-Paweł, zawieź mnie na Grodzką. - pierwsze co, poszłam do brata.
-Czym? Odrzutowcem mam polecieć? Promem popłynąć? - mamrotał namiętnie grając na konsoli z Kłosem. Potem dotarło do mnie, że przyjechaliśmy taksówką. Na Bartka też nie miałam co liczyć, wypił już dosyć sporo. Praktycznie każdy tutaj nie był w stanie prowadzić.
-Słyszałem, że potrzebujesz podwózki. - przed moimi oczyma pojawiła się moja bordowa ramoneska kiedy już wybierałam numer na taksówkę. - Jak zależy Ci na czasie to szybko. - moim wybawcom okazał się Aleksandar. Nie byłam przekonana co do tego pomysłu, a nawet nie chciałam z nim jechać, ale nie miałam innego wyjścia. Poszłam tylko oznajmić Bartoszowi, że jadę do Zbyszka z Alkiem. Szybko zbiegłam po schodach, a przed klatką schodową już stał czarny Mustang. Wsiadłam do niego trzaskając drzwiami, przez co już na wejściu mi się oberwało.
-Co się stało? - zapytał oschle, jakby z przymusu.
-Nie wiem, nie chciał mi powiedzieć. - odparłam obojętnie. Obojętność widoczna była tylko w moim głosie, w głowie rodziły się najczarniejsze scenariusze. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać i czy warto szargać swoje nerwy jadąc tam z człowiekiem, którego teraz conajmniej nie znoszę. - A Ty tak bez niczego zostawiłeś Mirianę w obcym towarzystwie? - miałam ochotę zaśmiać mu się w twarz, ale powstrzymałam się. Wewnętrzny głos mi zabronił.
-Poradzi sobie. - odrzekł, ostro skręcając w lewo, a ja prawie wyłożyłam się na jego kolanach. Ewidentnie za dużo promili pływa w mojej krwi. Dalsza podróż minęła nam w ciszy, nawet radio było wyłączone, a wokół słychać tylko szurgot silnika i nasze oddechy, które były nieludzko szybkie. Nie wiem, czy to dlatego, że oboje chcieliśmy już wysiąść z tego samochodu, aby nawzajem nie stykać się ramionami, czy to dlatego, że martwiliśmy się o Basię. Ja marzyłam o tym pierwszym, a bałam się o to drugie. Po kilkunastu minutach katorgi dotarliśmy na Grodzką. Tam po jednej stronie ulicy szpital, a po drugiej restauracja. Nie przypuszczałam nawet, że o trzeciej w nocy ktoś będzie siedział w restauracji, tym bardziej w zamkniętej. Stres i adrenalina wzięła nade mną rządy i jak wiatr wtargnęłam do sterylnej poczekalni szpitala. Za mną wbiegł Atanasijević. Nie zważając na krzyki i pretensje pielęgniarek pobiegłam wzdłuż korytarza w zamiarze odnalezienia siatkarza i przyjaciółki. Gubiłam się wśród biało-błękitnych labiryntów, co chwila potykając się o łóżko z pacjentem. Alex biegał za mną w tę i z powrotem. Po wielu zmaganiach w końcu natrafiliśmy na Zbyszka. Siedział pod jedną z sal, z twarzą wgniecioną w dłonie. Łzy momentalnie napłynęły do moich oczu, choć tak naprawdę jeszcze nic nie wiedziałam. Wolnym krokiem podeszłam do Zbyszka i mimowolnie przejechałam dłonią po jego plecach. Trząsł się, płacząc. Nie byłam w stanie wydusić nawet prymitywnego "co się stało", słone krople zataranowały moje gardło. On ciągle płakał, oparty łokciami o uda, żadne z nas nic nie mówiło, nawet Alek usiadł na krzesłach po drugiej stronie i przypatrywał się nam.
-Co jest? - wydukałam w końcu. Zbyszek spojrzał wtedy na mnie czerwonymi i napuchniętymi od płaczu oczami. Zacisnął zęby i jakby na chwilę chciał się nawet uśmiechnąć, ale nie umiał, mimika twarzy ciągle była ta sama.
-Mieliśmy wypadek. - oznajmił, ocierając mokre policzki i wpatrując się w jeden punkt przed sobą. - Jechaliśmy na urodziny do Bartka... - znów opuścił głowę, lecz powstrzymał strumienie wody lecące z oczu i ponownie podniósł twarz, obierając nowy obiekt spojrzenia. Spontatnicznie chwyciłam jego dłoń, lekko pocierając kciukiem. - Ona mówiła mi żebym zwolnił - mówił łamiącym głosem, jakby kolejny raz miał wybuchnąć płaczem. - Ale ja tak bardzo się spieszyłem. Przejechałem na czerwonym, akurat na krzyżówce znalazł się tir... - uciął na chwilę, aby znów otrzeć twarz. - Uderzył w auto od strony pasażera. Ona krzyczała moje imię, powiedziała, że chyba umiera... - to ostanie zdanie wypowiedział już poprzez łzy, nie umiał ich pohamować, tak jak ja. Kątem oka widziałam, jak nawet Alek niepozornie ociera policzek, pociągając nosem. Byłam w totalnym szoku, zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden wieczór.
-Żyje? - szepnęłam. On ponownie schował twarz w dłonie, szlochając głośno.
-Nie wiem. - powiedział cicho, praktycznie bezdźwięcznie. - Nie wiem, nie wiem, nie wiem... Lekarze nic nie mówią, nikt mi nie chce nic powiedzieć! - podniósł głos. - A jeśli ją zabiłem?! - spojrzał na mnie wzrokiem błagającym o to, żebym zaprzeczyła. Ja jednak nie odważyłam się na żadną reakcję. - Co jeżeli już nigdy nie zobaczę jej uśmiechu?! - mocniej ścisnął obydwie moje ręce. - Nigdy sobie tego nie wybaczę... - dodał już znacznie ciszej ciągle świdrując mnie wzrokiem. Nie wiedziałam, czy mam go pocieszać, gdyż kompletnie nie wiedziałam jaka jest sytuacja.
-Przynieść Wam kawy? - z drugiej strony odezwał się nadwyraz spokojny głos Alka. Obydwoje skinęliśmy głowami, a chłopak ruszył w stronę automatu z napojami. My ze Zbyszkiem ciągle siedzieliśmy w tym samym miejscu i czekaliśmy na jakikolwiek odzew ze strony lekarzy, lecz nic takiego się nie stało. Siedzieliśmy tam i płakaliśmy wspominając stare dzieje. Wypiliśmy trzy kubki kofeiny, ale nie martwiliśmy się o zawał serca. Bardziej o to co dzieje się z Basią. Odebrałam kilka telefonów od Pawła, kilka od Bartka i jeden od Winiara. Wszyscy chcieli dowiedzieć się co się stało i co z nami.
Nagle, nad ranem po trzech godzinach naszego wspólnego czuwania przed nami pojawił się mężczyzna w białym fartuchu i granatową podkładką pod kartki.
-Rodzina pani Mróz? - zapytał oficjalnym tonem.
-Tak. - uciął Bartman.
-Pani Mróz jest w stanie krytycznym, aktualnie znajduje się śpiączce. - mówił bez jakiegokolwiek poruszenia, jakby to co dzieje się teraz było najnormalniejszą rzeczą na świecie.
-Co z dzieckiem? - zapytał przerażony Zbyszek.
-I właśnie do tego chciałbym nawiązać... - lekarz westchnął głęboko. Wszyscy troje głośno przełknęliśmy ślinę.
-Przeżyją? - siatkarz odezwał się łamliwym głosem.
-Ryzyko śmierci jednego z nich jest ogromne, wręcz nieuniknione. - odpowiedział.
-Jak to!? - wrzasnęłam.
-Mąż? - zwrócił się do Alka, a on pokręcił głową.
-Ja jestem narzeczonym. - wtrącił Zibi, a lekarz wyraźnie się zmieszał.
-Więc musi Pan wybrać, albo narzeczona, albo dziecko... - jednym ruchem skreślił coś na białej kartce i przeniósł na nas wzrok. Zbyszek nie wiedział co ma powiedzieć, oczekiwał od nas pomocy. - Liczy się czas...
-Naprawdę nic nie da się zrobić?! - krzyczał. - Co to jest za szpital, jeśli nie potraficie uratować człowieka!
-Niech się pan nie unosi, robimy wszystko co w naszej mocy... - uspokajał go doktor. Załamałam się. Za chwilę mogę stracić najbliższą mojemu sercu osobę.
-W Waszej mocy?! Nic nie jest w Waszej mocy! Takie pytania w ogóle nie powinny mieć miejsca!
-Wiem jak się pan teraz czuje, ale naprawdę proszę zachować spokój...
-Jak mam zachować spokój, jeśli muszę wybierać pomiędzy narzeczoną, a jeszcze nienarodzonym dzieckiem?!
-Rozumiem pana reakcję, ale pańska furia w niczym nie pomoże.
-Zbyszek, naprawdę, ochłoń, przemyśl wszystko... - włączyłam się do dyskusji, choć fatalnie się czułam.
-Nad czym mam myśleć... - warknął, przecierając swoją twarz.
-Zostawię państwa samych, liczę na szybkie podjęcie decyzji... - powiedział na wychodnym i odszedł w stronę innych szpitalnych sal.
-Zbyszek, dzieci będziesz mógł mieć jeszcze mnóstwo, Basia będzie jedna... - te słowa ledwo przeszły przez moje gardło. Nawet nie chciałam ich wypowiadać...
-Dlaczego tak musi być? - spytał Bartman, jak małe dziecko wtulając się we mnie. - Dlaczego to ja muszę wybierać? Co mam zrobić?
-Zbyszek, bądź silny, wszystko jest w Twoich rękach. - gładziłam jego plecy.
-Nie mogę, nie umiem...
-Dasz radę. - westchnęłam. Teraz to ja hamowałam swój płacz, ledwo utrzymując się na krześle. Myślałam, że za chwilę padnę na podłogę i stracę przytomność.
-W sumie... ja już chyba podjąłem decyzję. - oderwał się ode mnie.
-Pamiętaj, tego już nie da się odwrócić, przemyśl wszystko.
-Wiem. - odparł chłodno. - Jest tylko jedna osoba, bez której nie mam po co żyć. - uśmiechnął się blado.
-Jeśli według Ciebie to dobry wybór, to go podejmij...
-Podjęli już państwo decyzję? - przed nami znowu stanął doktor, który zajmował się Barbarą.
-Tak. - oznajmił siatkarz. - Chcę, aby przeżyła moja narzeczona...
-Jest pan pewien?
-Jak nigdy.
-Podejmiemy co do tego właściwe działania... - poinformował lekarz i zniknął z naszych oczu.
-Czuję się jak morderca... - stwierdził polski atakujący.
-Nie miałeś innego wyjścia, musiałeś to zrobić...
-Dziękuję, że tu ze mną byliście, sam nie dałbym rady... - mocno mnie przytulił.
-Basia jest tak samo ważna dla Ciebie jak i dla mnie... - odwzajemniłam uścisk. Zbyszek uścisnął dłoń Alex'a
-Idź spać, strasznie wyglądasz... - skwitował Bartman.
-I tak się czuję. - odparłam. Ostatni raz się z nim pożegnałam i razem z Alkiem poszliśmy w kierunku wyjścia. Słaniałam się na nogach, myląc kierunki, a stopy plątały się pode mną.
-Co z Tobą, źle się czujesz? - zapytał w końcu, otwierając przede mną drzwi auta.
-Trochę mi słabo. - odparłam i rzuciłam się na siedzenie.
-Znowu za dużo wypiłaś, nie pamiętasz o chorobie? - zganił mnie Atanasijević, przekręcając kluczyk w stacyjce.
-A co martwisz się o mnie? - parsknęłam zapinając pasy, jednak w odpowiedzi usłyszałam ciszę. Alek ruszył z piskiem opon, a ja oparłam głowę o zagłówek i biłam się z organizmem, aby tylko nie zwymiotować. Podróż jak zwykle minęła nam w ciszy. Na ulicach pusto, sygnalizacja wyłączona, tylko my pędziliśmy przez skrzyżowania. W końcu dotarliśmy pod klatkę schodową mojego starego mieszkania.
-Nie mieszkam tutaj... - skrzywiłam się.
-Co Ty bredzisz, wysiadaj... - westchnął siatkarz.
-Naprawdę, razem z Pawłem przeprowadziliśmy się. - oznajmiłam.
-Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś? - bąknął. - Gdzie mam Cię zawieźć?
-Na Łódzką...
-Czemu zmieniliście mieszkanie? - zapytał.
-Długa historia... - machnęłam ręką. Nie chciałam wracać wspomnieniami do tamtego momentu.
-Mamy czas. - zdobył się na lekki uśmiech, choć ten po chwili zniknął z jego twarzy.
-Lepiej mi powiedz co z Mirianą... nie martwisz się o nią, jest późno, zostawiłeś ją samą u nieznajomych...
-Nie zmieniaj tematu, ona poradzi sobie lepiej niż myślisz. - urwał.
-Naprawdę nie chcę teraz gadać na ten temat, może kiedyś się odważę. - powróciłam do swoich rozmyślań. Z nich wyrwał mnie głos Alka i pytanie, w którą uliczkę ma wjechać. Wytłumaczyłam mu, a on sprawnie podjechał pod moje mieszkanie.
-Może wejdziesz? - zapytałam nieśmiało. W sumie z grzeczności. Modliłam się, aby odmówił.
-Dzięki, ale jest już rano... - wskazał na wyświetlacz telefonu. Szósta osiemnaście.
-No to... do zobaczenia kiedyś tam. - uniosłam brew.
-Trzymaj się. - pohamował się, żeby tylko się nie uśmiechnąć. - Pozdrów Bartka. - krzyknął za mną kiedy ja przymykałam drzwiczki Mustanga. Odetchnęłam, że to już koniec mojej mordęgi. Już pewniejszym krokiem niż dotychczas doszłam do mieszkania. Tam znajdował się już Paweł. Brał akurat prysznic. Ja także zdjęłam swoje szpilki, które strasznie pokaleczyły moje stopy. Usiadłam na kanapie, a oczy same mi się zamykały.
-O, kto raczył się zjawić. - Zati wyszedł z łazienki, przepasany jedynie ręcznikiem zostawiając po sobie mokre ślady stóp na panelach. - Kuraś płakał, że nie odbierasz od niego telefonów...
-Jak nie odbieram, jak odbieram. - fuknęłam i teraz ja zajęłam pomieszczenie z prysznicem. Tego mi było trzeba. Tego orzeźwienia, chłodu i czystości. Po krótkim ogarnięciu swojego ciała wyszłam z łazienki i od razu skierowałam się do pokoju.
-Mam dla Ciebie dobrą wiadomość. - krzyknął Paweł z kuchni. Nie wnikam co robił tam już o szóstej rano po całonocnej imprezie...
-Olśnij mnie. - rzuciłam się na łóżko. Nie miałam już kompletnie siły.
________________________________________________________________
I znowu moja dyscyplina poszła gdzieś. :c
Znowu nie napisałam rozdziału tak, jak miało być.
Znowu wszystko pomieszałam i sama się w tym gubię.
Znowu przedłużam opowiadanie.........
Ale to dobrze? Czy nie? ;>
Pozdrawiam, Sissi. ♥
bardzo dobrze ;) chce wiecej i wiecej :D
OdpowiedzUsuń;-)))
Usuńoj tam dyscylina! Mi się rozdział bardzo podoba! :D Czekam na następny z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie: http://nawiedzona-deskorolka.blogspot.com/
no_princess :D
Cieszę się. ♥
UsuńNa pewno zajrzę! ;-)
baaaardzo bardzo dobrze !!!
OdpowiedzUsuńJeśli chcesz to kończyć to ja chce żeby Aleks z Julką byli razem ;) Ale nie kończ no ! Jeszcze nie :D
Zapraszam do siebie ;)
pozdrawiam :)
Hahaha :D
UsuńDzięki, na pewno wpadnę. ;-)
Również pozdrawiam.
o nie:( Błagam, żeby Basia przeżyła, ale okropnie żal mi dziecka...Biedny Zbyszek, że musiał podjąć taką decyzję i na pewno czuje się winny skoro to on prowadził i ti uderzył od strony pasażera a jemu nic się nie stało, nawet draśnięcie...:/ Kurde no niby Jula jest z Bartkiem, ale mimo że pisałam, że Aleks stał mi się obojętny przy ostatnim rozdziale, to teraz znowu chciałabym, żeby do siebie wrócili. Uwielbiam Twoje opowiadanie, uwielbiam, więc nie kończ, jeszcze nie jestem na to gotowa ;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło
In my head :*
Dziękuję za miłe słowa. ;-)
UsuńJa również pozdrawiam!
Dla mnie to opowiadanie mogłoby trwać wiecznie !
OdpowiedzUsuńMam jeszcze cichą nadzieję, że Julka i Aleks będą razem :)
Dzięki! ;-**
UsuńOjoj nieźle namieszałaś ;/ Mam nadzieję, że Basia z tego wyjdzie i wszystko będzie dobrze... Julka i Bartek jakoś mi się razem nie widzą, nie wiem czemu... Ona musi być z Aleksem :D Liczę na to, że dobra wiadomość Zatiego będzie brzmiała mniej więcej tak: " Wiesz Julka... Miriana o tylko koleżanka/ przyjaciłóka/ znajoma? Alka" Nie kończ tego opowiadania, bo normalnie się od niego uzależniłam :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMusi się coś dziać. ;-)
UsuńTakże pozdrawiam. ;-)
Jakbyś miała czas i ochotę to zapraszam serdecznie do mnie :) http://szczescierodzinamiloscwygrana.blogspot.com/
UsuńTY.MASZ.NIGDY.TEGO.NIE.KOŃCZYĆ! Nie wiem, jak to zrobisz, ale masz nie kończyć, bo nie przeżyję :P
OdpowiedzUsuńJejku, jak szkoda Zibiego. Nie wiem, czy om ma gorzej, czy Basia. Kurde dlaczego nie zwolnił tego samochodu debil!
Ciekawe co to za info ma Paweł dla Juli :)
Pozdrawiam ;*
Hohoho! :3 Chcę jak najdłużej pisać! :D
UsuńRównież pozdrawiam. ;-)
O jezusie ,boże święty masakra żal mi strasznie ZB9 nie wiem ,czy ja bym umiała wybrać na jego miejscu i wgl mam nadzieje ,że Basia przeżyje i że będzie dobrze ,że Julka wróci do alka bo męczą siebie nawzajem. Zapraszam do siebie na nowy rozdział pieprznieta.blogspot.com
OdpowiedzUsuńJa także nie umiałabym wybrać. :c
UsuńDziękuję za info, na pewno zajrzę. ;-)
o biczys ;ooo ale mieszasz. nie ładnie tak ;c :D i świetnie, że przedłużasz, bo opowiadanie jest świetne ;). Czekam na kolejny ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam w międzyczasie do mnie ;) www.volleyball-passionforlife.blogspot.com Nowy rozdział czeka ;)
Ładnie, ładnie, inaczej nikt by nie czytał! :D
UsuńNa pewno zajrzę do Ciebie. ♥
Nie wiem od czego zacząć? I pewnie połowę zapomnę co chcę napisać xd
OdpowiedzUsuńIdąc od początku już sobie tworzyłam, że nasz Aleks może jej coś miłego powie... :D A tu cisza... no okej;/
Ale jak to WYPADEK!? Bartman! Ty chociaż w jednym opowiadaniu grałbyś flegmatyka :D Oo może ja ciebie takiego stworze? Ale muszę z Papą Smerfem pogadać czy zrobi mi miksturę xd dobra co ja gadam xd
Jak to tak wybrać dziecko czy kobieta? ;OOO To chyba niech lekarz podejmie się ratowania i co sie uda... Przecież Baśka go zabiję jak się dowie! Nie dość że spowodował wypadek to jeszcze zdecydował (!) zabić ich dziecko! Panie Bartman coś mnie nos kręci że nie bedziesz miał ani dziecka ani Basi... Oo a może tak Bartmana wysłać gdzieś do Kazachstanu?:P Tam też może grają w siatkę?!;> A baśkę dać do Bartka jak ma biedak płakać po Julii a Dżulson do Alka!!!
Jak ma ta jego Mirinda? nie, to napój. Miramia?;> Ciekawe co ona robiła z resztą siatkarzy...? Jakoś nie jest mi żal Bartmana! Może tak ociupkę, ale sam zasłużył! Oo jaki bulwers z mojej strony! ;O jak zatora przekrojoną nie przekrojona bułkę xd Aa to nie ta historia xd
Ach kończe mój wywód :D
Co ty dalej wymyślisz?;>
Pozdrawiam:*
I co, napisałaś wszystko co miałaś napisać? :D
UsuńPapa smerf, czemu akurat on?! : o Gargamel prędzej! Do Zibiego tylko on!
Kazachstan? Why not.....
Miriana Paulinko, Miriana... jak Ty rozdziału bez zrozumienia czytasz! :D
Wymyślę, wymyślę, mam kilka chwytów. ;>
Ja też pozdrawiam. :*
A właśnie nie wszystko :P
UsuńZati przepasany ręcznikiem... ^^ yyy to co ja tam pisałam xd
Więc no ciekawe jaką to on niespodziankę ma dla Juli? :D
A co do imienia panny Aleksa to nie jest to dla mnie zbyt istotne i nie pamiętam :D
Aaaaaaa, to jestem w stanie zrozumieć Twoją roztropność. :D hahahah ♥
UsuńCoś tam mi wspominał, że ma dla niej coś ciekawego...
O cholera...przepraszam za słownictwo, ale nie jestem w stanie inaczej tego ująć. Ale namieszałaś. Kurde. Basia się załamie kompletnie jak się dowie, że dziecka nie ma. Ciężki wybór nie ma co. Ale lekarz to jednak powinien walczyć i o dziecko i o Basię. Biedny Zbyszek.
OdpowiedzUsuńkurde. Ja już kompletnie zgłupiałam. O co wgl chodzi z Alkiem? Nie rozmumiem go ni w grosz. I teraz kogo tu wybrać Kurka, który był cały czas przy niej, czy Alka, który jej nie uwierzył, ale byli świetną parą? Cieżki orzech do zgryzienia. Pozdrawiam i czekam na kolejny :)
Oj ciężki, ciężki, Julka sama niedługo się pogubi... w sumie już się pogubiła. ;-)
UsuńA co do lekarza do się zgadzam, ale co poradzić na naszą polską służbę zdrowia? :c
Ja również pozdrawiam. ;-*
Dziękuję i również pozdrawiam. ;-*
OdpowiedzUsuńDobra dobra dużo się dzieje ;p Julia z Bartkiem , Alek też ma kogoś.Do tego Basia.Mam nadzieje, że szybko z tego wyjdzie.Czekam na kolejny i zapraszam.
OdpowiedzUsuńhttp://parkiet-siatka-mikasa-moje-marzenie.blogspot.com/
To chyba dobrze? ;-)))
UsuńTo świetnie ! Ale czy na prawdę musisz urywać w takich momentach ? -.-
OdpowiedzUsuńJa nie wyobrażam sobie żeby Julia nie była z Alkiem.No weź powiedz , że oni będą razem :D Ona nie pasuje mi do Kurasia xd
A tak jakoś. ^_^
UsuńTo nie do mnie, to do Julsona! :D
Ej no, jak to wypadek?! Jak to prawie umiera?! Nie, nie, nie! Protest, pikieta! Bartman, opanujże się z tą szybką jazdą D: Wiem, że lubisz, bardzo lubisz, ale co za dużo te niezdrowo!
OdpowiedzUsuńOk, ja nawet nie wiem, co ja piszę...
Dodam co do tego tylko to, że jak Basia z tego nie wyjdzie, to... Dobra, nie grożę :D Ale w każdym razie mam nadzieję, że dobrze będzie. Bo ma być!
Oj, trudny okres nadchodzi w opowiadaniowym życiu naszych bohaterów (Milusińskich? XD Ok, nie...)
Zati pewnie wpadł na jakiś "genialny" pomysł, ciekawa jestem :D
Mam nadzieję, że pytanie o to, czy przedłużanie opowiadania jest dobre, to pytanie retoryczne. Prawda? :DD
Pozdrawiam ;>>
volleyball-journalist.blogspot.com
Zati jak zawsze genialny! :D
UsuńA ma być retoryczne? ;-)
Również pozdrawiam. ;-*
bardzo dobrze że przedłużasz! a ja się teraz modlę żeby wrócili do siebie z Alkiem :P
OdpowiedzUsuń;-))
UsuńNie marudź. Dobrze jest :) Nawet bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńAle..jak to wypadek? ;o mam nadzieję, że jej nie uśmiercisz.
Widać że Julka i Aleks nie są sobie całkiem obojętni. Mam nadzieję, że jeszcze będzie jak kiedyś :)
Ciekawe co to za wiadomość...
Pozdrawiam
To się cieszę. ♥
UsuńRównież pozdrawiam. ;-)
jest git ^^
OdpowiedzUsuńTo git. :D
UsuńNawet bardzo dobrze :D
OdpowiedzUsuńPrzedłużaj jak najdłużej ;) Szkoda Zbyszka :( Rozdział świetny i czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńPISZ! Jak najdłużej.
OdpowiedzUsuńBiedny Bartman. Biedna Julka. Biedny Aleks. Biedny Kuraś. Jakoś tak dziś wszystkich mi żal. ; C
Jak mogłaś przerwać w takim momencie? How could you?! Dodaj następny jak najszybciej, bo już się niecierpliwię ; *
nigdy w życiu nie chciałabym się znaleźć na miejscu Zbyszka i być zmuszoną do podjęcia tekiej decyzji :/
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://niedostepni-dla-siebie.blogspot.com/
Szkoda ,że dziecko Baśki i Zbyszka umarło. Czekam na więcej i zapraszam do mnie na volleyball-lost-dreams.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNiech będzie z Alkiem!!!Może okaże się,że ta Mirinda czy ktoś to taka podpucha,żeby była zazdrosna:)Straszne z tym dzidziusiem
OdpowiedzUsuńBoskiee = ] Szkoda małego bebiskaa ; (
OdpowiedzUsuńuwielbiam to opowiadanie ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie: http://siatkarskieopowiadania.blogspot.com/
Czekam z niecierpliwością na każdy nowy rozdział! Świetnie piszesz! :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie zaczynam swoją przygodę z pisaniem i chciałabym cię zaprosić na mój blog http://hope-is-the-only-thing-i-have.blogspot.com Wejdź jeśli możesz i chcesz :) Będę wdzięczna :)
Nowy rozdział u mnie ;) http://169141613.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPS: A co z blogiem: W tanecznym rytmie siatkówki? :)
Dzięki. ;-)
UsuńTak jak mówiłam wcześniej, on jest jakby "dodatkowy", bo miałam wcześniej skończyć "I obiecaj..." i skupić się na "piruetach", ale wyszło inaczej. :c
Jeeej przeczytałam wszystko i jestem pod nie małym wrażeniem!!! kocham twojego bloga!!
OdpowiedzUsuń+ zapraszam http://fuck-off-i-love-volleyball.blogspot.com/2013/03/chapitre-deux_23.html
Zapraszam na nowy rozdział. :))
OdpowiedzUsuńhttp://169141613.blogspot.com/