środa, 30 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 35

-Co się stało? - zamknęłam lufę aparatu, dociekliwie spoglądając na siatkarza.
-Słuchaj, Zbyszek prosił mnie, abym Ci to przekazał... - przed moimi oczami ukazała się biała koperta, ze starannie wykaligrafowanymi literami, przedstawiającymi moje imię.
-Co to jest? - głośno przełknęłam ślinę.
-Nie wiem, kazał mi tylko Ci to dać... - wzruszył ramionami i jeszcze raz podstawił kopertę pod mój nos.
-Ale ja nie chce tego przyjmować. - zacisnęłam wargi.
-Zibi mnie zabije, jeśli dowie się, że Ci tego nie dostarczyłem! Chcesz żeby taki przyjmujący zginął śmiercią tragiczną? - zaśmiał się cicho, lecz mi wcale nie było do śmiechu. Odkaszlnął i po raz kolejny nakazal, abym wzięła kopertę.
-Możesz sam ją otworzyć i powiedzieć mi co w niej jest? - zapytałam niewinnie. On uniósł brew. W pierwszej chwili chyba nie za bardzo skłonny był do tego pomysłu, lecz widząc moją proszącą minę zgodził się. Rozerwał brzegi białej koperty i delikatnie wyjął zgiętą w pół kartkę.
-List. To już chyba sama powinnaś odczytać. - uniósł lekko prawy kącik ust i wręczył mi skrawek papieru.
-Dlaczego on mi to robi... - szepnęłam po cichu. Czułam jak po moim policzku płynie slalomem słona kropla.
-P-płaczesz? - Michał wyraźnie się zająkał. Nie zareagowałąm. Uniosłam tylko oczy, a zdezorientowany siatkarz z Jastrzębia wlepił we mnie wzrok.
-Wiesz, coś mi wpadło do oka. - uśmiechnęłam się sztucznie, a Michał spojrzał na mnie wzrokiem typu "are you fucking kidding me?"
-Zbyszek coś Ci zrobił? - zapytał.
-Nie. - odpowiedziałam krótko. Bo w zasadzie nic. Pomijając hektolitry wylanych łez. Można byłoby uznać, że przez niego mogłoby dojść do odwodnienia mojego organizmu, a to jest karalne!
-Przepraszam Cię, ale muszę Cię zostawić... rozumiesz. - wskazał na wychodzących właśnie Jastrzębian.
-Jasne... - wytarłam policzki. - I dziękuję! - krzyknęłam za nim, a on uniósł kciuki do góry. Głęboko westchnęłam i otworzyłam kartkę, na której także były pięknie wypisane litery.

Nie zacznę tego listu, tak normalnie, jak powinienem. Nie zacznę od "Droga Julko". Zacznę od tego, jak bardzo Cię przepraszam. Wiem, ile już przeze mnie zdążyłaś wycierpieć, ile zmartwień i nerwów straciłaś. Powinienem już dawno zrozumieć, że nie mogę Cię mieć. Odkąd pierwszy raz zobaczyłem Cię w Bełchatowskiej sali nie mogę przestać o Tobie myśleć. Twój promienny uśmiech cały czas tkwi w mojej głowie, a zmysłowy głos szumi w uszach. Gdy zaczęliśmy ze sobą pisać, poznawać się nawzajem myślałem, że coś między nami się narodziło, jakaś więź, która zagwarantuje nam szczęśliwą miłość. Jednak tak nie było. Być może to ja nawaliłem, moja pewność siebie kolejny raz zawiodła. I właśnie z tego miejsca chciałbym Cię jeszcze raz, szczerze przeprosić. Nie jest mi łatwo pogodzić się z myślą, że straciłem Cię na zawsze. Nie będzie mi prosto usunąć Cię z moich wspomnień. Jednak postaram się. Wiesz jednak co pozostawię ocalałym od zapomnienia? Smak Twoich ust, którego dane mi było zaznać. 
Życzę Ci... wszystkiego najlepszego. 
Do wspaniałego, wymarzonego zobaczenia...
                                                                                     Z.

Ogromna łza trafiła akurat na pierwszą literę jego imienia. Tusz czarnego długopisu rozpłynął się na kartce pozostawiając tylko ciemną plamę. Chciałam porwać tę kartkę na drobny mak i wrzucić do śmieci, pognieść, zdeptać i podpalić. Lecz nie miałam odwagi. Nie miałam odwagi tak postąpić, chociaż tak bardzo nienawidziłam Zbyszka. Nienawidziłam, ale... nie ale. Nie było żadnego "ale". Czytając te kilkanaście zdań poczułam jak bardzo mięknie mi serce. Wiedziałam ile uczuć włożył w napisanie tego. Podświadomie zaczęłam wyczuwać jego ostre perfumy, które drażniły moje nozdrza. Starannie złożyłam papier i schowałam go do koperty. 
-Co się z Tobą dzieje? - w przejściu stanął nieźle zmachany Winiarski zachłannie łykający wodę. 
-Nie wiem. - bąknęłam i poszłam w jego stronę. Do jego torsu przyłożyłam kopertę od Zbyszka i weszłam na halę, przywracając się do porządku. 
-Kurde, kto w tych czasach pisze takimi literami? - zaśmiał się przyjmujący. 
-Bartman. - odparłam krótko, a Michał zaraz znalazł się obok mnie.
-Co on znowu od Ciebie chce? - zatrzymał mnie, stając przede mną.
-Już nic. - uciekałam wzrokiem, aby tylko nie spojrzeć w jego oczy. - Chce zapomnieć... i przeprosić.
-Cud, że nie stawił się osobiście! - parsknął. - Ten to ma tupet... - pokręcił głową wyjmując list z koperty. 
-"Nie zacznę tego listu, tak normalnie, jak powinienem. Nie zacznę od "Droga Julko". Zacznę od tego, jak bardzo Cię przepraszam." - wyrecytował. - Cholera, chyba nie chcę tego czytać... 
-To nie czytaj. - wyrwałam mu korespodecję z rąk i wpakowałam ją do kieszeni bluzy. Ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy wkroczyłam na boisko. 
-Myślałem, że mi Cię porwał! - wrzasnął Alex, leżący na parkiecie i rozciągając swoje mięśnie. 
-Spoko, sytuację opanował Winiar. - przedstawiłam go zamaszystym ruchem rąk. 
-Winiar naszym bohaterem! - Wlazły nabijając się z przyjaciela, klasnął w dłonie. 
-To co panowie, sesyjka? - poruszałam brwiami, a oni wszyscy jednocześnie wywrócili ślepiami. Tak, właśnie swoim zachowaniem potrafili niemiłosiernie poprawić mi humor. Zapomniałam o tych wszystkich rozterkach, które pozostawiłam za sobą na korytarzu. Jestem teraz z nimi, robię im zdjęcia, doskonale się bawię i czuję. Razem ze mną jest ukochana osoba mojego życia i brat. O bracie już nic więcej nie mogę powiedzieć... postanowiłam, że już nie będę więcej użalać się nad moim życiem. Przeskoczyłam bandy i podbiegłam do Alka. Rzuciłam się na niego, wgniatając go w boisko. 
-Kocham Cię. - powiedziałam wpatrując się w jego duże, brązowe oczy.
-Nie byłem gotowy na takie wyznania miłości... ale okej, ja Ciebie też. - położył dłonie na moich lędźwiach i pocałował mnie. 
-Oddawaj aparat! - Cupko zabrał mi sprzęt i teraz on stał się chwilowym fotografem PGE Skry Bełchatów. Cały kadr zajmowam ja z Alexem. Szczerzyliśmy się, robiliśmy głupie miny, dopóki nie dołączył do nas Pliński i zasłonił nas swoim olbrzymim ciałem. Wskoczyłam mu na plecy, mierzwiąc jego włosy, co także zostało uwiecznione. Winiarski zciągnął mnie z Daniela, przerzucając mnie sobie na ramię i wybiegł na zewnątrz. Wylądowałam w chodnikowej kałuży, co skończyło się całymi mokrymi spodniami. 
-Nie żyjesz! - rzuciłam się w gonitwę za przyjmującym.
-Ooo, Juleczka nie zdążyła do toalety? - zasmucił się Mario, ocierając wyimaginowaną łzę.
-Dziecko drogie... - Zator głęboko westchnął, kręcąc głową.
-Dajcie mi coś do przebrania... - poprosiłam.
-Chodź, mam zapasowe spodenki. - rozbawiony Atanasijević zaprowadził mnie do szatni i odstąpił mi swoich treningowych spodenek.
-Czemu się nie przebierasz? - zapytał przyglądając się mi.
-Zgadnij. - trąciłam jego ramię.
-Wstydzisz się mnie? - uniósł brew, a ja niewinnie przytaknęłam kiwając głową. - A może mam Ci pomóc? - wolno do mnie podszedł, a ja zmrużyłam oczy i lekko się odsunęłam.
-Myślę, że sobie poradzę. - poklepałam jego policzek i wypchnęłam go na hol. Słyszałam już piłkę obijaną o boisko i piski podeszw. Szybko się przebrałam, a mokre dżinsy odłożyłam na kaloryfer. Zamknęłam szatnię i wróciłam na salę. Wzięłam leżącą na krzesełkach lustrzankę i przeglądałam zdjęcia. Śmiałam się sama do siebie, na widok Woickiego robiącego gwiazdy. Siatkarze mieli jeszcze w planach lekkostrawny obiad, krótki odpoczynek i wieczorny mecz. Na treningu dawali z siebie wszystko, grali na sto procent. Byłam z nich cholernie dumna! Wiedziałam, że wygrają ten mecz. Zmęczeni, lecz zadowoleni wrócili do szatni, wzięli krótki prysznic i skierowaliśmy się do hotelu. W kieszeni mojej bluzy szeleściła koperta z listem od Zbyszka. Gdy tylko przypominałam sobie jego treść od razu mina mi rzedła.
-Co jest? - Alek zarzucił na mnie swoje ramię i pocałował czubek mojej głowy.
-Nic... tak tylko się zamyśliłam. - mocniej objęłam go w pasie i weszliśmy do recepcji, po czym odbierając swoją kartę dotarliśmy do swoich pokoi. Chłopcy bez większego namysłu rzucili się na łóżko od razu próbując zasnąć, jednak czekał ich jeszcze obiad. Poskładałam ich porozrzucane ubrania i także na chwilę się położyłam. Wtedy dostałam wiadomość.

Ja wiem, że mieszkamy daleko od siebie, ale żeby cały miesiąc się do siebie nie odzywać?! Chyba już zapomniałaś jak się nazywam. :C Cześć, jestem Basia Mróz i jestem Twoją przyjaciółką, cholercia jasna mać! No! :*

Pamiętam o Tobie, pamiętam. :* Siedzę z chłopakami w Jastrzębiu... grają mecz. A KIEDY TY ZLĄDUJESZ W BEŁKU?! MIAŁAŚ BYĆ NA ŚWIĘTA CHOLERCIA CIEMNA MAĆ!

Ciiiiii, plany mi się pokrzyżowały... ;) Musimy się spotkać... mam dla Ciebie niusa. :D 

Boję się... Ty i te Twoje niusy to nic dobrego. ;/

Jak kto woli. :* Napisz mi kiedy będziesz w Bełchatowie, to ja też postaram się zawitać jak najszybciej. ;-))))) Co tam u Alka? 

Śpi. :D Ale ja też mam Ci coś ważnego do przekazania... ;>

JESTEŚCIE RAZEM?!

Suprajs..... ;) DOWIEDZIAŁABYŚ SIĘ WCZEŚNIEJ,  ALE CÓŻ! 

No w kooońcu robaczki! Jestem z Was dumna! :* Biegnę na zajęcia. Trzymcie się i wgl :*

Kocham Cię! :* 

W końcu raczyła się do mnie odezwać. Barbara... niesforna Basia, której wszędzie pełno, lecz nie tam, gdzie powinna być. 
Cupko zaczął chrapać, to oznacza, że wystarczająco odpłynął.
-Pobudka! - rzuciłam w niego poduszką. - Czekoladę Ci kradną!
-Co?! Co?! - od razu się zerwał. - Ha, ha, ha, ale się uśmiałem. - wymamrotał, gdy zobaczył, że to wszystko jedna, wielka ściema. 
-Idziemy na obiad... - przebudziłam Alex'a.
-No, a jego tak ładnie i delikatnie obudziłaś. - posmutniał Kostek. - Ale niee, mnie trzeba było straszyć, że mi słodycze podkradają!
-Masz słodycze? - Atanasijević rozejrzał się po pokoju.
-Nie. - mruknął Cupko i rzucił się na swoją walizkę.
-On ma słodycze i nic nam nie mówi! - wrzasnął atakujący.
-Kto Wam powiedział, że mam coś słodkiego... - skrzywił się.
-Sknera. - rzuciłam i po raz kolejny rzuciłam w niego poduszką.
-Ile razy ja dostałem od Ciebie poduszką, to wolę nie liczyć. - Cupković wywrócił oczami i szczelnie zamknął swój bagaż.
-Ja się jeszcze tam dostanę. - Alek pogroził palcem i wszyscy wyszliśmy na stołówkę, posilić się przed meczem. 

______________________________________________________________

Ale szaleję! ;> 
To tak w rekompensatę. :D Bo jeśli mogę, to dodaję. ^_^
Lecę na mecz! Za kim jesteście? Barca vs. Real. Ja osobiście za Realem. ;-))
Zmykam! 
Enjoy! :*
Pozdrawiam, Sissi. <3





ROZDZIAŁ 34

-Kuurde, dlaczego mam grać akurat z Julką?! - jęknął Zator. - Przecież dziewczyny nie umieją posługiwać się padem!
-O, jaki pewien. - trąciłam jego ramię. - Zamknij się i graj!
-Mocne słowa. - zaśmiał się Winiarski, który właśnie podłączał konsolę do korytarzowego telewizora. Gdy wszystko pięknie, ładnie zadziałało, wybraliśmy swoje drużyny. Paweł był Barceloną, ja Realem. Czyli od razu można było wyczuć tę rywalizację.
-Tylko nie pomyl swoich zawodników... - prychnął libero.
-Spokojna Twoja rozczo... - skrzywiłam się. - Łysa.
-Graj!
-Ty też!
-Ale byłby piękny gol... - powiedział Alex z buzią pełną zbożwych ciastek. - Dżul, musisz szybciej biec, żeby coś ustrzelić...
-No, szybciej biegniesz "iksem"... - udzielił się Michał.
-Dam sobie radę! - wrzasnęłam. Miałam już dość tych ich wskazówek. I przez to straciłam już jedną bramkę na rzecz FC Barcelony...
-Jak przykro. - Paweł posmutniał.
-Jeszcze nie koniec meczu! Wygram. - zacięcie wciskałam wszystkie guziki po kolei, aby tylko podać do innego zawodnika, a ten może szczęśliwym trafem uderzy do bramki. Jednak w tym Realu to same tłumoki, zamiast do bramki, strzelali do swoich przeciwników, przez co ukochany brat-Pawełek, niesamowicie szybko biegł do kontry i celował na bramkę. Byłam dumna tylko z bramkarza. Bez niego, przegrałabym 16:0. No cóż, teraz nie udało mi się udowodnić, że dziewczyny też rozgramiają w Fifę... następnym razem, z jakimś innym Skrzatem. Po nas do walki stanęli Kłosu razem z Cupkiem. Pierwszy był Interem, a drugi Manchesterem United. Muszę przyznać, na ich grę można było popatrzeć. Zmęczona całą podróżą oparłam się o ramię Alka. Pustym wzrokiem wpatrywałam się w zielony ekran, ledwo kontaktując co wokół mnie się dzieje. Musiałam przerwać swój "sen", bo przyszła kolej na Atanasijević'a. Usiadł na dużym fotelu i podjął rywalizację z Winiarem.
-Dobra panowie, ja śmigam spać, bo padam... - szeroko ziewnęłam.
-To ja pójdę z Tobą, też jestem zmęczony. - oznajmił Cupko, a Alek gdy to usłyszał zgromł go wzrokiem. Pożegnałam się z siatkarzami i razem z Kostkiem ruszyliśmy do pokoju. Oczywiście musieliśmy się wracać, bo nie mieliśmy karty do pokoju. Oparta o ścianę i czekająca na błogi sen prawie odpływałam. W końcu jednak pojawił się mój wybawiciel-Konstantin. Szybko wtargnęłam do pokoju, chwyciłam swoją pidżamę i czym prędzej ruszyłam do łazienki, aby się umyć. Po kilku minutach gorącej kąpieli i przygotowywaniu się do snu wyszłam z pomieszczenia i od razu położyłam się na łóżku. Cupko nawet nie miał siły się ruszać, ale cóż, to Alek śpi po środku.
-Julka... - zaczął siatkarz.
-Hm? - mruknęłam. A już Morfeusz zaprosił mnie do siebie...
-Jako że w końcu jesteśmy sami, to mogę Cię o coś zapytać?
-No. - odkaszlnęłam.
-Bo wiesz, Alex to mój przyjaciel... i ja chcę dla niego jak najlepiej.
-Do rzeczy Kostek...
-Widziałem Cię w bliskim kontakcie z Bartmanem. - powiedział bardzo szybko. Ciarki przeszły całe moje ciało, więc już całkiem odechciało mi się spać.
-To nie możliwe... - głośno przełknęłam ślinę.
-Julka, na oczy mi się jeszcze nie rzuciło, wiem co widziałem... - westchnął. - Nic nikomu nie powiem, ale jeśli Alex będzie przez Ciebie cierpiał...
-Nie będzie. - moje oczy naszły łzami.
-On kocha Cię na zabój, nie możesz mu tego zrobić!
-Ja też go kocham... - dodałam po cichu.
-Bo cholercia, jak masz odwalać takie cyrki z Bartmanem, to ja mogę inaczej postąpić co do Ciebie!
-Możemy skończyć ten temat? - odwróciłam się w jego stronę. - Między mną, a Zbyszkiem nic nie ma i nie było...
-No i mam nadzieję, że nie będzie. - oparł się o łokieć.
-Nie będzie. - odparłam i odwróciłam się na drugi bok znowu próbując zasnąć. Niedługo później usłyszałam chrapanie Kostka, więc co najwyżej mogłam zamknąć powieki i posłuchać jego wydechów. Na całe szczęście zaraz przyszedł Atanasijević, przez co Cupko przebudził się lekko. Alek poszedł wziąć prysznic i zaraz położył się obok mnie, mocno mnie do siebie przytulając i składając pocałunek na mojej skroni. Uśmiechnęłam się sama do siebie i w takim poczuciu bezpieczeństwa od razu zasnęłam.

***

-Wstawać! - wrzasnął Konstantin i jednym, szybkim ruchem ściągnął z nas kołdrę.
-Jeszcze trochę... - jęknął Alek i jeszcze mocniej się we mnie wtulił.
-Co jeszcze trochę, dzisiaj Jastrzębian rozgramiamy!
-Rozgromię ich, jak jeszcze trochę pośpię... - chlipnął siatkarz.
-Trzeba było się wcześniej położyć! My z Julką jesteśmy wyspani, co nie?
-Tak, pewnie. - wymamrotałam jeszcze żyjąc moim kolorowym snem. 
-Wstawać, myć się, jeść śniadanko i na halę!
-Ale nie krzycz... - bąknął Alex. 
-Zajmuję łazienkę! - od razu zerwałam się z łóżka i pognałam pod prysznic. W międzyczasie jeszcze stoczyłam walkę z Kostkiem, kto pierwszy ma się tam dostać, ale ostatecznie wygrał mistrz Julka, poprzez ugryzienie go w nadgarstek. Szybko się umyłam, ubrałam, zrobiłam delikatny, naturalny makijaż i pełna świeżości wróciłam do pokoju. Od razu rzuciłam się na okno, aby je otworzyć, żeby choć trochę się wywietrzyło. To na pewno przez tego nie myjącego się Kostka! 
-Alek, wstawaj... zaraz schodzimy na śniadanie... - usiadłam okrakiem na atakującym. 
-Na jakie śniadanie... - położył dłonie na moich biodrach.
-Najważniejszy posiłek dnia. - poruszałam brwiami.
-Oj tam. - parsknął i przyciągnął mnie do siebie.
-Pyszna jajecznica, kanapeczki z masełkiem i gorąca kawa z cukrem... - westchnęłam. - Ale skoro nie chcesz iść...
-Dobra, jajecznica mnie przekonała! - czym prędzej wstal z łóżka i ze swojej walizki wyciągnął białą polówkę z logo Skry. W tym samym momencie z łazienki wyszedł Kostek.
-Stary, mieliśmy nie ubierać się tak samo. - bąknął spoglądając na swoją koszulkę i jego. 
-Wyglądacie tak ładnie... - wyszczerzyłam się. - Bliźnięta...
-Grabisz sobie! - Cupković pogroził mi palcem. 
-Idziemy?! - Aleksandar klasnął w dłonie i wszyscy wspólnie wyszliśmy na stołówkę. Zakluczyliśmy pokój kartą i skierowaliśmy się na dół, po drodze dwa razy się gubiąc na tych piętrach. W końcu dotarliśmy do recepcji i zapytaliśmy o jadalnię. Miła kobieta odparła, że posiłki wydawane są w piwnicach, lecz nasza drużyna ma wykupione śniadania dostarczane do pokoi. Podziękowaliśmy za informację, a zażenowany Alek odprawił nam kazanie na temat tak wczesnego, niepotrzebnego wstawania. 
-Już po śniadaniu? - na korytarzu zastaliśmy Kłosa. 
-Nie, śniadania jemy w pokojach. - uśmiechnęłam się szeroko.
-No kuurde, to po co mnie Zatorski wyciągał z łóżka. - dodał załamany środkowy i razem z nami wrócił na właściwe piętro. 
-Nie gadajcie, że już po śniadaniu. - przeraził się Winiar zamykający pokój.
-A panie pakojówki jeszcze nie dotarły? - zapytałam. 
-Nie. - zdziwił się Michał.
-Śniadanie dostajemy w pokojach.
-Uuu, pełna kulturka. - zagwizdał przyjmujący i wrócił do środka. 
-A co z Mariem?
-Śpi. Nie chciało mu się wstawać. - wzruszył ramionami i trzasnął drzwiami budząc chyba cały hotel.
-Wszyscy zaspani... życzę powodzenia w meczu. - zaśmiał się Woicki, który razem z Danielem wyszli na zewnątrz.
-Trzeba było dłużej grać. - wzruszyłam ramionami. 
-A czy ja dobrze słyszałem, śniadania dostaniemy do pokoi? - wtrącił Plina. 
-Owszem. - poruszałam brwiami.
-Widzisz! Po co mnie budziłeś!
-Wszyscy mieli ten sam i odwieczny problem... - Alex głęboko westchnął i wepchnął nas do pokoju. - Ciekawe kiedy do nas dotrą...
-Ale śmiesznie, nie? - wciął się Cupko. - Prezes się postarał, nigdy nie spotkałem się z tego typu możliwością...
-No ja tak samo. - rozłożyłam się na łóżku. - Ale wolałabym zjeść na stołówce... tam możesz wybrać sobie co chcesz, a tak to nam narzucą...
-Myślisz? - skrzywił się Atanasijević. - Ja sądzę, że właśnie jeśli już donoszą nam śniadania do pokoi to zadbają o to, żeby nam smakowało... - zamyślił się.
-Dobra, skończcie. Ważne, żebyśmy te śniadanie w ogóle dostali! 
Po odczekaniu godziny, pani pokojówka w końcu raczyła do nas zawitać. Przyszła do nas z wielkim stolikiem na kółach, na którym wyłożone były wszystkie rodzaje wędlin, serów i dżemów. Każdy z nas miał nieograniczoną liczbę pieczywa, więc było jeszcze lepiej niż na stołówce! Zrobiliśmy sobie kilka kanapek, a kobieta życząc nam smacznego wyszła rozdawać posiłki dalej.
-Rozpływam się... - powiedział Cupko, przeżuwając bułkę z dżemem truskawkowym.
-No, dobre, dobre... - pokiwałam głową. Po skończonym posiłku, przyszedł czas na króciutk odpoczynek i wyjazd na halę, aby trochę potrenować przed meczem. Około 11 byliśmy już na miejscu. Chłopcy ruszyli się przebrać, a ja weszłam na salę. Tam swój trening mieli Jastrzębianie. Pochłonięci rozgrywką nawet nie zauważyli, że tam weszłam, lecz gdy moja torba spadła na ziemię, od razu wywołało się poruszenie.
-Ooo, Skra już dotarła! - krzyknął Kubiak. 
-Dotarła, dotarła... - przytaknęłam.
-Przyszłaś rozszyfrowywać naszą taktykę? - zaśmiał się.
-Nie, skądże. - wzbraniałam się. 
-My zaraz skończymy... - wtrącił Łasko. 
-A jak tam idzie zbieranie koszulek? - zapytał Holmes.
-Jak narazie mam tylko Wasze. - odparłam. - Ale twardo trzymam się swoich postanowień, także niedługo mam nadzieję, będę chwalić się niezłą kolekcją. 
-Dążysz do swoich celów... dobrze. - stwierdził Michał, który zaraz dostał piłką od trenera. Przeze mnie urządzili sobie dłuższą przerwę. Przygotowałam aparat i zrobiłam im kilka zdjęć. Podkreślam, do swojego prywatnego archiwum! Zeszłam niżej, oparłam się o bandy i czekałam na świetne akcje. Przyglądałam się im ze skupieniem, analizowałam każde zagranie, każdy ruch mięśnia. Dotarło do mnie ile pracy trzeba w to włożyć, żeby zacząć coś osiągać. 
-Kiedy Twoja drużyna zaczyna? - zapytał Tiago, który niewiadomo skąd znalazł się obok mnie.
-Nie wiem. - nerwowo spojrzałam na zegarek. - Jakoś za 15 minut. - zdobyłam się na lekki uśmiech.
-Długo tutaj zostajecie? - oparł się o barierki. 
-Chyba do jutra. - odparłam. 
-Będziesz na meczu?
-Muszę. - zaśmiałam się. 
-Nie nudzi Cię cały czas fotografowanie tego samego?
-A mogę teraz ja zadać Ci jakieś pytanie? - uniosłam brew.
-Śmiało. - wzruszył ramionami.
-Nie powinieneś teraz rozgrywać? - wskazałam na boisko.
-Nie, ćwiczą element bez rozgrywającego. - uśmiechnął się szeroko. 
-Wyćwiczeni w każdej opcji. - przypatrywałam się wystawie Jastrzębian.
-Oczywiście. 
Wspólnie oglądaliśmy zmagania siatkarzy z wystawą piłki. Potem jeszcze chwilę się rozciągali i oficjalnie zakończyli trening. Życzyłam im powodzenia, a oni serdecznie podziękowali. Zaraz po tym na salę wtargnęli wypompowani siatkarze z Bełchatowa.
-Mogę już iść do domu? - jęknął Winiar.
-Już czuję ten ból, pot i zmęczenie... - westchnął Wlazły. 
-Doobra, nie marudzić! Pamiętajcie, że stawka jest wysoka! A jak będziecie dobrze grać, to zdradzę Wam kilka haków na Jastrzębie... - poruszałam brwiami.
-Łaa, nasz tajny agent Julka! - Cupko klasnął w dłonie. 
-Julka, tak? - usłyszałam głos z przejścia między boiskiem, a korytarzem.
-Tak. - odwróciłam się w tamtą stronę.
-Mogę Cię na chwilę prosić? - siatkarz posłał deliktny uśmiech, a ja zdziwiona zgodziłam się. Skrzaty odprowadzili mnie wzrokiem, mierząc wzrokiem Kubiaka.

*****************************************************************

Coś naskrobałam... przepraszam, ale wczoraj już nie dałam rady go dodać. :C Musiałam pisać go dwa razy!  :o 
Ale w końcu coś jest. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. <3 



środa, 16 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 33

-No nie mogę... - usłyszałam ciche parsknięcie śmiechem.
-Weź ją, ośliniła mnie!
-Jak mam ją wziąć, niech śpi! - burknął Mariusz.
-Fuu, mam całą mokrą koszulkę... - jęknął Misiek.
-Co? - przebudziłam się lekko i rozejrzałam wokół. Mariusz wyglądał na bardzo rozbawionego, Winiar na zniesmaczonego, a reszta pochłonięta była kompletnie czymś innym. Okazało się... że to wszystko sen. Jeden wielki, nieprawdziwy sen.
-Wytrzyj się, coś Ci się ulało... - Winiarski podniósł moją rękę i skierował na brodę, po której ciekł strumyczek śliny.
-Dzięki. - odparłam zachrypnięta i czym prędzej rękawem wytarłam mokrą twarz. - Długo spałam?
-Wystarczająco, żeby poplamić mi koszulkę... - mruknął przyjmujący.
-Przepraszam... - wywróciłam oczami. Za każdym razem, gdy spojrzałam na Michała wewnątrz mnie budziło się przedziwne uczucie. Przypominałam sobie cały sen, całe to zajście... i nie potrafiłam wyrzucić go z mojego umysłu. W końcu sama już nie wiedziałam co było prawdą, a co zwykłą fikcją wytworzoną przez mój chory mózg.
-Nie dokończyłeś mi... i co z tą Dagą? - zapytał Mariusz, przeżuwający właśnie słone paluszki.
-Z Dagą? - pisnęłam, a obydwoje dziwnie się na mnie spojrzeli.
-Moją żoną. - Michał uniósł brew.
-Wiem... - lekko zsunęłam się na siedzeniu.
-Ostatnio bardzo często się kłócimy, nie potrafimy normalnie ze sobą gadać. - na te słowa, aż zakrzytusiłam się wypieczonym przysmakiem podebranym Wlazłemu. - To już chyba nie jest to same małżeństwo...
-Co Ty gadasz... - parsknął kapitan Skry. - Musicie tylko raz, a porządnie usiąść, pogadać i wszystko sobie wyjaśnić... - wzruszył ramionami biorąc do ust kolejnego paluszka.
-Przecież nie możecie sie rozwieść... - wydukałam cały czas pozbywając się słonego paluszka z gardła.
-Kto tutaj mówi o rozwodzie... - Winiar spojrzał przez okno.
-Ja się nie wtrącam, ale jestem za pomysłem Mariusza... - głośno przełknęłam ślinę.
-Kocham ją... ale... ale nie wiem. - siatkarz uniósł jeden kącik ust i skierował swój wzrok na mnie. Spotkałam się z jego spojrzeniem, a momentalnie na swoich ustach poczułam smak jego warg, ten z mojego snu. Wszystko wydawało mi się takie realistyczne i prawdziwe... jakby wydarzyło się parę minut temu. Szeroko otworzyłam oczy i ponownie zaczęłam kasłać.
-Masz, popij. - Michał podał mi butelkę swojej mineralnej wody.
-Dzięki. - odebrałam od niego napój i wzięłam jednego, dużego łyka.
-Nie przejmuj się, będzie dobrze. - Mariusz poklepał przyjaciela po plecach, co uczyniłam także ja. - Skup się na meczu!
-No, łatwo mówić. - zacisnął zęby, a na jego skroniach uwidoczniły się delikatne wzniesienia. Znów zaczął podziwiać widoki za autokarowym oknem, choć według mnie wcale nie było czego podziwiać. Gdy nogi już mi nieźle zcierpły, postanowiłam trochę przejść się po autokarze, a moja podróż skończyła się pare siedzeń dalej, u gościnnego Alka. Nie zauważając, że siedzi teraz na herbatce u Morfeusza, rzuciłam się na siedzenia tym samym budząc mojego wybranka.
-O, przepraszam. - zasłoniłam usta dłonią. Spojrzał na mnie ze zmrużonymi, nie do końca jeszcze widzącymi oczyma.
-Tobie wybaczę. - musnął moje wargi i lekko przesunął się, abym miała więcej miejsca.
-Jak podróż mija? - zapytałam bawiąc się jego sznurkami od Skrowej bluzy.
-Śpiąco. - otarł rękoma twarz.
-Powinieneś być wypoczęty i zwarty na pogrom Jastrzębian! - klepnęłam jego udo.
-Przecież jestem. - szeroko ziewnął zasłaniając usta.
-Widzę właśnie... - pokręciłam z politowaniem głową i starannie poprawiłam mu kaptur. - Musisz się prezentować...
-W autokarze? - prychnął.
-Dla mnie zawsze masz ładnie wyglądać. - mrugnęłam okiem, a on uśmiechnął się cwaniacko, uniósł brew i kładąc ręce na moich biodrach pocałował mnie. Ale nie tak zwyczajnie... namiętnie, lecz subtelnie. Zdecydowanie, ale niewinnie.
-No proszę Was... - pomiędzy siedzeniami pojawiła się twarz Cupka. - Nawet tutaj?!
Alex nie przerywając pocałunku odepchnął go.
-Skandal. - wymamrotał Kostek.
-Ty, młoda... - poczułam stukanie na plecach. Kończąc pocałunek spojrzałam na osobnika, który śmiał nam przeszkadzać.
-Co? - bąknęłam w stronę Zatorskiego.
-Mama. - podsunął mi komórkę pod sam nos i odszedł na swoje miejsce. Spojrzałam na Alka błagalnym wzrokiem, a ten wskazał gestem, że mam z nią porozmawiać.
-Tak? - zapytałam, po czym cicho odkaszlnęłam.
-Jak się czujesz?!
-Dobrze... - zmarszczyłam brwi i spojrzałam się na Alka, który z kolei przypatrywał się mi.
-Nie powinnaś jechać do tego całego Wróblewa!
-Jakiego Wróblewa? - wybuchnęłam śmiechem, a zdezorientowany atakujący także parsknął śmiechem. - Jastrzębia mamo...
-Wróblewo, Jastrzębiewo, co za różnica! Powinnaś siedzieć w domu i się kurować!
-Kurować się dwa tygodnie? - westchnęłam głęboko.
-Jeśli trzeba by było to nawet miesiąc! Ja już nagadam temu Pawłowi... daj mi go!
-No to pa. - cmoknęłam do słuchawki.
-Jak coś, to masz od razu dzwonić!
-Tak, wiem. Trzymajcie się, pozdrów tatę. - mówiąc to podeszłam do Zatiego i oddałam mu komórkę. - Mama chce Cię zabić. - wyszczerzyłam się i wróciłam do Alexa.
-Fajnie jechać do Wróblewa, co nie? - zapytałam, opierając się o ramię chłopaka.
-Piękna mieścina... - westchnął i objął mnie ramieniem. Powieki same mi się kleiły, ale bałam się zasnąć. Alek jednak nie miał tej obawy i już po kilku minutach słyszałam jego równomierny oddech i cichutkie pochrapywanie, które było takie urzekające.
Po kilku godzinach, w tym jednym postoju, na którym siatkarze rozdali masę autografów i przez to większość nie zdążyła się załatwić, a czas gonił nieubłagalnie, dojechaliśmy na miejsce. Tak jak we śnie, chłopcy mieli od razu trening. Padał deszcz, Michał szedł z dala od drużyny, nie miałam odwagi podejść do niego, choć w głębi biłam się z myślami. Z przemyśleń wyrwał mnie Atanasijević, który przechwycił mój bagaż.
-Chodź, bo zmokniesz! - chwycił moją dłoń i pociągnął do hali, ja jednak zaparłam się i wskazałam głową na Michała. Siatkarz zrozumiał o co chodzi i poszedł do budynku sam. Zarzuciłam kaptur i wolnym krokiem podeszłam do Winiarskiego.
-Czemu nie jesteś w hali, zmokniesz... - powiedział nie przestając przyglądać się swoim białym butom, które powoli stawały się czarne od błota.
-Chciałabym porozmawiać... - zaczęłam.
-O czym? - zdziwił się i uniósł głowę.
-Ot tak, po prostu. - uśmiechnęłam się lekko. Michał także zdobył się na ten gest i zarzucając rękę na moje ramiona zaprowadził do środka hali. - Michał, czy my jesteśmy prawdziwymy przyjaciółmi?
-No jasne. - dźgnął mnie palcem w żebra.
-I mówimy sobie o wszystkim? - przełknęłam ślinę.
-Noo... chyba tak. - spojrzał na mnie spod byka.
-Jeśli coś się wydarzy, zawsze możemy na siebie liczyć?
-Pewnie. - odparł.
-To dobrze. - odetchnęłam głęboko.
-A co się stało? - skierował się w stronę szatni, w której już znajdowali się chłopcy.
-Miałam... - przerwałam. - Nic, nic... tak tylko. - zaczesałam niesforne włosy za ucho.
-Julka, widzę, że coś jest nie tak. - uniósł moją twarz, chwytając za pobródek. Jego przeszywające spojrzenie wprawiało mnie w osłupienie. Mocno zacisnęłam wargi i starałam się nie okazywać mojego zmieszania.
-Wszystko w porządku. - odsunęłam się lekko i zdobyłam na wymuszony uśmiech. Michał tylko przemierzwił moje włosy i wszedł do pomieszczenia, gdzie przebierali się Skrzaty. Totalnie wypompowana usiadłam na pobliskiej ławce i oparłam głowę o ścianę wpatrując się w biały sufit. Z tego wszystkiego wywnioskowałam jedno... przez ten sen zaczęłam powoli zakochiwać się w moim przyjacielu... zauważyłam też, że z dnia na dzień staję się coraz większą idiotką. Schowałam twarz w dłoniach i prowadziłam wszelakie negocjacje z moimi myślami. Chciałam jak najszybciej i jak najskuteczniej wymazać ten sen z mojej głowy, lecz to nie było wcale takie proste, bo przeistaczał się on w rzeczywistość. Bałam się. Bałam się tej rzeczywistości. Z transu wyrwało mnie trzaśnięcie drzwiami, a po chwili zza ściany wynurzył się Pliński, który jak zawsze pierwszy wychodzi. Ukazał rząd swoich zębów i poklepał mnie po policzku. Przywróciłam się do w miarę normalnego stanu i zabierając pokrowiec razem z lustrzanką ruszyłam za środkowym. Ten specyficzny zapach sali... od razu chciałoby się zagrać. Przygotowując mój sprzęt, usiadłam na krzesełkach stojących blisko boiska i czekałam na resztę siatkarzy, a gdy tylko się pojawili, zabrałam się do roboty. W końcu w galerii klubu dawno nie pojawiło się żadne zdjęcie, a Zatorski od świąt zrobił się o niebo grubszy. Okrzyki trenera "dokładniej, mocniej, szybciej" nieco denerwowały siatkarzy, ale co mieli na to poradzić. Dzisiaj oprócz fotografowania, miałam także przydzielone zadanie wycierania podłogi, podczas ich upadku i zostawiania mokrego śladu na środku parkietu.
-Więcej upadajcie, bo nie mam co robić! - biegałam z mopem jak szalona.
-Z Winiara włosów można sporo wody wycisnąć! - udzielił się Woicki.
-Wara od moich włosów... - burknął przyjmujący i poprawił ciemną czuprynę, chowając niesforne kłaczki pod opaską. Zmęczona, rzuciłam się na krzesełka i upiłam trochę wody Zatorskiemu. Ta robota naprawdę potrafi wykończyć.
-Mokro! - Daniel pstryknął palcami przywołując mnie.
-Sami sobie wytrzyjcie! - rzuciłam im mopa, a oni popatrzeli się na mnie zdziwieni.
-To nasza fucha, czy Twoja? - Pliński podparł się pod boki.
-Ani moja, ani Wasza... - wzruszyłam ramionami.
-Trenerze! Jak mamy grać na mokrym boisku?! - obruszył się Alek, za co dostał ode mnie kijem od mopa w udo. - To bolało... - zrobił smutną minę.
-O, przykro. - cmoknęłam w powietrzu, a jedyny mądry Kooistra chwycił podłużną szczotkę i jednym szybkim ruchem ztarł ślady potu. Od tamtego momentu chłopcy już sami po sobie sprzątali, a ja mogłam zająć się tym, co potrafię najlepiej. Przyglądaniem się im.
Gdy wybiła już godzina 18, skończył się także trening siatkarzy. Poszli do szatni, aby wziąć krótki prysznic, a potem mieliśmy wyruszyć do naszego hotelu. Jak zwykle zrobiłam remament na karcie pamięci od aparatu i zostawiłam tylko te najlepsze zdjęcia. Po półgodzinie siedzenia na holu, Skzaty raczyli się pojawić. Znudzona poczłapałam za nimi, aby wsiąść do autokaru. Choć była dopiero osiemnasta, ja czułam się jakby była pierwsza w nocy. Usiadłam obok Alka i od razu oparłam się o jego ramię w celu zaśnięcia, lecz kiedy tylko zamknęłam powieki już trzeba było wysiadać. Hotel z zewnątrz wydawał się bardzo dostojny i drogi. Bluszcz porastający drzwi wejściowe i rynny odprowadzające wodę z dachu dodawały mu uroku. Przed wejściem widniała bogato zdobiona balustrada, a w środku przytulnie urządzone wnętrze. Trener razem z Mariuszem podeszli do recepcji, aby odebrać kluczyki od pokoi. Razem z pozostałymi siatkarzami usiadłam na beżowej sofie. Kobieta ubrana w kusą, czarną sukieneczkę, którą nieco przykrywała biała, koronkowa ściereczka podeszła do nas z tacą pełną wykwintnych czekoladek z logo Hotelu. Każdy rzucił się na słodycz, aż było mi wstyd. Podziękowaliśmy serdecznie, a Winiar już cały umazany był z miętowym przysmaku.
-Piechocki dał radę... - zaśmiał się Kłos. Rzeczywiście. Zawsze kiedy jeździliśmy po Polsce, witały nas malutkie moteliki, a tutaj w Jastrzębiu jesteśmy w cztero gwiazdkowym ośrodku.
-Jest sprawa... - powiedział Mario, który podszedł do nas z pliczkiem plastikowych kart. - Zamówione zostały tylko pokoje trzyosobowe...
-Nie ma sprawy! - wyrwał się Cupko. - Mamy już trójeczkę! - usiadł pomię
dzy mną, a Alkiem i objął nas ramionami. Znacząco spojrzałam na Atanasijevića, a on podzielił mój nastrój.
-Pokój 322, trzecie piętro . -Wlazły podał nam turkusową kartę, którą mieliśmy dostać się do pokoju. Jako pierwsi skierowaliśmy się do naszego tymczasowego lokum. Wpakowaliśmy się do przestronnej windy i pojechaliśmy na właściwe piętro.
-315, 316... gdzie jest 322? - Kostek szedł parę kroków przed nami, szukając właściwego pokoju.
-Skoro tutaj masz 317, to raczej liczby rosną... czyli nieco dalej. - Alek wywrócił ślepiami.
-Co Ty. - Konstantin posłał mu pełne grozy spojrzenie. Gdy w końcu dotarliśmy pod nasze drzwi mieliśmy niemałe kłopoty z dostaniem się do środka. Jako że praktycznie nigdy nie mieliśmy styczności z kartami tego typu, nie wiedzieliśmy w jaki sposób mamy otworzyć nią drzwi. Próbowaliśmy na wszystkie sposoby, obracając kartę w każdą możliwą stronę.
-A Wy jeszcze nie w środku? - zapytał Woicki, który dzielił pokój z Kooistrą i Plińskim. Pokręciliśmy głowami. Paweł jednym szybkim ruchem włożył  kartę do swojego czytnika, a drzwi same się otworzyły. Spojrzałam zdziwiona na moich współlokatorów.
-Raz, a szybko. - stwierdziłam. Odebrałam to nieszczęsne narzędzie od Alka i zdecydowanym ruchem ręki włożyłam ją do naszego urządzenia. Klapa, znowu nic.
-Może jest uszkodzona? - zapytał Cupković.
-Nie może, tylko na pewno... - westchnęłam. Zauważyłam akurat Wlazłego z Winiarskim. - Pomożecie ludzikom w potrzebie? - pomachałam zepsutą kartą.
-Pięć złoty. - fuknął Winiarski z szerokim uśmiechem przyklejonym do twarzy.
-Może być... - zaśmiałam się. Michał przejął turkusowy przedmiot i włożył go do czytnika. Zapaliło się tylko pomarańczowe światełko.
-Coś nie działa... - skrzywił się.
-Ale żeś Mario załatwił... - Kostek pokiwał z politowaniem głową.
-Spróbuj otworzyć u nas. - Misiek zwrócił się do Mariusza, a on zrobił tak. Bez problemu wszedł do pomieszczenia.
-No jaa... - jęknęłam. -Chcę pod prysznic!
-Może trzeba ją wymienić w recepcji... ale to już jesteście na tyle duzi, że poradzicie sobie sami. - mrugnął okiem i zniknął w swoim pokoju.
-Ja nie ide. - zsunęłam się po ścianie siadając na podłodze.
-Ja też nie. - Alek powtórzył moją czynność.
-Wykorzystywanie słabszych. - chlipnął Kostek i odwracając się na pięcie poszedł po drugą kartę.
-Spać. - położyłam się na kolanach Alka, zamykając powieki, a ten bawił się moimi włosami.
-Wiesz, że Cupko chrapie? - zaśmiał się cicho.
-Trudno, uduszę go poduszką. - wzruszyłam ramionami.
-Mam! Powinna działać. - na korytarzu pojawił się Konstantin i od razu zabrał się za otwieranie drzwi. Rzeczywiście było coś z kartą, mogliśmy już za pierwszym razem wejść do środka. Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam walizkę na łóżko, wyjęłam świeże ciuchy i pobiegłam pod prysznic. Od razu czułam się lżej i świeżej, a humor znacznie mi się poprawił. Wysuszyłam włosy i wcześniej ubierając się wyszłam z łazienki. Moim oczom ukazało się jedno ,wielkie łóżko.
-Będzie mi smutno, kiedy Wy będziecie spać razem, a ja sam, oddzielnie. - oznajmił wyszczerzony Cupko. Po Alku widać było, że załamał się psychicznie.
-Ale... Cupko. - jęknęłam i usiadłam na brzegu tapczanu.
-Wytrzymacie jedną noc. - poklepał mnie po ramieniu i sam poszedł się przebrać.
-Geniusz. - wspięłam się po łóżku, na wysokość ust siatkarza i musnęłam go. Alex odwzajemnił pocałunek, mocno mnie do siebie przytulając.
-Sorry, telefonu zapomniałem. - usłyszeliśmy głos Kostka, który już po chwili trzasnął drzwiami od ubikacji i włączył głośną muzykę.
-Damy radę. - atakujący głośno westchnął i objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego tors. W tamtym momencie usłyszałam dźwięk telefonu, który oznaczał przychodzącą wiadomość. Szybko wyjęłam go z kieszeni. Gdy przeczytałam imię nadawcy, od razu wybiegłam na korytarz.
-Kto to?! - krzyknął za mną Aleksandar.
-Yyy... mama! - odparłam i zamknęłam za sobą drzwi. Zauważyłam, że na naszym piętrze są dwie kanapy, na których postanowiłam usiąść.

Wiem, że jesteś w Jastrzębiu... spotkamy się? 

Nie masz własnego życia? Gra w Resovii zobowiązuje. 

Właśnie skończyłem trening, proszę Cię, porozmawiajmy.

Nie mogę, mam ważniejsze sprawy na głowie. I ja też Cię o coś proszę, usuń mój numer i już więcej do mnie nie pisz, ani nie dzwoń, nie chcę utrzymywać z Tobą kontaktu... 

Pamiętaj, że to ja uratowałem Ci życie. ;) 

Na tą ostanią wiadomość już nie odpisałam. Łzy napłynęły do moich oczu, kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Po części byłam mu niezmiernie wdzięczna, ale też nie chciałam go już znać. Wystarczająco nabroił w moim życiu. 
-O, Julson? - nade mną stanął Paweł ze szczoteczką do zębów w ustach. 
-Nie, Shakira. - wywróciłam oczami. 
-Właśnie chcieliśmy pograć na PlayStation... - wskazał na telewizor stojący przede mną, którego nawet nie zauważyłam.
-Kto ma PlayStation? - zapytałam zdziwiona.
-Winiar. - wybełkotał Zator nie przestając szorować swoich zębów. 
-Dlaczego ty w sumie myjesz teraz zęby? - zmarszczyłam brwi.
-Kłosu wcisnął mi przeterminowaną bułkę z całkiem nieświeżą szynką... - posmutniał, a mi zebrało się na wymioty. 
-Debilu. - postukałam się w skroń.
-Doobra, nie musisz mi tego wypominać. - bąknął i wrócił do siebie, co zrobiłam także ja. 
-Winiar zapraszał na partyjkę w Fifę! - Alek razem z Cupkiem entuzjastycznie krzyknęli.
-Wiem, wiem... rozgromię Was! - poruszałam brwiami, a tamci z politowaniem się na mnie spojrzeli, jakby mówili do mnie "Proszę Cię... Ty?". Po chwili już siedzieliśmy na kanapach, losując swoich przeciwników.

________________________________________________________________

Przeglądarka wróciła! ♥ 
Przepraszam, miałam dodać rozdział już wczoraj, ale miałam małe problemy z "Operą". ;c 
Zaskoczeni przebiegiem zdarzeń? ;> :D:D 
Ja lecę na trening. ;-*
Trzymcie się robaczki! ♥

Pozdrawiam, Sissi. ♥




sobota, 12 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 32

W kolejnych, mijających dniach dochodziłam do siebie, Paweł nie pozwalał mi wychodzić samej z domu, dlatego też praktycznie 24 godziny na dobę siedziałam zamknięta w czterech ścianach. Pomijam to, że nawet tam coś mogło mi się stać, ale dla Zatora w domu bezpieczniej niż gdziekolwiek... potwierdzam, lecz tylko wtedy jak jest z Tobą ktoś jeszcze. Skrzaty odwiedzali mnie po swoim codziennym treningu przynosząc mi przeróżne ciasta i ciasteczka, przez co ważę teraz co cała Julka, dwa razy wzięta. Chciałam pojechać do Jastrzębia na mecz rewanżowy w Pucharze Polski, ale mój nadopiekuńczy brat nie pozwolił mi na to. Walczyłam zacięcie, aż w końcu dopięłam swego. Już jutro mieliśmy wyjeżdżać.
-Nie wiem czy to dobry pomysł... - powiedział Paweł, który pakował swoją treningową torbę.
-Ale ja wiem, chcę w końcu wyjść do ludzi. Już ponad tydzień siedzę zamknięta jak w klatce!
-Zawsze mogłaś powiedzieć, wyszlibyśmy na jakiś spacer... - wzruszył ramionami.
-Nie denerwuj mnie... - zacisnęłam zęby i wrzuciłam do swojej walizki kolejne koszulki. - Macie jeszcze dzisiaj trening?
-Nawet dwa. - odparł Zati, marszcząc brwi.
-Jadę z Tobą. - rzuciłam i pobiegłam do pokoju, aby się przebrać.
-Tak źle Ci w tym mieszkaniu...? - westchnął, ale ja nie odpowiedziałam. Ubrałam zwykłą, czarną bokserkę, na to szarą, zapinaną bluzę i jasne dżinsy. Na stopy nasunęłam czarne, krótkie Conversy, a włosy związałam w luźnego koka na czubku głowy.
-Jedziemy? - stanęłam w przejściu pomiędzy moim pokojem, a korytarzem.
-Mam jeszcze godzinę... - odrzekł. - A Ty mogłabyś zjeść w końcu porządne śniadanie!
-Nie jestem głodna. - usiadłam na sofie w salonie.
-Julka!
-Paaweeł... - jęknęłam.
-Masz coś zjeść, bo nie wypuszczę Cię z domu.
-Wyskoczę przez okno. - obojętnie wzruszyłam ramionami.
-Łap! - krzyknął zza kuchennej wysepki, a ja nim zdążyłam się odwrócić w jego stronę oberwałam okrągłą bułką.
-Fajnie rzucać w siostrę jedzeniem, co nie? - podniosłam ją z podłogi i otrzepałam. - I ja mam to teraz zjeść? - skrzywiłam się, a wyszczerzony Paweł przytaknął kiwając głową.
-Raczej podniosłaś ją w ciągu 5 sekund, więc wszystkie bakterie z podłogi nie zdążyły na nią przejść...
-Co Ty... - spojrzałam na niego spod byka.
-Własnemu rodzonemu bratu nie wierzysz?
-No nie wiem, wolę wziąć "czystą". - skierowałam się ku kuchni i z drewnianego chlebaka wyjęłam następną bułkę, rozkroiłam ją i posmarowałam masłem, po czym nałożyłam kawałek świężą sałatę, szynkę i ogórka.
-Nawet nie wiesz jak bardzo raduje mnie taki widok... - rozmarzył się Zati.
-To fajnie, że mogę sprawić Ci przyjemność. - szeroko się uśmiechnęłam i zabrałam się za pochłanianie posiłku.
Półgodziny później byliśmy już na hali. Trener Nawrocki na początku bardzo zdziwił się moim przybyciem, myślał, że Paweł cały czas bunkruje mnie w domu, a ja cieszyłam się jak dziecko, że w końcu mogłam odetchnąć świeżym powietrzem. Weszłam na jeszcze puste boisko i usiadłam na parkiecie, opierając się o krzesełka.
-Co, na siedzeniach niewygodnie? - zapytał Plina, gdy tylko wszedł na taflę sali.
-Właśnie za wygodnie... - wyszczerzyłam się, a Daniel dziwnie się na mnie spojrzał. Usiadłam po turecku i przyglądałam się rozgrzewającym się chłopakom. Naprawdę ich podziwiam, że chce im się tutaj przyjść, wylać hektolitry potu, nasłuchać się uwag od trenera i mieć chęci je poprawić. Mi zawsze brakowało tej motywacji, czego nie mogłam powiedzieć o siatkarzach. Byli niesamowicie nastawieni na jutrzejsze starcie pomiędzy nimi, a Jastrzębianami. Ja tylko miałam wziąć aparat i cykać im zdjęcia. To tyle z mojej roli w tej drużynie. No może jeszcze czasem staram się ich pocieszać...

Nazajutrz...

-Dzwoń po TAXI, ja jeszcze muszę sprawdzić, czy wszystko mam... - Paweł biegał po mieszkaniu jak poparzony, był wyraźnie stremowany spotkaniem, które miało odbyć się już jutro. 

-Spoko... - odparłam znudzona i wybrałam numer, na który planowałam zadzwonić. Po kilku minutach auto już stało pod naszym blokiem. Zapakowaliśmy do niego nasze bagaże i ruszyliśmy w stronę hali, pod którą była zbiórka. Byliśmy trochę za wcześnie, bo oprócz nas był jeszcze tylko Cupko razem z Alkiem.
-Cześć. - przywitałam się z Aleksem, dając mu całusa, a Kostka mocno przytuliłam.
-A Zator tak się upierał, żeby Cię wziąć... - Atanasijević pokręcił głową i objął mnie w pasie.
-Możecie się przy mnie nie przytulać? - jęknął Cupko. - Czuję się taki porzucony...
-Mamy siebie! - wtrącił Zator.
Po kilkunastu, gdy zjechała się już prawie cała drużyna i przyjechał nasz autokar, którym mieliśmy dojechać na miejsce, włożyliśmy do niego swoje walizki i weszliśmy do środka. Usiadłam na samym tyle, tak jak zawsze z Winiarskim i Wlazłym u boku. Ten pierwszy był wyraźnie przybity i smutny. Trąciłam jego ramię.
-Co taki struty?
-A nic... - machnął ręką.
-Kolejna kłótnia z Dagą? - zaśmiał się Mario, lecz zaraz po tym spotkał się z groźnym spojrzeniem Michała. - Okej, nic nie mówiłem. - uniósł ręce w oznace poddania się.
-Rzeczywiście coś z Dagmarą? - zapytałam, a on pokiwał przecząco głową.

-Pogadamy później, okej? – szepnął mi do ucha po chwili.
-Dobrze. – chwyciłam jego rękę. Poczułam dziwny niepokój. Co mogło się stać aż tak ważnego? On tylko mrugnął do mnie okiem. Wyjęłam z torby słuchawki i zadumałam się. Chłopcy śpiewali komiczne przyśpiewki, żartowali, śmieli się… ale ja nie miałam na to ochoty. Cały czas myślałam o Michale. Jeśli chce mi to wszystko powiedzieć… to ja jestem jego przyjaciółką? Nigdy się tak nie czułam. Kiedy on chce mi to powiedzieć? I co to będzie? Ta myśl nie dawała mi spokoju. 
-Dżulsik! Rozchmurz się! Co się stało słońce? – obok mnie usiadł Kłos, kiedy Winiar smacznie sobie spał i wyjął mi słuchawkę z ucha.
-Nic, nic. Tak tylko się zamyśliłam. – uśmiech numer 8 i jedziemy.
-Taka jakaś przybita jesteś. Coś z Akiem, zrobił Ci coś?! – po tych słowach, od razu cały autokar odwrócił się w moim kierunku. W tym także Alek i dziwnie się na nas spojrzał, a my mu pomachaliśmy. Uniósł brew i pokręcił głową.
-Czemu z Alkiem? Niee, przestań, nic z Alkiem... Mam po prostu słabszy dzień. – z powrotem włożyłam słuchawkę do ucha.
-Julka, pogadasz ze mną normalnie, czy nie? – napierał Karol.
-Nie wiem… coś się stało Winiarskiemu, on się czymś martwi, a ja nie wiem czym i on w to też mnie wciąga, i przez niego mam zrypany humor i w ogóle wszystko jest dziwne. – szeptałam mu na ucho, a po moim policzku popłynęła łza.
-Ej.. – przytulił mnie do siebie.  – Nie przejmuj się. Chcesz to mogę nagadać Winiarskiemu, hmm?
-Nie, nic mu nie mów. – otarłam łzę. – Zaraz mi przejdzie, to taki chwilowy kryzys, wiesz zmiana klimatu.
-Tak, tak. Julson, jak tylko coś się stanie, to wal do mnie jak w ogień? Okej? – wyszczerzył się i odszedł na swoje miejsce. 
Fajnie mieć tylu przyjaciół. Może niekoniecznie zrobiło mi się lżej na duszy od tego wszystkiego, ale mam świadomość, że mogę się komuś wygadać, wyżalić. Znów włożyłam słuchawkę do ucha i powróciłam do przemyśleń na temat sensu mojego dotychczasowego życia. Po dłuższym czasie, bliżej mi nieokreślonym, bo twardo spałam, któryś ze Skrzatów krzyknął:
-Jesteśmy! - a cały autokar wybuchł dziką i niepohamowaną radością.
-Z czego się cieszyć… - mruknęłam sama do siebie.
Ostrożnie wyszłam z autokaru. Wszyscy weszliśmy na ogromną halę, bo od razu po podróży chłopcy mieli mieć trening. Co chwila wypatrywałam Winiara. Szedł daleko od drużyny, w samotności i opuszczoną głową. Postanowiłam, że do niego podejdę i może wtedy wszystkiego się dowiem.
-Michał… - zaczęłam cicho podchodząc coraz bliżej.
-Hmm… - mruknął tylko, po czym zaciągnął nosem.
-Misiek… proszę Cię. –  wspięłam się na palce i mocno go objęłam, po czym rozpłakałam się. Moja torba opadła na mokrą od deszczu ziemię. On także mocno mnie przytulił i swoją twarz schował w moje włosy. Oddychał ciężko i szybko. Czułam jak jego palce zacieśniają się i przykurczają. Nie chciałam, a nawet nie mogłam go w tamtym momencie puścić. Trwaliśmy w tym objęciu jeszcze długo. Oboje płakaliśmy, wylaliśmy hektolitry łez. W ciszy. Żadne z nas nic nie mówiło. W końcu kiedy zorientowałam się, że Michał gotowy jest już mówić, uwolniłam go z objęć i stanęłam naprzeciwko niego.
-Dziękuję Ci, że jesteś. – przeczesał dłonią moją grzywkę. Ja uśmiechnęłam się przez łzy i chwyciłam jego rękę.
-Powiesz mi wszystko… czy nie chcesz? – zaczęłam.
-Nie wiem, nie jestem pewien. Wiesz, ja nie chcę obarczać Cię moimi problemami, masz wystarczająco dużo swoich, ale – przerwałam mu ponownie rzucając mu się w objęcia.
-Mówiłam Ci, jestem tutaj dlatego, że jesteś dla mnie ważny. Jeśli nie byłoby tak, ja też bym tutaj nie stała. Rozumiesz? – mówiłam przez łzy. On chwycił mnie za głowę i mocno przycisnął do siebie. Czułam jak szybko i mocno bije jego serce. Waliło jak oszalałe, jakby ktoś od wewnątrz uderzał młotem.
-Znam Cię od maleńkości. Zawsze byłaś taką promienną i radosną dziewczyną…  - zaczął.
-Co to ma do rzeczy?
-Julka, ja nie mogę…
-Michał! – odsunęłam się od niego.
-Ja naprawdę nie mogę. – uklęknął zatapiając twarz w swoje dłonie.
-Michał, powiedz mi proszę. – łzy leciały coraz bardziej. Na policzku utworzył się wąski strumyk słonych kropel. W pewnej chwili Michał wstał, podszedł do mnie i zatopił się w moich wargach.  

_____________________________________________________________

Lecę oglądać drugą połowę meczu naszych szczypiornistów. ^_^
Korzystacie z weekendu? :D Ja cały dzień przed komputerem i telewizorem... ten sport to jednak jest wymagający... siatkówka, skoki i piłka ręczna w jeden dzień. Oszaleli.
Jutro W.O.Ś.P. Ktoś jest wolontariuszem? Ja owszem. ^_^

A teraz trochę smutniej... Skra vs. Delecta 1:3 . Boli, bardzo boli. :C

Pozdrawiam, Sissi. ♥

wtorek, 8 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 31

-Połóż się, ja otworzę okno, przewietrzy się. Głodna jesteś? A może chcesz coś do picia? Wodę Ci podam... kładź się, masz tutaj poduszkę. - Alex bombardował mnie swoim monologiem i nie dawał możliwości wypowiedzenia swojego zdania.
-Alek... - złapałam jego rękę. - Nic mi nie jest...
-Nic Ci nie jest, nic Ci nie jest, ale wodę z cytryną Ci podam. - nakrył mi kocykiem po same uszy i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił do mnie z dosyć nie tęgą miną. - Julka... - zaczął.
-Hm? - odebrałam od niego szklankę z napojem.
-A może Ty jesteś w ciąży?
W tamtym momencie wyplułam wszystko na szary dywan.
-Co?! - pisnęłam. - Nawet nie brałam takiej opcji pod uwagę!
-Może lepiej zrobić test? - usiadł na brzegu sofy.
-Nie, nie ma takiej potrzeby. - uśmiechnęłam się krzywo i pogładziłam jego policzek.
-Ale zrobisz?
-Alek!
-Pięć minut, a potem będzie wszystko z głowy! Albo nie... - mruknął.
-Tak Ci zależy? - wywróciłam oczami, a Alek niepewnie przytaknął kiwając głową. - Pójdę po test, wrócę do domu, a po wszystkim od razu do Ciebie zadzwonię, okej?
-Ja pójdę z Tobą!
-Jestem dużą dziewczynką. - pocałowałam go i poszłam się ubrać.
-Ale od razu zadzwoń... - mocno mnie przytulił, gdy już miałam wychodzić z mieszkania.
-Obiecuję... - odparłam i wyszłam z mieszkania. Po schodach zeszłam bardzo powoli, wszystkie stopnie zlewały się ze sobą, nie za dobrze się czułam. Gdy doszłam do drzwi klatki schodowej otworzyłam je i wyszłam na zewnątrz, a przed oczami zrobiło mi się ciemno. Nic więcej już nie pamiętam...
~***~
Czułam swój każdy mięsień, krew przepływającą w żyłach i tą trudność z złapaniu oddechu, jakby olbrzymie kowadło spadło na moje płuca. Z każdym oddechem bolało coraz bardziej, a powieki były jak sklejone ze sobą, nie mogłam zobaczyć co wokół mnie się dzieje i gdzie w ogóle się znajduję. W głowie jeden wielki mętlik, zero wspomnień. Poczułam dosyć silny uścisk na mojej dłoni, którego nie potrafiłam odwzajemnić. Z bólu i bezsilności zmarszczyłam czoło, a obok mnie wywołało się wielkie poruszenie.
-Julka... - usłyszałam cichy szept, lecz nie umiałam go rozpoznać. Z wielkim trudem otworzyłam oczy, lecz postacie wokół mnie były bardzo rozmazane.
-Paweł, idź po lekarza!
-Mamo? - powiedziałam prawie nieusłyszalnie. Ona jeszcze bardziej ścisnęła moją rękę i odgarnęła włosy z twarzy zaczesując je za ucho. Słyszałam jak łkała. Po kilku mrugnięciach wzrok nieco się wyostrzył i mogłam zidentyfikować osoby siedzące niedaleko. Po lewej stronie łóżka siedziała mama, a po drugiej Alex opierający się o metalowe obrzeża. Spał. Zdołałam tylko delikatnie przeczesać jego włosy, dopóki pod szpitalną ścianą nie zobaczyłam kogoś jeszcze. Przykryty był zielonym fartuchem, który dostają osoby odwiedzające pacjentów. Głową opierał się o ścianę i także spał, lecz obydwóch panów wybudził właśnie wchodzący do sali lekarz. Zbyszek, gdy zobaczył, że się obudziłam posłał mi promienny uśmiech, którego ja nie byłam w stanie powtórzyć. Alek czule pocałował mój policzek i ustąpił miejsca na pierwszy rzut oka wrednemu doktorowi.
-Ojj, panno Zatorska... - westchnął głęboko przyglądając się karcie wiszącej przy łóżku. - Balowało się w Sylwestra, hmm?
-Jak to w Sylwestra... - odparłam i usłyszałam cichy chichot Bartmana. Doktor zgromił go wzrokiem.
-Wie panienka doskonale, że...
-Nie toleruję zwrotu "panienka". - przerwałam mu, a on popatrzył się na mnie znad okularów z lekką zniewagą.
-Wie pani, że jest pani poważnie chora i powinna przestrzegać zaleceń lekarza, prawda?
-Owszem. - odparłam pewna siebie.
-Dlaczego więc postąpiła panien... pani tak lekkomyślnie i nieodpowiedzialnie?
-Może dlatego, że trzeba było uczcić rozpoczęcie nowego roku, a pożegnanie tego starego?
-Można było świętować z soczkiem jabłkowym...
-Wolę pomarańczowy.
-Julka! - moja rodzicielka skarciła moje zachowanie, a Zibi razem z Alkiem i Pawłem siedzieli pod ścianą i nabijali się z naszej dyskusji.
-Przez pani głupotę krew była na tyle rzadka, że czerwone krwinki...
-Wiem, że straciłam przytomność, bo mam anemię! - kolejny raz się wtrąciłam.
-Czyli jest pani poinformowana o możliwych powikłaniach?
-Można tak powiedzieć...
-Mogła zapłacić pani za to nawet życiem!
-Kiedy stąd wyjdę? - westchnęłam.
-Nie prędko... - odpowiedział namiętnie zapisując coś w swoich pogiętych notatkach. - Musi pani najpierw wrócić do pełnego zdrowia... - schował długopis do malutkiej kieszonki na piersi i z cwaniackim uśmieszkiem dodał: - No i nabyć trochę oleju w głowie...
-Oleju w głowie!? - oburzyłam się. - Niech pan pomyśli, jak zwraca się pan do pacjentów! Od razu wiedziałam, że jest pan chamski i pozbawiony ludzkich uczuć! Nie dziwię się, że nie ma pan żony! - zauważyłam jego brak obrączki na serdecznym palcu.
-Przekracza pani wszelkie granice. - fuknął.
-Ja przekraczam?! Myśli pan, że jest wszechwiedzącym doktorkiem, ale tak naprawdę gówno pan wie o leczeniu!
-Podważasz moje zdolności i umiejętności...
-A pan podważa moją godność osobistą! - skwitowałam, a reszta zebranych w szpitalnej sali przypatrywała nam się zszokowana.
-Wypis na żądanie? - zapytał niewinnie.
-Poproszę!
Po chwili nie było go już w pomieszczeniu.
-No jak Ty się zachowujesz?! - obruszyła się mama.
-Mógł mnie nie prowokować! Doktor od siedmiu boleści... - parsknęłam. - Pomożcie mi się spakować...
Wszyscy zabrali się za pakowanie moich rzeczy, jednak ja osobiście nie mogłam, ledwo słaniałam się na nogach. Z "anielską" cierpliwością czekałam na wypis. Do końca nie wiedziałam, czy to był dobry pomysł, ale nie wytrzymałabym tutaj z tym zarozumiałym gościem ani chwili dłużej.
-Pójdę po ten wypis... - westchnęła mama i wyszła z sali.
-Nie wiedziałem, że możesz tak komuś nagadać. - zdziwił się Paweł.
-Wkurzył mnie...
-Cicha woda, brzegi rwie... - lekko szturchnął mnie łokciem.
-Mogłem Cię nie wypuszczać wtedy samej... - Alek mocno przytulił mnie do siebie, ale ja poczułam wtedy ten przeszywający ból w klatce piersiowej i trudność z oddychaniem.
-Było, minęło. - posłałam blady uśmiech.
-Gdyby nie Zbyszek, nie wiem co by się z Tobą stało... - poprawił mi grzywkę.
-Zbyszek? - skierowałam na niego wzrok, a on perfidnie mi się przypatrywał.
-Przejeżdżałem akurat... zauważyłem leżącą na chodniku dziewczynę, którą potem okazałaś się Ty. - zapiął sobie kurtkę.
-Wczoraj jeszcze balangowałeś, a dzisiaj jechałeś samochodem? - prychnęłam.
-Nic nie piłem. - odparł po cichu. Na początku przepuściłam te słowa mimo uszu, ale po chwili połączyłam fakty. Nic nie pił, czyli dzwonił jak był trzeźwy. Mam przecież Alka, do cholery!
-Zbyszek, może wpadniesz do nas na herbatę? - zaproponował Atanasijević, biorąc moją torbę ze szpitalnego łóżka.
-Umawiajcie się, ja wracam do siebie... - odparłam przerażona. - Paweł? - wskazałam na torbę z moimi rzeczami.
-A tak, już. - wyglądał jakbym wyrwała go z transu.
-Dziękuję. - pocałowałam Alexa, a Zbyszkowi posłałam wymuszone uniesienie prawego kącika ust. - Tobie też...
-Nie ma sprawy, raczej każdy postąpiłby tak samo...
-Julka, zbieraj się, mam wypis... - do sali wparowała mama. Bardzo zdenerwowana. Chwytając ją pod rękę wyszłam z pomieszczenia i wszyscy skierowaliśmy się do wyjścia. Po drodze minęliśmy gabinet lekarski pana Nowackiego, tego, który zamierzał mnie prowadzić podczas pobytu tutaj.
-Do widzenia, panie doktorze! - pomachałam mu ręką, a on szeroko otworzył oczy i uniósł brwi. Z mojej winy zakrztusił się kawą. Jaka szkoda...
-Julka, jesteś niemożliwa! - moja mama próbowała mnie skarcić, lecz była za bardzo rozbawiona. Wrzuciliśmy torbę do samochodu naszych rodziców i wsiedliśmy do niego. Podczas podróży było mi trochę nie dobrze, lecz otworzyłam okno i przyjemne, i świeże powietrze załatwiło sprawę.
-Może chcesz pojechać do nas? - zapytała kobieta.
-Nie, zostanę tutaj, przecież nic mi nie jest. - wywróciłam oczami i wysiadłam z samochu, wcześniej żegnając się z rodzicielką. Paweł pomógł mi wejść na górę i poprowadził prosto do salonu, abym od razu się położyła, lecz ja nie miałam na to najmniejszej ochoty.
-Mogę się Ciebie o coś zapytać? - Zator usiadł na małym stoliku, tuż przed telewizorem.
-Chyba... - wzruszyłam ramionami.
-O co chodzi ze Zbyszkiem?
-A o co ma chodzić? Jesteśmy dobrymi znajomymi... - odparłam i położyłam się, wbrew mojej woli.
-Wcale się tak nie zachowujecie... - pokręcił głową.
-Wszystko wyolbrzymiasz... - westchnęłam. Paweł po chwili wyciągnął złożoną w pięść dłoń w moim kierunku. Zdziwiona spojrzałam się na niego i przybiłam mu tzw. żółwika.
-Boże, jaka Ty głupia jesteś! - uderzył się w czoło. - Mam coś Twojego!
-To nie mogłeś mi tego normalnie podać, tylko jakieś łamigłówki sobie urządasz?! - Paweł podrzucił mi łańcuszek, który dostałam od Alka.
-Zgubiłaś u Kłosa... - odparł i poszedł do kuchni. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zapięłam go na szyi.

___________________________________________________________________

Krótki, czy nie, zostawiam to Wam. ;-) 
Kiedy macie ferie? Ja dopiero pod koniec stycznia. :C 

Pozdrawiam, Sissi. ♥

https://twitter.com/__Sissi


niedziela, 6 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 30

-Szmaragdy i diameeeenty chciałbym Ci dać! - śpiewał Winiar, wywijający na środku pokoju razem ze mną. Od całego kręcenia zrobiło mi się trochę nie dobrze, a Michał nie słyszał moich błagań o to, żeby chociaż minimalnie przystopować.
-Odbijany! - Cupko klasnął w dłonie i zaraz po tym byłam w jego objęciach. Pomijam to, że ledwo stał na nogach. Ale tańczył! - Fajne macie te polskie piosenki!
-Dziwne? - uśmiechnęłam się, a już po chwili Kostek zakręcił mną i trzymając mnie za plecy opuścił w dół. Reszcie towarzystwa aż zaparło dech w piersiach. Nie dlatego, że było to takie efektowne, ale dlatego, że wylądowałam na drewnianych panelach z obolałą kością ogonową.
-Przepraszam! - lamentował siatkarz pomagając mi wstać. Nawet mi sukienkę otrzepał...
-Okej, żyję... - uspokoiłam go, ale jak narazie miałam dość. Usiadłam na kanapie przypatrując się szalejącemu Alkowi wraz z Dagmarą, a Zatorski podchwycił Paulinę Wlazły. Mario został bez pary, a że zrobiło mi się go szkoda, po sekundzie znalazłam się obok niego.
-Kłosu ma cały czas ten sam repertuar. - zaśmiał się siatkarz.
-Nie dziwię się, przy tym najlepiej się bawić. - uniosłam kącik ust i pochłonęłam się w tańcu. Kiedy wspaniałomyślny Daniel zauważył, że za trzy minuty północ, wszyscy w pośpiechu zabrali petardy, kieliszki i szampana. Prawie zabijając się na schodach zbiegliśmy przed blok, a tam już całe osiedle.
-10...9...8...7... - zaczęło się wielkie odliczanie, a wcale nie pijany (ehe, tak...) Winiar siłował się z butelką szampana. Gdy już udało mu się rozplątać metalowy drucik pozostało wystrzelenie nim, ale na to zaczekał do tego legendarnego "0".
-Zero! - krzyknęli wszyscy i zawyli ze szczęścia, a nasz szampan wystrzelił... prosto w okno samochodu sąsiada Kłoska.
-Michał! - krzyknęła jego małżonka, a wszyscy aż prawie wytrzeźwieli z nadmariu tych emocji.
-Zostawię mu namiary na siebie za wycieraczką. - mrugnął okiem i wlał alkohol do kieliszków. Fajerwerki rozbłyskujące się na niebie były oszałamiające. Patrzyłam na nie przypominając sobie cały ubiegły rok i rozmyślając nad tym co mogłabym zrobić lepiej, lub w ogóle zrobić. Stałam patrząc w górę i trzymając lampkę z szampanem. Wszyscy składali sobie życzenia i rzucali w objęcia, a ja poczułam czuły uścisk i pocałunek w czubek głowy.
-Wszystkiego najlepszego. - szepnął Alek, a ja odwróciłam się w jego stronę i mocno objęłam.
-Wszystkiego najlepszego. - popatrzyłam w górę, a siatkarz musnął moje wargi.
-No siostra, sto lat, wszystkiego najlepszego, zdrowia, pieniędzy i w ogóle tam czego sobie chcesz... - Paweł wyszczerzył się i mocno mnie przytulił. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz mnie przytulał.
-Julkaaa! - napadł na mnie Winiarski. - Szczęścia, zdrowia, pomarańczy, niech Ci Alek nago tańczy! - muszę powiedzieć szczerze. Najlepsze życzenia jakie kiedykolwiek usłyszałam.
-Aż nie wiem co powiedzieć... - zaśmiałam się.
-Życz mi pieniędzy i będzie okej. - szturchnął mnie łokciem.
-No to pieniędzy. - poklepałam go po ramieniu.
-Zero kreatywności u tej młodzieży. - pokręcił z niedowierzaniem głową i poszedł składać życzenia pozostałym ofiarom. Petardy odpalał Woicki razem z Cupkiem. Do tego drugiego nie byłam za bardzo przekonana, ale na szczęście obyło się bez urwanej ręki. Geniusz Plina kupił petardę, która rozsadziła butelkę, a wszyscy wokół uciekli z krzykiem. Gdy zabrakło nam już ekwipunku wróciliśmy do mieszkania, a ja w międzyczasie zadzwoniłam do rodziców.
-Halo? - usłyszałam głośny krzyk w słuchawce. U nich chyba też zabawa trwała w najlepsze.
-Mamuś! Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
-Ooo, dziękuję córeczko, Wam też wszystkiego naj! Bawicie się?! - musiałam odsunąć telefon od ucha, bo nie dawałam rady tego słuchać.
-Tak, bawimy! Jesteśmy u znajomego!
-Julka, nie drzyj się, u ludzi jesteś. - skarcił mnie Paweł.
-Paweł chce z Tobą pogadać. No to miłego! - cmoknęłam do telefonu i oddałam go bratu. Weszliśmy z powrotem do mieszkania nieco zmarznięci, więc Karol nastawił wodę na herbatę dla wszystkich. Nie myślcie sobie tylko, że parkiet opustoszał. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg mieszkania, Pliński wyciągnął swoją żonę, która najwyraźniej miała już dość, a nawet nie miała siły żeby upierać się swojemu dwu metrowemu mężowi.
Około 4 w nocy lub nad ranem jak kto woli, wszyscy powoli zasypiali oparci o łokieć. Nawet głośne śpiewy Cupka nie były w stanie nikogo pobudzić, choć Winiar był w swoim żywiole i mógł popisać się swoimi zdolnościami wokalnymi. Zaraz po tym powoli się wykruszaliśmy. Zator już nie mógł wytrzymać i poszedł na łóżko Kłosa, na którym zasnął, a ja nie miałam serca go budzić.
-To my się też zwijamy... - powiedział Alek.
-Dobry pomysł. - mruknęłam. Powieki same mi się zamykały. - Dziękujemy Karolku za wyśmienitą zabawę. - przytuliłam siatkarza.
-To ja Wam dziękuję... - uśmiechnął się szeroko. Dziwię mu się, że miał jeszcze siłę i był w stanie. Atanasijević pomógł mi założyć ramoneskę i otworzył przede mną drzwi, po czym zeszliśmy do auta. Gdy tylko do niego wsiadłam, oparłam głowę o zagłówek. Mimo woli praktycznie zasypiałam.
-Odwieźć Cię do domu? - zapytał odpalając samochód.
-Twojego. - przysunęłam się do niego i musnęłam jego policzek, po czym przemierzwiłam brąz loki.
-Jak sobie panienka życzy. - zapiął pasy i ruszył w kierunku swojego mieszkania. Droga mijała strasznie monotonnie, stacje radiowe nie nadawały niczego ciekawego, a nie miałam siły, aby poszukać czegoś w skrytce na płyty. Podziwiałam widoki za oknem, a w głowie wspomnienia z całego wieczoru.
-Myślisz, że już wszyscy wiedzą? - zapytał nagle.
-Skoro życzyli mi Ciebie tańczącego nago. - zaśmiałam się.
-Co Ty... - odparł zaskoczony atakujący, a ja entuzjastycznie przytaknęłam. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do jego lokum. Nawet się nie rozbierając rzuciłam się na łóżko i już bym zasnęła, gdyby nie właśnie kładący się Alex. Pocałował mnie w plecy i objął ramieniem, a ja sama się do siebie uśmiechnęłam i przykryłam nas kołdrą.

Ranne popołudnie...

Obudziło nas mocne walenie do drzwi. Obydwoje od razu się zerwaliśmy, a Alek jak tornado pobiegł na korytarz. 

-O stary... - usłyszałam z przejścia, gdy drzwi tylko zdążyły się otworzyć. - Sucho jak na Saharze!
-Jak się tak szalało... - mruknął zaspany Alex. - Po co przyszedłeś?
-Zostawiłeś dokumenty... - w końcu rozpoznałam ten głos, to Cupković Konstantin.
-O, dzięki...
-Masz kefir jakiś? Kawę chociaż? - mamrotał siatkarz.
-Coś się znajdzie. - westchnął Alek.
-Ej, a to co? - zapytał podejrzliwie. - Damski bucik? - zaśmiał się.
-I?
-I kurtka... jest tutaj któraś?! No chyba, że przebierasz się za laskę. Sorry stary, ale to przypał... ale jak zależy Ci na anonimowości, to buzia na kłódkę!
-Siema! - przywitałam się z Kostkiem, a on wypluł cały kefir, który właśnie miał zamiar połknąć.
-Julka?! - pisnął, a ja objęłam Alka w pasie.
-Nie pamiętasz? - skrzywiłam się.
-Co mam pamiętać?! - burknął. - Wy jesteście razem?! - jeszcze raz pisnął.
-Chcieliśmy Wam powiedzieć, ale jakoś nie wyszło, a potem... a z resztą. - Atanasijević machnął ręką.
-Jaa, mi nie powiedzieć! - Konstantin pokręcił z niedowierzaniem głową. - Kurde, najlepszy przyjaciel, a tu takie cyrki! Dzięki, naprawdę.
-Myśleliśmy, że wiesz... - roześmiałam się.
-O patrz i tutaj Cię zaskoczę... - wywrócił oczami. - No nie mogę tego przeżyć... - westchnął, lecz po chwili szeroko się uśmiechnął. - Swoją drogą ładnie ze sobą wyglądacie...
-Dzięki. - pocałowałam Alka i usłyszałam dźwięk swojego telefonu. - Sorry chłopaki, na pewno Paweł się obudził i mnie szuka. - zaśmiałam się i pobiegłam do sypialni. Zanim odnalazłam swoją komórkę, ona przestała dzwonić. Kiedy wyjęłam ją z kopertówki i zobaczyłam połączenia nie odebrane, ciarki przeszły całe moje ciało. Na środku wyświetlacza widniał napis "Zbyszek". Kompletnie nie wiedziałam co miałam zrobić, lecz raz kozie śmierć. Odkaszlnęłam i odebrałam.
-Halo?
-Cześć Julka! Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku! - siatkarz darł się do słuchawki. Chyba jeszcze nie skończyli całej fety.
-Dziękuję, wzajemnie. - odezwałam się po chwili.
-Co tam słychać? Dobrze bawiłaś się na Sylwestrze?!
-Tak, wyśmienicie. - zaakcentowałam ten ostatni wyraz.
-Masz pozdrowienia od Resoviaków!
-Dzięki, też ich pozdrów. - na samo zdanie o Resoviakach uśmiech wkradł się na moją twarz. Miałam z nimi naprawdę świetne wspomnienia, a kiedy chociażby obieram sweter, który kupiłam razem z Pitem, przenoszę się do tamtej przebieralni.
-No to jeszcze raz wszystkiego dobrego, pozdrów Skrzatów, tam swojego wybranka, ale wiedz, że ja też Cię kocham! - zacisnęłam zęby i głośno przełknęłam ślinę. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko rozłączyć się i cisnąć telefonem o łóżko. Wyjaśniałam sobie to całe zajście tym, że jest pijany i nie wie co gada... lecz to nie pomagało.
-Dżul z ilu jajek chcesz jajecznicę?! - usłyszałam krzyk z kuchni. Ja jednak nie odpowiedziałam. - Julka!
-Co? - odrzekłam.
-Z ilu jajek chcesz jajecznicę?!
-Dwóch. - oznajmiłam i rzuciłam się na łóżko cały czas wspominając słowa Zbyszka. Nie mogłam pozbyć się ich z głowy, cały czas dudniało tylko "też Cię kocham". Wróciło uczucie, to uczucie którego tak naprawdę nie było. Nagle poczułam jego namiętny pocałunek na ustach i silne dłonie oplatające moje ciało, przeszywające dreszcze i motyle w brzuchu. Nie wiem dlaczego, ale tego brakuje mi przy Alku, a przecież to jego tak naprawdę kocham. A może jednak nie? Może jednak oszukuję się, że kocham Alexa, żeby zapomnieć o Zbyszku? Nie chcę do tego wracać... nie chcę znów spieprzyć sobie całego życia i kolejny raz przez Bartmana. Choć teraz nie zepsuję życia tylko sobie, bo zrobię to także Alkowi. Jestem taka głupia, że nie potrafię określić kogo tak na serio darzę prawdziwym uczuciem.
-Julia, wołam Cię już od dłuższego czasu... - w drzwiach pojawił się Alek. - Chodź na śniadanie.
-Nie słyszałam, przepraszam. - mruknęłam i ominęłam siatkarza, aby jak najszybciej usiąść przy stole.
-Kto dzwonił? - zapytał przeżuwający jajecznicę Cupko.
-Paweł, już jest w domu... - odparłam.
-Już!? Jak wychodziłem, to jeszcze sobie spał. Dobre ma tempo. - pokiwał z uznaniem głową i skupił swoją uwagę na posiłku. Cały czas czułam przeszywający wzrok Alka na sobie, aż w końcu popatrzyłam się na niego.
-Czemu nie jesz? - zapytał, kładąc swoją ręką na mojej.
-Nie mam apetytu. - świdrowałam widelcem po talerzu.
-Może jesteś chora? - dodał przerażony.
-Nie, po prostu nie chce mi się jeść. - bąknęłam i nalałam sobie wody do szklanki, po czym zachłannie ją łykałam.
-Nie chcę Cię krytykować Aluś, ale na moim talerzu jest kilka skorupek. - Kostek skrzywił się pokazując przyjacielowi beżowe kawałki skorupki.
-Jak je zjesz, to raczej nie umrzesz. - odparł.
-Muszę do toalety, przepraszam Was. - odsunęłam się od stołu i pobiegłam do łazienki, zamykając się w niej, a łzy same pociekły po moich policzkach. Wolno zsunęłam się po drzwiach i schowałam głowę w kolanach.
-Julka, co Ci jest?! - usłyszałam głos Atanasijevića.
-Nic, po prostu zrobiło mi się nie dobrze. - wydukałam.
-Na pewno wszystko okej? - zapytał czule.
-Tak, jest okej, idź sobie! - burknęłam. Słyszałam tylko jak odszedł od drzwi. Ponownie się rozkleiłam, obwiniając się o wszystko. On jest taki dobry, a ja odtrącam go, bo Zbyszek wykonał do mnie głupi telefon po pijaku. Gdy przywróciłam się do w miarę normalnego stanu, delikatnie otworzyłam drzwi i wyszłam z łazienki. Cupka już nie było, a Alek sprzątał po śniadaniu. Stanęłam opierając się o kuchenną wysepkę.
-Alex... - zaczęłam.
-Hm? - mruknął.
-Chciałam Cię przeprosić... - zacisnęłam wargi.
-Za co? - zdziwiony spojrzał się na mnie.
-Za to, że jestem taką idiotką, a Ty wciąż mnie kochasz. - podeszłam do niego i przytuliłam go od tyłu.
-Ty idiotką? - zaśmiał się i pocałował moje ramię. Wtedy naprawdę zrobiło mi się nie dobrze. Jak najszybciej pobiegłam do łazienki, nawet nie zdążając zamknąć drzwi, a siatkarz pobiegł za mną, z rękoma całymi w pianie.

____________________________________________________________

Niedziela, dzień nauki... taaaaaaa...... xD Robiłam wszytko, tylko się nie ucząc. Nawet poskładałam ciuchy w szafie. 
Nie lubię poniedziałków. :C 

Oglądaliście tańczącego Wlazłego? ;-)) 


Pozdrawiam, Sissi. ♥

sobota, 5 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 29

31 grudnia

Nadszedł dzień imienin pana o wdzięcznym imieniu Sylwester, czyli czas wielkich przygotowań do parapetówki u Kłosa. Od samego rana biegałam po mieszkaniu jak poparzona, nic nie mogłam znaleźć, na mojej głowie miały być loki, a wyszły fale, więc jeszcze raz musiałam powtarzać kręcenie, paznokcie, które pomalowałam na czerwono nie wyschły mi w porę i zostawiłam cały lakier na nowej, czarnej sukience, w którą miałam wskoczyć i iść się bawić. Wyklinałam wtedy cały świat, a Pawełek? Pawełek w najlepsze zajadał się chipsami przed telewizorem, oglądając skoki narciarskie.
-Paweeeł! - krzyknęłam z łazienki.
-Noo... - usłyszałam znudzone mruknięcie.
-Podaj mi zmywacz do paznocki, z mojego pokoju!
-Nie chce mi się...
-Paweeeł!
-No co?!
-Podaj mi ten cholerny zmywacz!
-Coo?!
-Sama sobie wezmę! - burknęłam i pobiegłam po zmywacz, aby uratować kieckę. Całkiem nieźle zeszło, lecz została mokra i cuchnąca plama. Uznałam, że wyschnie, więc wzięłam się za ponowne kręcenie włosów. Karol zaplanował całą domówkę o 20, a było już sporo po 18. Nie byłam do końca pewna czy się wyrobię. Kiedy włosy potraktowane lokówką zaczęły wyglądać w miarę normalnie, zabrałam się za makijaż. Na górnej powiece zrobiłam dosyć grubą kreskę eyelinerem i mocno wytuszowałam rzęsy, policzki przejechałam różem, a na usta nałożyłam pomadkę w lekko czerwonawym odcieniu. Ubrałam czarną sukienkę z wyciętymi plecami i zabudowanym przodem, a z szafy wyjęłam czarne szpilki z czerwoną podeszwą.
-Gotowa? - zapytał zaspany Zator.
-Tak. - odparłam dumna z siebie.
-To teraz ja się zacznę przygotowywać. - powiedział i poszedł do swojego pokoju. Dosłownie po kilku sekudnach wyszedł z niego zapinając koszulę w kratę, którą dostał od naszej mamy pod choinkę. Spryskał się perfumami i krótko mówiąc był już gotowy. Przypatrywałam się temu wszystkiemu z szeroko otwartymi oczami. Czym ma się cały dzień przygotowań, do jednej minuty?! Narzuciłam na siebie ramoneskę w bordowym kolorze, wzięłam kopertówkę dobraną do kurtki i wyszłam z mieszkania. Umówiliśmy się z Alexem, że przyjedzie po nas kilka minut przed 20. Wyszliśmy na zewnątrz i czekaliśmy na niego. Gdzie nie gdzie na niebie widać było już wybuchy petard, które prezentowały się naprawdę ładnie.
-Wolałbym spędzić tego Sylwestra z Polsatem. - mój brat szeroko ziewnął.
-Serio?! - parsknęłam. - Z Polsatem będziesz go spędzać, gdy będziesz miał żonę, piątkę wrzeszczących dzieci i brzuch zasłaniający Ci cały świat...
-Dzieci oddamy Tobie. - zaśmiał się, trącając moje ramię.
-No jasne. - przewróciłam oczami. Po kilku minutach zobaczyliśmy Mustanga Alka, który właśnie podjechał pod nasz blok. Wsiedliśmy do niego nieco zmarznięci, bo było naprawdę mroźno.
-Siema. - przywitałam się z siatkarzem.
-Siema, siema. - odparł i przybił piątkę z Pawłem.
-Niezła bryka, skąd masz? - zapytał rozglądając się po wnętrzu.
-Dostałem od dziadka. - odrzekł i ruszył w kierunku mieszkania Kłosa. Przez całą drogę słyszałam tylko rytmy lat 90-tych i gadaninę Pawła, lecz raczej nikt go nie słuchał. Gdy w końcu dotarliśmy na miejsce, szybko wysiadłam z auta.
-Pod jakim numerem on mieszka? - zapytał atakujący, trzymając się jak najdalej ode mnie.
-Chyba dziesiątką... - zamyśliłam się.
-A nie ósemką? - wtrącił Zati.
-Mi się tam zdaje, że pod piątką...
-Niee, dziesiątka.
-Jestem pewien na 23 procent, że ósemka.
-A nie możemy do niego zadzwonić? - westchnęłam.
-Możemy. - Zatorski wzruszył ramionami i wybrał numer do przyjaciela.
-No siema. Ty, mamy problem, pod jakim numerem mieszkasz?
-...
-Aaa, dwunastką? Okej, dzięki, za sekundę jesteśmy.
-No, dziesiątka. - zaśmiał się Alek i ruszyliśmy w stronę mieszkania. Kiedy tam dotarliśmy i weszliśmy do środka, zastaliśmy już prawie całą drużynę Skry. Byliśmy jednymi z ostatnich, którzy zostali zaproszeni. Na wejściu od razu dostaliśmy drinka z palemką, lecz Atanasijević nie mógł go spróbować, bo jego dziecko czeka na parkingu.
-Cześć! - przywitałam się ze wszystkimi, a oni ze mną. Byli tam dosłownie wszyscy, plus ich osoby towarzyszące. Oczywiście Cupka też nie mogło zabraknąć!
-A Wy co tak późno?! - od razu rzucił się na nas. - My już dawno zaczęliśmy! - wskazał na bogato zastawiony stół. Wiecie co można rozumieć pod słowem "bogato".
-Zaraz dołącze, ale muszę najpierw obejrzeć nowe mieszkanko Karolka. - wyszczerzyłam się. - Mogę?
-Jasne. Tylko nie buszuj po szafkach!
-Ale mnie kusi. - zatarłam rękoma i poszłam zwiedzać nowe lokum siatkarza. Na początku zwiedziłam dużą i jasną kuchnię, która mieściła ogromną wysepkę. Potem przestronna łazienka i niebieskimi kafelkami, a na końcu beżowa i olbrzymia sypialnia z wielkim łożem po środku i jasną komodą pod telewizorem.
-Fajnie się urządził, co nie? - w przejściu stanął Alek.
-Świetnie. - moje oczy aż zabłysnęły. - Też będę miała takie łóżko. - uśmiechnęłam się szeroko i usiadłam na nim, przejeżdżając ręką po gładkiej narzucie.
-Sprawimy sobie takie? - uniósł brew podchodząc do mnie.
-Alek, nie jesteśmy u siebie... - szepnęłam.
-Ale pocałować Cię mogę, hm?
-Ale jak ktoś wejdzie? - próbowałam go lekko odepchnąć. On tylko pokręcił głową i przymknął drzwi.
-A teraz mogę? - zabawnie poruszał brwiami.
-Alex! - zaśmiałam się i poczułam jego pocałunek, złożony na moich ustach.
-A tamci gdzie? - usłyszeliśmy głośny krzyk Cupka z salonu.
-Uciekaj, uciekaj. - wypchnęłam Alka z pokoju, a ja z powrotem ruszyłam podziwiać jasną szafkę.
-Julka, toast wznosimy. - Kostek pojawił się w drzwiach pokoju.
-Idę, idę. - uśmiechnęłam się i odetchnęłam głęboko.
-To co, za nowe gniazdko naszego Kłoska i żeby wiele ładnych dziewczyn tu się przewinęło! - Winiarski uniósł kieliszek wódki.
-Ładnych i mądrych! - dodał Wlazły.
-No i żeby dobrze Ci się tutaj mieszkało... - wtrącił Pliński.
-Wszystkiego dobrego! - powiedzieli wszycy chórem i wypili debiutowy kieliszek wódki.
-Pierwsze koty za płoty. - zaśmiał się Winiar, a Karol puścił muzykę, przy której wszyscy doskonale się bawili. Tańczyłam chyba z każdym, choć gdyby zrobić ranking, na pierwszym miejscu pod względem partnerowania ustawiłabym Winiara, potem Kłosa, a na końcu Zatorskiego. Co jak co, ale ruszać do rytmu to on się nie umie.
Pomagałam Karolowi znosić na stół, coraz to smaczniejsze i wyszukane potrawy. Nie wiem kto mu to przygotowywał. Kiedy on wrócił już do całego towarzystwa ja zostałam w kuchni i usiadłam na kuchennej wysepce, a po chwili dołączył do mnie Alexandar.
-Trzymamy się jakoś. - uśmiechnęłam się.
-Ja już nie mogę wytrzymać... - syknął.
-Ja też nie mogę się powstrzymać... - chwyciłam skrawki jego błękitnej koszuli i przyciągnęłam go do siebie, namiętnie całując. Oplotłam go nogami w pasie, a on położył swoje dłonie na moich udach. W międzyczasie coś strąciliśmy, ale kto by się tym przejmował.
-Sorry, mogę szklankę? - wydukał Misiek. Alex pospiesznie się ode mnie "odessał" i zdjął z blatu, na którym siedziałam. - Dzięki, nie przeszkadzajcie sobie... - wyjął naczynie z szafki i nalał do niego pomarańczowego soku. Patrzyliśmy się na niego nieco rozbawieni. - A sorry, ja już się zmywam... - uniósł ręce, a po chwili już go nie było.
-Wygada wszystkim... - zaśmiałam się.
-Przynajmniej będziemy mieli z głowy. - ponownie mnie pocałował.
-Ale to ja wolałabym im powiedzieć... - mówiłam między pocałunkami.
-Czekaj.. - uciszył mnie i nie przestawał muskać moich warg.
Gdy niektórzy byli już nieźle wstawieni, a do chodziła dopiero 23 zaplanowaliśmy z Alkiem, że w końcu im wszystko powiemy.
-Ty zaczynasz... - szturchnął mnie łokciem.
-Nie, Ty!
-Wstydzę się. - zrobił smutną minę.
-Ale mnie nie będą słuchać... - westchnęłam spoglądając na niego błagalnym wzrokiem. Siatkarz wywrócił ślepiami i postukał łyżeczką w szklaną butelkę, a wszyscy przerwali swoją zabawę.
-Chciałbym Wam coś ogłosić!
-To szybko, jestem w transie! - oburzył się Winiar.
-No więc...
-Nie zaczyna się zdania od "no więc"!
-Wiecie co, chyba konczy się Wam wódka, po drugiej stronie jest monopolowy. - tak jak się spodziewałam. Speszył się.
-Co to było?! - szturchnęłam go ramieniem.
-Nie potrafiłem. - podrapał się po karku.
-Młodzi... - Cupko uwiesił się na naszych szyjach. - Wiecie czego chcę Wam życzyć? - rozejrzał się po pokoju. - Bądźcie w końcu razem. - ucałował mnie w policzek, a Alka poklepał po plecach.
-No właśnie. - trąciłam atakującego i głośno się zaśmiałam nalewając sobie wina.

____________________________________________________

Jest, jest, jest! :D
Gala Mistrzów Sportu rozbraja!
Eleganckie złotka. ;>

P.S. Chcecie być na bieżąco? Zapraszam --> https://twitter.com/__Sissi 

Pozdrawiam, Sissi. ♥

czwartek, 3 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 28

-Wiesz co? - zapytałam, opierając się o tors chłopaka.
-Nie, ale zaraz się za pewne dowiem. - mruknął.
-Może powiemy wszystkim na Sylwestrze, że jesteśmy razem?
-Dopiero?! Nie wytrzymam tyle!
-Damy radę. - poklepałam jego policzek. - Po prostu zachowujmy się jak zawsze...
-Masz na myśli dogryzanie sobie nawzajem? - zaśmiał się. Pokiwałam głową przytakując. - Ale ja nie będę potrafił!
-Zdziwisz się... to co, ogłaszamy na Sylwku? - odwróciłam się do niego przodem.
-Okej... - westchnął.
-Ale nikomu ani słowa! Nikomu!
-Zrozumiałem... - wywrócił oczami.
-No. - wyszczerzyłam się i przybiliśmy głośną piątkę. Dokończyliśmy butelkę wina i postanowiliśmy, że będziemy już szykować się do spania. Oczywiście nie mogło zabraknąć sporo o to, kto gdzie śpi. Ostatecznie stwierdziliśmy, że będziemy spać razem. Alek dał mi swój T-Shirt, w którym miałam spać.
-Chcesz drugą kołdrę? - zapytał.
-A zabierasz ją w nocy? - uniosłam brew.
-Nie zaprzeczę i nie potwierdzę...
-Ja kopię podczas snu, Ty zabierasz kołdrę... związek idealny.
-Żebyś wiedziała, że idealny. - wolno wspiął się po łóżku i pocałował mnie. Położyłam swoje dłonie na jego policzkach, a on dotykał mojego uda. Delikatnie się na mnie położył, a ja oplotłam go nogami w pasie.

***

-Pobudka... - Alex szepnął prosto do mojego ucha.
-Dzięki, nie skorzystam... - uśmiechnęłam się lekko, gdy poczułam jego ciepłą dłoń na biodrze.
-Co chcesz na śniadanie?
-Drzemki. - odwróciłam się w jego stronę, a mój nos drażniła woń jego perfum.
-Jula, zaraz mamy trening... - odgarnął kosmyki włosów z mojej twarzy.
-To co. - mocno się w niego wtuliłam, przymykając oczy. 
-Paweł na pewno umiera z tęsknoty za swoją ukochaną siostrzyczką. - zaśmiał się cicho.
-Ehe, już to widzę...
-Dżul no! Wstajemy! - klepnął mnie w pośladek.
-No to wstawaj, ja nie muszę.
-Jeszcze mi powiedz, że czekasz na śniadanko do łóżka. - przytaknęłam kiwając głową. - Nie ma opcji! - wyskoczył spod kołdry i chwytając moje nogi wyciągnął mnie z łóżka. - Zaraz Cię widzę w kuchni!
-Noo... - mruknęłam tylko i z powrotem wróciłam na materac.Kiedy jednak poczułam zapach smażonych naleśników, postanowiłam, że wstanę. Pozornie zaścieliłam łóżko i poszłam do Alka.
-Teraz rozumiem dlaczego mówią, że widok dziewczyny w koszulce swojego chłopaka jest jednym z najpiękniejszych na świecie. - uśmiechnął się szeroko, gdy mnie zobaczył.
-Widzę, że już słodzimy od rana? - uniosłam kącik ust i oparłam się o ścianę. - Gotujący facet, to też jeden z najpiękniejszych widoków.
-Ha, uzupełniamy się. - podrzucił usmażone ciasto na patelni, a ono opadło na drugą stronę.
-Też tak chcę! - moje oczy aż zabłysnęły. Czym prędzej podeszłam do Alexa i chwyciłam patelnię. Siatkarz stanął zaraz za mną i położył swoją dłoń na mojej, a już po chwili rzucaliśmy naleśnikami. Tylko jeden ucierpiał wpadając do zlewu, co według mnie jest olbrzymim, życiowym sukcesem! Ja rozłożyłam talerze i sztućce, a Alek wyjął wszystkie możliwe dodatki do naleśników. 
-Smacznego. - powiedział kładać przede mną danie.
-Smacznego. - odparłam i mrugnęłam okiem. Ukroiłam kawałek upieczonego ciasta i wzięłam go do ust. Po chwili obok mojego talerza stanął jeszcze duży kubek kakaa, bo Alex uparł się, że nie będzie robił mi kawy, jeśli mi zabroniono jej pić. Po skończonym posiłku wspólnie posprzątaliśmy.
-Julka... - zaczął Alek. - Nie uważasz, że to będzie dziwne, jeżeli wspólnie przyjedziemy na trening?
-Faktycznie... - przeraziłam się. - Powiemy... że całą noc byłam u Baśki, a zabrałeś mnie po drodze.
-Byłaś u Baśki jak jej nie ma w domu, a po drugie napisałaś Pawłowi, że jesteś u mnie. - przewrócił ślepiami.
-Nie muszą wiedzieć, że Baśki nie ma w Bełku, a Zatiemu wciśnie się jakiś kit, on we wszystko uwierzy!
*
-Myślisz, że w to uwierzę? - Zatorski popatrzył się na mnie ze zmrużonymi oczami. 
-Sądzisz, że Twoja jedyna i najukochańsza siostrzyczka, byłaby w stanie skłamać swojego wspaniałego braciszka? - szybko pomrugałam oczami, niemiłosiernie się szczerząc. 
-Tak. - ściągnął z siebie koszulkę i założył tę klubową. Alek uderzył się w czoło. Raczej wiadomo co mogło to znaczyć.
-Dżul przecież nie umie kłamać! - dodał po chwili.
-Jeszcze się zdziwisz... - poklepał go po plecach i wyszedł z szatni.
-Zepsułaś to. - zaśmiał się i wygonił mnie z pomieszczenia.
-Ja to zepsułam?! - wydarłam się.
-No nie gadajcie, że znowu prysznic się rozpieprzył... - jęknął załamany Woicki, gdy dojechał na halę, a my pokręciliśmy głowami. - Dzięki Bogu! - odetchnął i trzasnął drzwiami szatni.
-Zepsuty prysznic? - zmarszczyłam brwi.
-Dawno i nieprawda. - atakujący popchnął mnie w stronę boiska, a tam już rozciągający się chłopcy. Zator gdy nas zobaczył uśmiechnął się od ucha do ucha. Miałam nadzieję, że nic nikomu nie wygada, bo z naszej niespodzianki nici. Pomogłam fizjoterapeutom Skry poskładać ich ręczniki i podpisać butelki z piciem. Chociaż raz mogłam zająć się czymś, poza zdjęciami, bo zawsze to samo. Przez cały trening chłopaków nie odezwałam się do Alexa ani słowem, co niezwykle zdziwiło Cupka.
-A co Wy tacy niemrawi? - znalazł się obok mnie.
-Co? Kto? My? Niee... - uśmiechnęłam się blado, a Kostek uniósł brew i podejrzliwie się na mnie spojrzał. - Nie patrz się tak na mnie. - mruknęłam i spuściłam wzrok.
-Czekaj, czekaj... - zamyślił się i mierzył nas wzrokiem. - Coś mi zaczyna świtać.
-Co?! - wrzasnęliśmy jednocześnie. Spojrzeliśmy na siebie, a Atanasijević zaczął zachłannie łykać wodę.
-Znowu się pokłóciliście? - westchnął. - O co tym razem? - pokręcił głową.
-Takie tam. - machnęłam ręką, a Alek postukał się w skroń, lecz gdy Cupko odwrócił się w jego stronę, wyszczerzył się jak nigdy. 
-Nie nadążam za Wami! W tej chwili macie mi się pogodzić, bo niedługo Was powystrzelam!
-Sorry. - Alek ukazał rząd zębów i wysunął dłoń w moim kierunku.
-No ja też. - zacisnęłam wargi, aby tylko się nie zaśmiać. 
-No! - Cupko aż klasnął w dłonie i przyjął nas pod swoje skrzydła, mierzwiąc nasze włosy. 
-Chłopcy, posprzątajcie piłki, na dzisiaj już koniec. - zarządził trener Nawrocki, a siatkarze posłusznie ruszyli, by uporządkować salę, a następnie poszli pod prysznic. Dzisiaj zdjęć zrobiłam naprawdę niewiele. Zajęta byłam pomaganiem trenerowi i fizjoterapeutom. 
-Wracasz ze mną, czy znowu jedziesz do "Basi". - powiedział Zati wychodząc z szatni. To ostatnie słowo ujął w tzw. "króliczki". 
-Nie, nie jadę do "Basi". - wywróciłam oczami i poszłam za bratem. Zamówiliśmy taksówkę, a już po kilkunastu minutach byliśmy z powrotem w mieszkaniu. 
-To co, powiesz mi w końcu, że jesteś z Alexem? - rzucił prosto z mostu. Postawił mnie przed faktem dokonanym. I co ja miałam zrobić?!
-Z Alkiem?! - wybuchnęłam przymusowym śmiechem. - Skąd Ci to przyszło do tego pustego łba. - zacisnęłam zęby od razu kierując się do swojego pokoju. 
-Młoda, wiem kiedy kłamiesz, a kiedy... kłamiesz. - wyszczerzył się, przez co dostał ode mnie kapciem.
-Jesteśmy przyjaciółmi nikim więcej! - burknęłam.
-Nie wierzę w przyjaźń damsko-męską. - wystawił język w moją stronę.
-No popatrz, a jednak istnieje. - zmrużyłam oczy.
-Ale nie w Waszym przypadku!
-Chcesz jeszcze jednym kapciem?! - wzięłam go do ręki i już miałam nim rzucać. 
-Tylko dziewczyny Alka rzucają w braćmi kapciami. - zaśmiał się i w porę zamknął za sobą drzwi, bo oberwałby jeszcze raz. 
-Pacan. - mruknęłam sama do siebie i odpaliłam komputer. 
-Dziewczyno Alka, co chcesz na obiad? - znów się pojawił, ale ja nie odpowiedziałam. - Ty! 
-Odwal się!
-No to będziesz głodować...
-No i dobra!
-No i dobra.
-Nie mam czym w Ciebie rzucić...
-Może swoim sercem należącym do Aleksia? - wybuchnął śmiechem.
-Ha, ha, haa... 
-Ciebie też to bawi? 
-I to jak! 
-Jestem mistrzem żartu... chińczyk może być?
-No. - mruknęłam i ruszyłam do szafki, aby się przebrać. 

___________________________________________________________

Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale nie dość, że masa nauki, to jeszcze brak internetu, przez większość dnia. :C 
Postaram nadrobić się w weekend. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥