brunet, z wielkimi niebieskimi oczami, niczym Zbyszek.
-Przystojny facet. - zaśmiałam się, a w moich oczach pojawiły się łzy. Łzy szczęścia. - Gratuluję. - przytuliłam się do przyjaciółki, a następnie do atakującego.
-Ale ślub kościelny też ma być! Nie daruję Wam tego! A tym bardziej Tobie! - pogroziłam Basi palcem. - Pamiętasz nasze plany? Mam być świadkową!
-Konkretne wymagania... - roześmiał się Zbyszek.
-Tobie też nie podaruję... - syknęłam groźnie, lecz po chwili na obydwojgu zawiesiłam swoje ramiona. - Będę najlepszą ciocią na świecie. Będę go rozpieszczać słodyczami i zabierać go na mecze Skry, żeby nie wyrósł na rzeszowskiego kibola przypadkiem...
-Kto go będzie zabierał na mecze, ten będzie. - wciął się Paweł. - Załatwię mu wejściówki VIP!
-Na trybunach pozna smak prawdziwego dopingu...
-Już mi chcą syna pod pszczołowate skrzydła podprowadzić... - Bartman pokręcił głową.
-Ładnie powiedziane. - rozczuliłam się. - Syna... Zbyszek w końcu dorośleje.
-Obrażasz mnie! - mruknął Zibi.
-Czyli Ty, Mróz, już nie jesteś Mróz! - olśniło mnie.
-Mróz-Bartman, nie chciałam rozstawać się z nazwiskiem.
-Jeszcze raz gratulacje. - poklepałam małżeństwo po plecach.
-A Ty, pani Kurek? - zapytał siatkarz, trafiając w czuły punkt. Paweł wyczuwając sytuację, natychmiast się ulotnił.
-Może dołożę ciasteczek. - wymamrotałam i przeniosłam się do kuchni.
-Coś nie tak?! - krzyknęła za mną Basia.
-Wy naprawdę wierzyliście, że kiedykolwiek nią zostanę? - zapytałam, stając w przejściu pomiędzy kuchnią, a salonem.
-Szczerze? - udzielił się Zbyszek. - Nie.
-Prawidłowa odpowiedź. - westchnęłam, rozsiadając się na fotelu. - Skończyliśmy ze sobą przez Skype'a. Jak w dwudziestym pierwszym wieku, co? - zaśmiałam się głupio, jakby z bezsilności.
-Trzymasz się? - zapytała Barbara z troską w głosie.
-Jasne. Przecież ten związek od początku nie miał przyszłości. - poruszyłam ramionami.
-Przesadzasz. Przecież się kochaliście...
-Jak brat z siostrą. Nigdy nie czułam do niego nic więcej niż naprawdę zaawansowaną przyjaźń. A teraz? Teraz nie czuję do niego nawet nienawiści...
-A co z Alkiem? - wtrącił Bartman.
-Z tym już lepiej, pogodziliśmy się...
-Chociaż tyle. - Basia posłała mi lekki uśmiech.
-Przestańcie się mną przejmować! Zamiast cieszyć się tym, że niedługo będziecie musieli szykować obiad na troje, to oni lamentują nad moim życiem! Ludzie...
-Sama nie mogę w to uwierzyć... - Mróz zachichotała. W końcu zrozumiałam jak to jest cieszyć się ze swojego szczęścia...
________________________________________________________
Po dokonaniu swojego obowiązku, idę się edukować z matmy.
Ta jasne, już to widzę. : )
Pozdrawiam, Sissi. ♥