niedziela, 30 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 26

Przez cały miesiąc chłopcy trenowali, grali, wygrywali, zdobywali trofea, trenowali i grali. Trener Nawrocki postanowił dać chłopakom wolne kilka dni przed świętami. Tym, co mieszkają za granicą było to bardzo na rękę, gdyż już wcześniej mogli zobaczyć się ze swoją rodziną. W takiej sytuacji był też Cupko i Alek. Dokładnie 20 grudnia mieli samolot do Serbii. Na lotnisko do Łodzi pojechałam razem z nimi, a przy okazji mogłam porobić prezenty dla najbliższych.
-Nie zdążysz za nami zatęsknić. - Cupko rzucił mi się w objęcia. - Na Sylwestra wracamy i idziemy balować. - wyszczerzył się.
-No to co, wesołych świąt. - Atanasijević mocno mnie przytulił. - Nie lubię składać życzeń, więc po prostu wesołych i proszę bardzo. - wręczył mi ozdobny pakunek.
-Nie trzeba było... - powiedziałam, lecz od razu rzuciłam się do rozpakowywania go. Zdarłam kolorowy papier i ujrzałam łańcuszek z zawieszką w kształcie aparatu. - Dziękuję. - pocałowałam go w policzek.
-Masz jeszcze jedną zawieszkę... - wspomniał. Zmarszczyłam brwi i dopiero teraz zauważyłam otwieraną tabliczkę, a w niej nasze pierwsze, wspólne zdjęcie.
-Ile ja tutaj miałam lat?! - zaśmiałam się.
-Siedemnaście. - odparł dumny z siebie siatkarz.
-Jeszcze raz dziękuję.
-Zapowiadają nasz samolot. - Kostek pociągnął przyjaciela za ramię, jeszcze raz się ze mną żegnając. Pomachałam w ich stronę i ruszyłam do wyjścia z lotniska. Już nie mogłam doczekać się następnego spotkania, a przecież do Sylwestra tak daleko...
Zakupiłam kilka drobiazgów dla rodziny, bo święta spędzamy u rodziców. Jeśli u rodziców, to zjedzie się cała rodzina Zatorskich i kilka osób ze strony mamy. Lubię tę rodzinną i świąteczną atmosferę, palący się kominek i zapach gaszonych świec. Nie obędzie się bez pytań babci o chłopaka, czy dzieci, a ciocie będą atakować mnie rozmowami o studiach. Muszę przygotować sobie kilka uniwersalnych odpowiedzi i przetrwam. Muszę.
24 grudnia pojechaliśmy do mamy, aby pomóc jej w ostatecznych przygotowaniach. Paweł razem z ojcem zajęli się przystrajaniem domu i ogrodu, a ja z mamą spędziłyśmy cały dzień w kuchni. W całym mieszkaniu rozlegał się zapach gotowanej kapusty, czy pieczonego sernika. Możecie się domyślić, że sernik specjalnie dla Pawełka. Około godziny 18 zaczęła zjeżdżać się cała rodzina. Przebrałam się, nasunęłam szpilki, a włosy uczesałam w koka. Makijaż zrobiłam delikatny, nie chciałam za bardzo się wyróżniać, gdyż na pewno ciotka Renata jak zwykle użyje za dużo niebieskiego cienia do powiek. Ubrana i w pełni przygotowana zeszłam na dół i od razu ruszyłam, by pomóc mamie znieść potrawy na stół.
-Juleczko! Jak ty wyrosłaś! - zaczęło się... - Boże, ostatnio jak Cię widziałam to taka mała byłaś... - Wujek Andrzej pokazał ręką mój wzrost, który osiągał wysokość nogi od stołu.
-Wujku, widziałeś mnie rok temu. - westchnęłam rozdając wszystkim talerze.
-No to mówię! - zaśmiał się. - Booże, jak ten czas leci...
I w ten sposób rozniosła się wieść o bardzo szybko upływającym czasie. Potem nastała pora na dzielenie się opłatkiem i wysłuchiwanie wszystkich oklepanych życzeń. Według nich, powinnam mieć już conajmniej pięć tysięcy fajnych chłopaków, niekończącą się pracę i same piątki na studiach... ba, żebym tam jeszcze chodziła.
Przy stole siedzieliśmy do 23. W międzyczasie odśpiewaliśmy kilka kolęd, a Paweł wysłuchał błagań cioci Reni o długo wyczekiwany ślub. Czemu to zawsze ja muszę słuchać tych narzekań, niech on też zobaczy co to znaczy. Następnie mama jak co roku przyniosła stary album na zdjęcia i zaczęło się wielkie podziwianie. Z Pawłem nie mogliśmy już tego słuchać, więc po prostu odeszliśmy od stołu i dołączyliśmy do wujków popijających własnej roboty nalewkę.
-Pawełku, napij się. - namawiał Marek.
-Nie, nie piję. - Zator grzecznie odmówił, lecz i tak dostał kieliszek, do którego nalany został trunek. Tylko się marnował, więc ja musiałam uratować honor młodszego pokolenia. Nasz tata był co do mojego picia sceptycznie nastawiony, ale ktoś musiał dotrzymać kroku! Po kilku kieliszkach już zrezygnowałam, zaczęło mi się robić za ciepło... zdecydowanie.
Po 23 wszyscy rozjeżdżali się do swoich domów, a nam zostało sprzątanie. O dziwo nawet męska część zabrała się do pracy. Wspólnymi siłami posprzątaliśmy w bardzo krótkim czasie, a dzięki temu mogliśmy się wcześniej położyć.
Pierwszy dzień świąt minął nam na dalszym objadaniu się u babci i dziadka. Te same pytania, te same odpowiedzi... i właśnie w tamtym momencie dostałam SMS'a od Alka.

Zabierz mnie stad, pytania o dziewczyne mnie usmiercaja! : o 

Chętnie pójdę gdzieś razem z Tobą, bo ja też już nie wytrzymuję! 

-Julciu, nie używa się telefonu przy stole! - oburzyła się starsza kobieta.
-Przepraszam. - schowałam komórkę do torebki i wróciłam do spożywania warzywnej sałatki. Ogólnie tak właśnie święta minęły. Jedzenie, jedzenie, rozmowa, jedzenie i wspominanie. Lubię to, lecz gdy przychodzi co do czego, czuję się wyczerpana.

28 grudnia, dzień powrotu Alka i Cupka.

Święta, święta i po świętach. Dzisiaj właśnie Alex razem z Kostkiem mieli wrócić do Polski, bo od dzisiaj rozpoczynają się dalsze treningi. Tuż przed Sylwestrem zagrają pierwszy mecz w Pucharze Polski, a powalczą o niego znów z Jastrzębskim. Muszą być w pełni przygotowani. Serbowie obiecali mi, że jeśli tylko dojadą do Bełchatowa dadzą mi znać. Kilka dni, ale stęskniłam się za tymi pozytywnymi przygłupami. Około godziny 9 dostałam strzałkę od Alka. Nie do końca o tej godzinie oczekiwałam tego sygnału. W sumie musieli tak wcześnie przyjechać, bo już po południu mieli trening. Nie mogłam już zasnąć, więc poszłam zrobić sobie śniadanie, umyłam się, ubrałam i leniuchowałam przed telewizorem. Pawła nie było, bo dzisiaj miał egzamin na prawko. Mocno trzymałam za niego kciuki. Po obejrzeniu jakiegoś teleturnieju zabrałam się za robienie obiadu. Jako że szpinak już dosyć długo leżał w naszej lodówce postanowiłam, że właśnie dzisiaj go przyrządze i użyłam go do risotto. Ugotowałam ryż, a na osobnej patelni podgrzałam szpinak razem z topionym serem. Następnie wszystko ze sobą wymieszałam i powstał wyśmienity posiłek. Nie mogłam już doczekać się Pawła, więc sama zabrałam się za pochłanianie go. Po kilku minutach przyszedł Zati.
-Oblałem... - mruknął smutny Paweł, gdy tylko przekroczył próg mieszkania.
-Nie martw się, nie teraz, to następnym razem. - posłałam mu uśmiech, a on przysiadł się do mnie.
-Wiesz co? - zaczął.
-Hm? - nie odrywałam wzroku od talerza.
-Jak prowadziłem... i jechałem tą ulicą... - wbił spojrzenie w jeden punkt. - Bałem się każdego samochodu nadjeżdżającego z naprzeciwka. Myślałem, że już mi przeszło, że poradziłem sobie z tym, ale to cały czas tkwi w mojej głowie. - spojrzał na mnie oczami pełnymi łez. Wstałam z krzesła i poszłam go przytulić. - Ja ciągle się boję... ja nie potrafię normalnie jeździć, to wszystko wróciło. - całkowicie się rozkleił. Nie umiał wybaczyć sobie tego wypadku, a przecież już tyle czasu minęło. 
-Paweł... - do moich oczu także napłynęły słone krople. - Nie możesz cały czas się za to obwiniać... - otarłam jego policzki. - Musisz zapomnieć i żyć dalej. 
-Ale ja nie potrafię!
-Dasz radę. - szepnęłam. 
-Usadził mnie, bo wymusiłem pierszeństwo... - oznajmił po chwili.
-Nawyki. - posłałam szeroki uśmiech i nałożyłam mu na talerz trochę risotto. Zjadł w oszałamiającym tempie i od razu ruszył pakować się na trening. Ja odłożyłam brudne naczynia do zmywarki i także spakowałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Kilka minut po 15 pojechaliśmy na halę. Pierwszy raz od bardzo dawna byliśmy jednymi z pierwszych osób, więc Paweł poszedł spokojnie się przebrać, a ja korzystając z okazji udałam się na przechadzkę do pani Wandzi, sporo czasu już z nią nie rozmawiałam, a przecież to taka super kobieta!
Gdy wybiła godzina 15:30 poszłam na salę, gdzie już rozgrzewali się chłopcy.
-Siemanoo! - przywitałam się ze wszystkimi i od razu uruchomiłam maszynę.
-O maatko... - jęknęli wszyscy.
-Rób, rób. - nakazał trener. - Porównamy zdjęcia przed świętami i po, i zobaczymy czy Wam przybyło nieco masy. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
-Najpierw masa, a potem będziemy rzeźbić! - wciął się Pliński.
-Ty już masę masz od dawna, ale coś wyrzeźbić nie możesz. - zganił go Woicki, przez co dostał kuksańca w ramię od środkowego. 
-Dobra, dobra!
Wśród takiej miłej atmosfery zabrali się do pracy, bo żarty żartami, ale wygrana z Jastrzębskim piechotą nie chodzi. Tym bardziej, że właśnie wtedy odbiorę resztę koszulek. Czyż to nie wspaniałe?! 
Po wyczerpującym, trzy godzinnym treningu, zmęczeni siatkarze ruszyli pod prysznic.
-Widzę, że spodobał Ci się wisiorek? - obok mnie znalazł się Alex.
-Tak, bardzo. - wyszczerzyłam się.
-Cieszę się. - mrugnął okiem i wszedł do szatni, a ja czekając na Pawła usadowiłam się na korytarzu. 

__________________________________________________________

Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, ale na mój dom napadli goście! : o Wiecie co to oznacza.... -.-
Tak więc życzę udanego dalszego wieczoru, a ja lecę bawić się z czteroletnim dzieckiem. O TAK! ♥

A tak btw. 

Widzieliście? :D 
Scena z auta mnie rozwala.... ♥
Wiecie jak wygląda moja mina jak to widzę?
O tak :  :DDDDDDDD





Pozdrawiam, Sissi. ♥






piątek, 28 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 25

-Mogę? - usłyszałam cichy, męski głos.
-Nie. - odparłam krótko i przykryłam się kołdrą. On jednak nie posłuchał i przymknął drzwi. Słyszałam jeszcze jak szeptem wygania Pawła. Usiadł delikatnie obok mnie, a ja poczułam woń męskich perfum. Duża, ciepła dłoń dotknęła mojego policzka i otarła go z łez. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Winiarskiego.
-Michał. - rzuciłam mu się w objęcia. - Jestem skończoną idiotką... - mówiłam połykając łzy.
-Wszystko widziałem... - odparł cicho i pocałował we włosy.
-Co widziałeś? - lekko się odsunęłam.
-Wszystko... to całe zajście z Bartmanem. - ponownie mnie przytulił.
-Nie mów nikomu, proszę Cię...
-Nie powiem. Ale mogę o coś zapytać? - przytaknęłam. - Dlaczego to zrobiłaś? Czujesz coś do niego?
-Nie wiem, nic nie wiem... Może dlatego, że byłam taka zdesperowana? - wydmuchałam nos, w zużytą już chusteczkę.
-Pokłóciłaś się z Alkiem? - potwiedziłam.
-Powiedział mi, że nie chce być już moim przyjacielem...
Winiarski spojrzał na mnie zdziwiony.
-Jak to?
-Tylko przyjacielem. - dodałam. - Rozumiesz, że on chciałby być kimś więcej, a nie tylko zwykłym przyjacielem? Ale przecież przyjaźń warta jest więcej niż miłość.
-Ty też cały czas wierzysz, że łączy Was tylko przyjaźń? - parsknął. - Przyjaźniliście się, gdy pierwszy raz się zobaczyliście, a nie teraz... nie zwróciłaś uwagi na to, jak na siebie patrzycie? Iskrzy jak tylko jesteście w jednym pomieszczeniu...
-Lepiej wiem, co między nami jest.
-Wątpię. - zaśmiał się cicho.
-Myślisz, że moglibyśmy być razem?
-Ja nie myślę, ja to wiem...
-Ale przecież już wszystko stracone. - znów przycisnęłam twarz do jego ciała.
-Wystarczy poważnie pogadać... no i zrobić coś ze Zbyszkiem.
-Nie dam rady. - westchnęłam.
-Dasz, jesteś silna. - pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję Ci, że jesteś... - uniosłam wzrok do góry, a Michał mrugnął okiem.
-Lecę, Dagmara z Oliwierem czekają z kolacją. - jeszcze raz mnie do siebie przytulił i wyszedł z mieszkania, wcześniej żegnając się z Pawłem.
-Bratu nie chcesz mówić, a jemu wszystko powiedziałaś? - Zator w mgnieniu oka pojawił się w pokoju.
-Idź stąd. - burknęłam i rzuciłam w niego poduszką.
-Czuję się urażony. - zrobił smutną minę i zamknął za sobą drzwi. Musiałam to sobie wszystko przemyśleć. Ułożyć w głowie całe wydarzenie, przeprosiny, rozmowę... a co jeśli już całkiem straciłam wszystko w oczach Alka? Dlaczego jeden, cholerny facet musiał wszystko spieprzyć. Nie było go i było okej, pojawił się i cała przyjaźń legła w gruzach.

6 grudnia, charytatywny mecz Skry Bełchatów vs. Jastrzębski Węgiel.

Nawet myśl o tym, że spotkam graczy z Jastrzębskiego nie była mnie w stanie uszczęśliwić. Denerwowałam się, bo właśnie dzisiaj miałam wszystko dokładnie obgadać wraz z Alkiem. Od niechcenia chwyciłam zeszyt ze wszystkimi podpisami. Szybko go przejrzałam. Brakowało mi podpisu Kubiaka, Holmesa i Violasa. 

-Kto dzisiaj padnie Twoim łupem? - zapytał Paweł, poprawiający torbę na ramieniu i trzymający nowy biodon, który mu podarowałam. Od niego dostałam prześliczny wisiorek z literką J.
-Obojętnie. - wzruszyłam ramionami i wyszłam z mieszkania.
-Mogę Ci jakiś załatwić. - zajrzał mi przez ramię.
-Nie chcę polegać na znanym bracie. - poklepałam go po ramieniu i sztucznie się uśmiechnęłam. Wolałam pognieździć się wśród napalonych, krzyczących dziewczyn i mieć tę satysfakcję, niż wszystko dostać za darmo i za minimalną pracę, a potem nie mieć wspomnień. Choć dzięki Skrze zyskałam wspomnienia związane z Resovią, których nie chciałabym pozbyć się z mojej głowy. No może poza jednym. Nazywa się Zbyszek.
Dojechaliśmy na halę i weszliśmy tylnymi drzwiami. W kieszeni kurtki miałam pudełeczko z bransoletą dla Alka. Kurczowo je trzymałam cały czas ustalając sobie scenariusz naszego spotkania. Usiadłam na krzesełku w korytarzu i oparłam głowę o ścianę. Zawodnicy Skry już powoli wychodzili na hol, aby choć trochę się rozgrzać.
-Siema młoda. - Pliński przybił mi piątkę, a ja zdobyłam się na wymuszony uśmiech. - Co taka przygaszona? - usiadł obok mnie.
-Aaa, tak jakoś. - machnęłam ręką.
-Tak jakoś? - zaśmiał się. W tamtym momencie z szatni wyszli pozostali zawodnicy. Paweł ledwo zdążył ubrać koszulkę, bo jak zwykle musieliśmy się spóźnić. Z Alkiem próbowałam złapać jakikolwiek kontakt, lecz kiedy mnie zobaczył od razu odwrócił wzrok.
-Dasz radę. - Winiarski szepnął mi do ucha. - Szanse są duże, zapytał się, czy jesteś. - wyszczerzył się i podbiegł do Wlazłego. Ja trzymałam się z tyłu. Weszliśmy na salę i od razu spotkaliśmy się z falą owacji na trybunach. Chłopcy ustawili się w kółku wokół trenera, a ja usiadłam grzecznie na krzesełkach i przypatrywałam się rozgrzewce Jastrzębian. Dochód z tego meczu przekazany zostanie na fundację "Herosi". Co jak co, ale cel jest szczytny. Nie liczył się wynik, ale dobra zabawa. Gdy mecz się zaczął, a ja robiłam zdjęcia każdemu siatkarzowi po kolei i w moim obiektywie pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Alek nie chciałam psuć mu zabawy moimi przeprosinami. W ogóle nikomu nie chciałam psuć zabawy. Powiedziałam Paulinie Wlazły, że źle się czuję i muszę wyjść. Ona zaoferowała mi pomoc, ale ja podziękowałam. Odłożyłam prezent dla Alka na małym stoliku i podpisałam go. Jeszcze raz obejrzałam się za siatkarzami i wyszłam z sali. Cisnęłam torbą o podłogę i zsunęłam się wolno po ścianie chowając twarz w dłonie.
-Julka? - po chwili usłyszałam niepewny, męski głos. Uniosłam głowę i zobaczyłam go. Trzymał białe pudełeczko, a wzrok wbity miał w moje oczy.
-Alek... - zacisnęłam wargi i głośno przełknęłam ślinę, nie chciałam znowu się rozkleić. Siatkarz rozczulił się i kucnął obok mnie, mocno przytulając do swojego torsu. - Ja przepraszam... - powiedziałam przez łzy płynące po policzkach wbrew mojej woli.
-Nie masz za co. - uciszał mnie. - To ja powinienem Cię przeprosić... - pogładził moje włosy. - Rozumiem, jak zwykle myślałem tylko o sobie. - oparł swój podbródek o moją głowę. Nie zaprzeczyłam, w sumie tak było, ale nie wypadało w takiej sytuacji tego mówić.
-Nic między nami się nie zmieni? - zapytałam.
-Nic. - pocałował mnie w czoło.
-Ciągle będziemy dla siebie bliscy?
-Ciągle.
-Ale obiecaj, że już mnie nie opuścisz... - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
-Obiecuję. - uśmiechnął się lekko i zaczesał moje włosy za ucho. Przez te dwa dni cholernie mi go brakowało. - Wracamy?
-Ty musisz, ja niekoniecznie. - uśmiechnęłam się krzywo.
-Chodź, bo nie będzie autografu od Kubiaka. - chwycił moją dłoń i zaciągnął wgłąb boiska. Żona Mariusza dziwnie mi się przyglądała. Posłałam jej uśmiech i wróciłam do pracy. Zauważyłam, że zdjęcia od razu wychodziły lepsze, a nawet sam Dzik zapozował. Na meczu śmiechu było co nie miara, tak naprawdę wygrali wszyscy, bo grali w dobrym zamiarze. Gdy nadszedł czas na autografy, od razu skierowałam się do przyjmującego Jastrzębskiego Węgla. Jak wiadomo, do niego kolejka była najdłuższa. Kolejka... dobre sobie. Otworzyłam księgę na zdjęciu Michała i próbowałam wcisnąć się pomiędzy inne fanki. On mechanicznie podpisując swoje zdjęcia i kartki zauważył mój zeszyt, niepewnie go chwycił i uważnie mu się przyjrzał. Złożył na nim podpis, a potem wyszczerzył się od ucha do ucha i zwrócił mi go.
-Dziękuję! - krzyknęłam.
-Nie ma sprawy. - mrugnął okiem, a ja cała w skowronkach wróciłam do przyglądającego się temu wszystkiemu Pawła.
-Nie musiałaś się tak cisnąć. - mruknął, oddając autograf jakiejś dziewczynie.
-Chciałam. - wzruszyłam ramionami i pobiegłam do Holmesa. Jego reakcja była podobna, lecz z nim mogłam zamienić kilka słów więcej.
-Długo już prowadzisz taki zeszyt? - zapytał przekartkowując go.
-Kilka lat. - uśmiechnęłam się przyglądając się skupionemu siatkarzowi.
-Musisz być cierpliwa i wytrwała. - oddał mi księgę.
-Dla siatkówki wszystko. - wyszczerzyłam się, a on uniósł brwi i także ukazał rząd swoich zębów.
-Zbierasz koszulki? - zapytał wskazując na swoją.
-Nie. - odparłam marszcząc brwi.
-A chcesz zacząć? - uśmiechnął się szeroko, a ja przytaknęłam szybko kiwając głową. Bez wahania ściągnął z siebie odzież i wręczył mi ją. - Na pamiątkę. - mrugnął okiem i odszedł w stronę szatni. Z szeroko otwartą buzią odwróciłam się w stronę brata, a ten z uznaniem pokiwał głową. Podbiegłam do niego.
-To teraz mam nową misję. Zebrać wszystkie koszulki siatkarzy... - moje oczy zaświeciły się, niczym gwiazdy.
-Powodzenia. - parsknął. - Mojej na pewno nie dostaniesz.
-Pogadam z Skrzakami, oni z Tobą i będzie wisiała w mojej kolekcji. - poklepałam go po ramieniu i ruszyłam w poszukiwaniu Violasa. Biegałam z zeszytem i koszulką Holmesa jak poparzona, a nigdzie nie mogłam go wyhaczyć. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wystraszona odwróciłam się.
-Co Ty tutaj robisz?! - wydarłam się na całą halę.
-Przyjechałem kibicować przyjacielowi. - wskazał na Kubiaka nie mogącego odpędzić się od fanek. Podejrzliwie spojrzałam się na Zbyszka.
-Jeśli znów chcesz spieprzyć mi humor, to lepiej stąd idź. - rzuciłam i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Ten jednak w porę złapał moją rękę. - Puść. - powiedziałam nawet na niego nie patrząc.
-Humor i tak Ci popsułem, więc czemu mam odpuścić? - zapytał. Zmrużyłam oczy i spojrzałam się na niego. On zdobył się na niewinny ruch prawym kącikiem ust.
-Czego chcesz? - wyrwałam się z jego uścisku.
-Pogadać.
-Nie mamy o czym. - założyłam ręce na klatce piersiowej.
-Zibi Bartman?! - pisnęła jedna z nastolatek.
-Nie, sobowtór. - odparł wywracając ślepiami.
-A można autograf? - podsunęła mu zdjęcie pod sam czubeczek nosa, a on niewiele myśląc odebrał od niej marker i szybko się podpisał. Potem jeszcze został poproszony o kilka zdjęć.
-Może przeniesiemy się gdzie indziej, widzisz, że nie mamy tutaj spokoju. - rozejrzał się po sali.
-Nie, całkiem tu przytulnie. - zacisnęłam zęby. Siatkarz westchnął i przetarł twarz ręką. - O, przepraszam Cię, ale właśnie mój chłopak mnie woła. - wskazałam na Alka, a Bartman nie wiedząc o co chodzi zmierzył go wzrokiem. Podbiegłam do Atanasijevića i złożyłam pocałunek na jego ustach. Wzrok obydwóch siatkarzy był nie do opisania, a co dopiero można powiedzieć o fankach, których marzenia o ślubie z nim legły w gruzach. Posłałam Zbyszkowi szyderczy uśmiech i łapiąc rękę Alka zeszliśmy z boiska.
-Ty, co to było? - siatkarz krzywiąc się, wytarł usta ręką.
-Sorry, musiałam się jakoś go pozbyć. - wyszczerzyłam się i poprawiłam torbę na ramieniu.
-Czyli byłem kołem ratunkowym? - westchnął. Popatrzyłam się na niego wzrokiem pełnym współczucia. - Wracam do fanek, niedokończyłem podpisywać swoich pięknych zdjęć. - teatralnie poprawił swoje włosy i wrócił na halę. Zaśmiałam się i poszłam do szatni chłopaków. Było ich tam tylko kilku. Dwóch w sumie. Zator i Pliński.
-Co, już skończył się natłok wiernych kibiców? - usiadłam na ławce.
-Właśnie nie! Uciekliśmy stamtąd, bo jak zobaczyliśmy ten tłum biegnący w naszą stronę, to wyobraź sobie, że trochę się przestraszyłem. - odparł Daniel.
-Sprawiłeś im przykrość. - zrobiłam smutną minę, wietrząc koszulkę Holmesa.
-A Ty co, na koszulki się przerzucasz? - zapytał środkowy.
-Podpisy mam, to teraz koszulki. - wyszczerzyłam się.
-Moją chcesz?
-Jak wypierzesz... - skrzywiłam się.
-Jestem! - do pomieszczenia wtargnął Cupko. - Dwie pocztówki, osiem rysunków i jeden plakat. Czuję się sławny. - zmęczony usiadł na ławce.
-Rozchwytywany Kostek. - poklepałam go po ramieniu. - A Alex jeszcze się męczy?
-Nie ma gdzie trzymać tych wszystkich prezentów od kibicek! Ledwo stoi na nogach od tego tłumu.
-Booże, współczucie. - rozejrzałam się po siatkarzach, a oni tylko głośno westchnęli. Po kilkunastu minutach w szatni byli już wszyscy. Wyszłam z przebieralni, aby mogli się spokojnie ogarnąć. Jak zwykle usiadłam na krzesełkach i podziwiałam podpisy Jastrzębian. Przykro mi tylko, że tego jednego, jedynego brakuje mi do perfekcyjnej księgi kibica. Tiago Violas musiał szybko zwiać, lub użył czapki niewidki. Kto go tam wie.
-No i miała śmieszną księgę kibica. Wiesz, zaimponowała mi, to dałem jej koszulkę. - usłyszałam w głębi korytarza. Adrenalina od razu trafiła do mojego organizmu i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czy się schować, czy udawać, że tego nie słyszałam. Postawiłam na to drugie. Siedziałam dalej, przepuszczając coraz głośniejsze rozmowy mimo uszu.
-O, to właśnie ona. - Holmes wskazał na mnie, a ja głupio się wyszczerzyłam. Nie wypuszczałam jego koszulki z rąk.
-W sumie, co mi tam. - Łasko wzruszył ramionami i wyjął z torby wymięty ciuch.
-Ej, ej. - Kubiak wszystkich uspokoił. - Zaraz będzie to wyglądało, jak sterta ubrań do prania. Obiecujemy, że resztę dostaniesz następnym razem. - siatkarz poklepał mnie po plecach. W drużynie wzrokiem szukałam Violasa i znalazłam go. Gdy Łasko razem ze swoją drużyną wyszli z hali, ja bezszelestnie podeszłam do niego i poprosiłam o autograf. Tiago dał mi go z wielką przyjemnością, a ja serdecznie podziękowałam. Księga stała się teraz tą perfekcyjną, a Jastrzębian tylko odprowadziłam wzrokiem.
-Kolejną już masz?! - oburzył się Paweł. - Myślałem, że nic z tego nie wyjdzie...
Wystawiłam język w jego kierunku i schowałam klubowe koszulki do torby. Gdyby coś im się stało, nie darowałabym sobie tego, a przecież wstyd prosić o następną.

______________________________________________________

Misiaczki, tak bardzo przepraszam Was, że wczoraj nic nie dodałam, ale nie miałam czasu, a w dodatku nie miałam wieczorem internetu. :C W nagrodę taki obrót spraw. :D

P.S. Macie jakieś autografy siatkarzy? Chwalcie się! :D
P.S. 2. Nie mam pomysłu na fajną ankietę na Siaktarskich snach , macie jakieś pomysły? ;-)

Pozdrawiam, Sissi. ♥

środa, 26 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 24

Październik, jak i listopad minął bardzo szybko. Codziennie wysyłałam choć jednego SMS'a do Zbyszka, pytając się co u niego, tym samym dowiadywaliśmy się o sobie więcej. Na początku grudnia śmiało mogłabym powiedzieć, że Zibi stał się moim bardzo dobrym kumplem. Nie przyjacielem, bo to za duże słowo, lecz kumpel dobrze brzmi. Skrzaki rozegrali naprawdę dobre mecze, doprowadzając do tego, iż prowadzili w Pluslidze i w Lidze Mistrzów. Ten sezon był jak najbardziej udany. Paweł postanowił, że drugi raz pójdzie na kurs, aby zrobić prawo jazdy. Wspieram go w tym z całego serca, bo wiem, że to dla niego trudna sprawa, gdyż cień tamtych wspomnień cały czas znajduje się w jego głowie. 4 grudnia chciałam wybrać się na zakupy, żeby zrobić mini prezenty na "Mikołajki". Poprosiłam o to Alka, bo ostatnio nie dogadywaliśmy się za dobrze, w pewnym sensie straciliśmy ze sobą kontakt. Przez telefon próbował się wymigać, ale napierałam, przez co ostatecznie się zgodził. Umówiliśmy się pod centrum handlowym.
-Cześć! - wydarłam się machając ręką w stronę siatkarza. Od niechcenia podszedł do mnie i ucałował mnie w policzek.
-Zimno. - mruknął.
-Po zakupach w nagrodę pójdziemy na gorącą czekoladę. - wyszczerzyłam się i chwyciłam przyjaciela pod rękę. Chodziliśmy między sklepowymi wystawami i rozglądaliśmy się na wszystkie strony. - Wejdziemy tu? - wskazałam na mały sklepik ze wszystkim i niczym. Na "Mikołajki" w sam raz.
-Chciałabym coś kupić Pawłowi, Winiarowi, Oliemu i Cupkowi... - wyliczałam chodząc między składem z porcelaną.
-A mi nie. - chlipnął Alex.
-Grzeczny byłeś? - spytałam.
-Ja byłbym niegrzeczny? - parsknął, a ja spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
-Dostaniesz czekoladę. - poklepałam go po plecach.
-Jaa cie... - wywrócił oczami.
-Dobra, pomyślimy. - uśmiechnęłam się i zaciągnęłam go na zabawki. Przebieraliśmy wśród pluszowych misiów, chcąc wybrać tego najlepszego i niepowtarzalnego.
-Patrz, ten jest podobny do Pliny... - Atanasijević pokazał mi jedną z maskotek.
-Faktycznie. - zaśmiałam się. - Ale nie ryzykujmy kupnem tego, bo mały się wystraszy... - porozrzucałam wszystkie zabawki na wszystkie strony. - Mam! - krzyknęłam i niechcąco uderzyłam jakiegoś mężczyznę łokciem.
-Proszę uważać. - burknął i odszedł, lecz po chwili wrócił i uważnie mi się przyjrzał. - Julka? - zapytał niewinnie. W tamtym momencie przez moją głowę przewinęło się tysiące imion i nazwisk, z którymi mogę kojarzyć tego chłopaka.
-Szczepan?! - rzuciłam się mu w objęcia.
-Kopę lat!
-Kolejny... - wymamrotał siatkarz i zstępował z nogi na nogę.
-Szczepek, to jest Alek, Alek to jest Szczepek. - mężczyźni podali sobie dłonie.
-Ja skądś Cię znam... - zmarszczył brwi, przypatrując się atakującemu.
-Jestem pogodynkiem. - wyszczerzył się.
-Aaa, możliwe. - Szczepan uniósł jeden kącik ust.
-Co Cię sprowadza na stare śmieci? - zapytałam odkładając pluszaki.
-Przyjechałem ze Stanów do rodziny... wiesz, na święta.
-Ze Stanów? - razem z Alkiem otworzyliśmy usta z wrażenia.
-Tak, jestem koszykarzem... - odparł dumny z siebie.
-Koszykarzem?! - Atanasijević prawie dostał ślinotoku.
-Gram w NBA... - urósł jeszcze parenaście centymetrów.
-Nie możliwe, oglądam każdy mecz NBA i jakoś Cię nie widziałem... - siatkarz stanął z rękoma założonymi na torsie.
-Los Angeles Lakers... mówi Ci to coś? - uniósł brew.
-No jasne! - wrzasnął. - Moja ulubiona ekipa!
-To ja pójdę poszukać czegoś jeszcze... - szepnęłam i zaczęłam dalsze poszukiwania prezentów na ten wesoły dzień, gdyż już nie miałam ochoty słuchać o tym, jak Alex podnieca się koszykówką. Po długich poszukiwaniach znalazłam nowy bidon na wodę dla Zatiego, Winiarowi fartuch, żeby częściej przesiadywał w kuchni, a Cupkowi ciepłe kapcie. Tylko dla Alka nic nie mogłam znaleźć, więc postawiłam na prostotę. Niezauważalnie wymknęłam się do jubilera, aby kupić męską bransoletę.Po wielu konsultacjach z panią sprzedającą tam, wybrałam tą najładniejszą, myślę, że przypadnie mu do gustu.
-Dżul, myślałem, że mnie zostawiłaś! Wiesz jaki zawał przeszedłem! - Aleksandar zauważył mnie wychodzącą ze sklepu.
-Sorry, nie mogłam nic znaleźć dla Pawła, a nie chciałam Wam przeszkadzać w konwersacji... - wymigałam się. - To co, teraz trochę przyjemności? - poruszałam brwiami, a chłopak przytaknął. Gdy ruszyliśmy w stronę kawiarni, usłyszałam krzyk Szczepana.
-Julka! Możemy się jeszcze spotkać?!
Podbiegłam do niego i wymieniliśmy się numerami telefonu w celu uzgodnienia konkretnej daty spotkania. Po chwili razem z Alkiem dotarliśmy do przyjemnej knajpki. Usiedliśmy w samym rogu pomieszczenia i wsadziliśmy nosy w Menu.
-Tak mnie korci, żeby wziąć tę kawę... - syknęłam.
-To weź sobie zbożową. - zaśmiał się. - Zdrowsza.
-Właśnie nie oferują. - skrzywiłam się. Po długich rozmyślaniach mój wybór padł na gorącą czekoladę z dwoma gałkami lodów śmietankowych, plus tiramisu. Alex na moje zamówienie uśmiechnął się, a sam wziął cappuccino z wiórkami czekolady i sernik. Miła kelnerka odebrała od nas kartę z daniami i odeszła wgłąb kuchni.
-Matko, już grudzień, niedługo całe te świąteczne zamieszanie... - oparłam się o łokieć. - Zostajesz, czy wyjeżdżasz do rodziny?
-Chciałbym wyjechać... o ile Nawrocki da mi wolne. - westchnął.
-Jakby co, daj znać to wkroczę. - zaśmiałam się, a Alek zdobył się tylko na lekki uśmiech.
-Alek, co jest? - zapytałam marszcząc brwi. - Czemu nie potrafimy rozmawiać ze sobą jak kiedyś?
-Rozmawiamy cały czas tak samo. - skierował wzrok na swoje dłonie.
-Nie, nie rozmawiamy. Zdaje mi się, że próbujesz mnie unikać. - próbowałam położyć swoją rękę na jego, lecz uniemożliwił mi to, zabierając je ze stołu. Nerwowo rozejrzał się po kawiarni. Kompletnie nie wiedziałam, co mam o tym myśleć.
-Proszę, czekolada i tiramisu dla pani, a cappuccino i sernik dla tego przystojnego pana... - kelnerka położyła przed nami nasze zamówienie, a ja popatrzyłam się na nią zdezorientowana. Chciałam jej przyłożyć z całych swoich sił w tę piękną buźkę!
-Dziękuję. - syknęłam przez zęby. Ona odchodząc zmierzyła mnie wzrokiem, a na jej twarzy pojawił się cwaniacki uśmieszek. - To przez Zbyszka? - zapytałam siatkarza wbijając łyżeczkę w ciasto.
-Przez Zbyszka? Co ty. - oparł się o krzesło zakładając ręce na klatce piersiowej. - Nie wiem o co Ci chodzi... przyszedłem z Tobą na te pieprzone zakupy, a Ty uważasz, że oddaliliśmy się od siebie?! Nagle Cię olśniło, że nie gadamy ze sobą jak kiedyś?! I naprawdę nie wiesz dlaczego tak jest?! Może ja już... może... - westchnął i przeczesał włosy ręką. - Może ja już nie chcę być Twoim przyjacielem? Tylko przyjacielem. - rzucił i wziął swoją kurtkę z oparcia. Kompletnie mnie zatkało, nie wiedziałam co mam powiedzieć, paraliż ogarnął moje ciało. Schowałam twarz w dłoniach i całkiem się rozkleiłam.
-Podać coś jeszcze? - do stolika podeszła ta sama kelnerka, co przed chwilą.
-Rachunek. - odrzekłam.
-A może chusteczki? - parsknęła.
-Rachunek wystarczy. - zacisnęłam zęby spoglądając na nią. Pospiesznie wytarłam mokre policzki i zapłaciłam nie czekając na resztę. Wybiegłam z centrum. Zamówiłam taksówkę i dojechałam do domu, a po drodze przypatrywałam się bransoletce zakupionej dla Alka. Dlaczego wcześniej nie zauważyłam całej tej sytuacji? Dlaczego byłam taka głupia? Wparowałam do domu nawet nie witając się z bratem. Rzuciłam wszystko na biurko i nie zdejmując kurtki padłam na łóżko, znów rycząc w poduszkę.
-Julson? - Paweł lekko uchylił drzwi od pokoju.
-Nie, porażka życiowa... - szlochałam.
-Chcesz o tym pogadać? - podszedł do mnie i usiadł na brzegu łóżka, odgarniając kosmyki z twarzy. Pokiwałam przecząco głową. On wtedy zauważył reklamówkę z zakupami. Rozchylił ją i wyjął akurat pudełeczko z biżuterią. Otworzył je i zobaczył bransoletę.
-Dla kogo to? - zapytał zdumiony.
-Może być dla Ciebie. - odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
-Miało być dla Alexa? - westchnął głośno chowając ją z powrotem.
-Nie wiem...
-Oj młoda, młoda... - pogładził moje plecy i wyszedł z pokoju. Usłyszałam dźwięk telefonu, rzuciłam się na niego w nadziei, że dzwoni Atanasijević, jednak był to Zbyszek. Wahałam się co do odbioru, lecz w końcu postanowiłam, że nie zrobię tego. To od niego wszystko się zaczęło, nienawidzę go! Gdy przestał dzwonić przysłał SMS'a.

Julia, możemy się spotkać?

Czytając tą wiadomość zdziwiłam się. Przecież on gra w Rzeszowie, a ja mieszkam w Bełchatowie, jak on chce się spotkać?! 

Masz prywatny odrzutowiec?

Nie, samochód. ;) 

Nie wiem czy chcę.....

Proszę. 

Gdzie i kiedy? 

Jestem niedaleko Bełchatowa, to może za godzinkę w jakiejś fajnej kawiarni? 

CubusCafe, w samym centrum, powinieneś trafić.


Nie wiem co ja zrobiłam, płaczę po stracie przyjaciela właśnie przez Zbyszka, a sama się z nim umawiam. Nienawidzę siebie i wszystkich na około! 
Po niecałej godzinie postanowiłam, że pójdę już do tej kawiarni. Powiedziałam Pawłowi, że muszę się przejść. Wyszłam z mieszkania i skierowałam się w stronę centrum. Schowałam ręce do kieszeni i szłam ze spuszczoną głową.
-Podwieść panią? - usłyszałam krzyk. Odwróciłam się w stronę jezdni i zobaczyłam auto Bartmana. Wywróciłam oczami i wsiadłam do samochodu.
-Co Ty tutaj w ogóle robisz? - zapytałam z wyrzutem.
-Przyjechałem załatwić kilka spraw... - ruszył w kierunku kawiarni.
-W Bełchatowie? - prychnęłam.
-Miasto jak każde inne... - wzruszył ramionami i po chwili zaparkował pod galerią. - Czemu taka smutna? - otworzył mi drzwi od auta.
-Gorszy dzień. - bąknęłam i wysiadłam z niego. Poczekałam na siatkarza, aż zamknie samochód i wkroczyliśmy do restauracji. Zamówiłam tylko wodę z cytryną, nie miałam na nic ochoty, a Zbyszek małą czarną. 
-Mam dla Ciebie propozycję... - wyszczerzył się, a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu. - Walnąć prosto z mostu, czy owijać w bawełnę?
-Jak chcesz. - wzruszyłam ramionami.
-Razem z chłopakami uznaliśmy, że byłoby nam miło jeśli dołączyłabyś do naszej ekipy jako fotograf. 
Moje oczy wyszły z orbit, a w gardle totalnie mi zaschło. 
-Co Ty na to? - poruszał brwiami.
-Nie, nie ma opcji... - pokiwałam głową. - Nie chcę zostawiać rodziny, domu, pracy... tutaj mam wszystko. Dzięki za pamięć. - już chciałam się zbierać do wyjścia, lecz atakujący przytrzymał moją dłoń.
-Może to przemyślisz? - zapytał po cichu.
-Nie mam nad czym myśleć... - odpowiedziałam bez przekonania i spojrzałam mu w oczy. Były takie duże i błyszczące... Głośno przełknęłam ślinę i zaciskając wargi z powrotem usiadłam na krześle. 
-Nie musisz odpowiadać teraz. Wiem, że to dla Ciebie trudna decyzja, ale jak coś, to masz mój numer. - mrugnął okiem. Uśmiechnęłam się przymusowo i spuściłam głowę. Zaraz po tym, przede mną stała szklanka z wodą, a na nią nabity był plaster cytryny. Zbyszek zanurzył swoje usta w kawie cały czas nachalnie mi się przypatrując. Ogólnie rozmowa nie kleiła nam się, byłam za bardzo rozkojarzona, na niczym nie potrafiłam się skupić. 
-Julka, coś nie tak? - zapytał kładąc swoją dłoń na mojej. Chciałam się wyrwać, lecz nie potrafiłam. Nie mogłam.
-Nie, wszystko okej. - pociągnęłam zakatarzonym nosem.
-Nie jesteś taka jak zawsze... - pogłaskał moją rękę kciukiem. Było naprawdę przyjemnie.
-Mówiłam Ci, że mam gorszy dzień. - uwolniłam się z jego uścisku i poprawiłam włosy. Potem swój wzrok skupiłam na przezroczystej wodzie. 
-Mi możesz powiedzieć.
-Ale nie mam o czym. - odparłam i przeniosłam spojrzenie na niego. Wyraźnie przejął się moim humorem. 
-Chcesz już wracać? - zapytał, a ja przytaknęłam kiwając głową. Siatkarz pomógł mi założyć kurtkę i zapłacił za wszystko. Wsiedliśmy do jego auta. Puścił piosenkę, którą znałam doskonale i wbrew mojej woli zaczęłam śpiewać ją pod nosem. Zibi wystukiwał rytm o kierownicę, a ja nogami o podłoże. Po chwili śpiewaliśmy już na cały głos. 
-Teraz będę wiedział gdzie mieszkasz. - zaśmiał się, gdy podwiózł mnie pod samą klatkę mojego bloku. 
-Naprawdę cenna wiedza. - uniosłam kąciki ust. - Dziękuję za podwózkę. 
-Do usług. - zasalutował i wysiadł z auta. Zmarszczyłam brwi, ale wtedy zauważyłam, że okrąża auto i otwiera mi drzwi. Wysiadłam i jeszcze raz podziękowałam. Zbyszek złapał moją dłoń, a ja nie sprzeciwiłam mu się. Spojrzał mi głęboko w oczy i zbliżył swoje wargi do moich. Musnął je delikatnie, a po chwili zrobiłam to ja. Mocno przyciągnął mnie do siebie kładąc ręce na moich biodrach i całował coraz namiętniej i bardziej zdecydowanie. Błądziłam rękami w jego włosach i czułam jego mocny chwyt w pasie. Oparł mnie o samochód i całował po szyi. Odgięłam głowę do tyłu, aby ułatwić mu do niej dostęp i zacisnęłam powieki. Następnie jeszcze raz złożył pocałunek na moich ustach i uśmiechnął się lekko. Dopiero dotarło do mnie to wszystko co przed chwilą się działo. Zacisnęłam wargi, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Wyrwałam się z objęć Zbyszka i pobiegłam do mieszkania.
-Zadzwoń! - usłyszałam zza siebie. Oparłam się o ścianę na klatce schodowej i wolno się po niej zsunęłam. Schowałam twarz w dłoniach i rozpłakałam się na dobre. Mijało mnie pełno ludzi kiwając tylko głowami. Miałam wszystko gdzieś. Po chwili jednak zebrałam się i weszłam na górę. Delikatnie otworzyłam drzwi od mieszkania i weszłam do niego. Zdjęłam kurtkę i powiesiłam ją na wieszaku, a buty włożyłam do szafki. 
-Jestem. - powiedziałam tylko i znów zaszyłam się w pokoju. Wyjrzałam przez okno, Zibi ciągle tam stał. Szybko zasłoniłam okna zasłonami i wbiłam twarz w poduszkę. 

Chyba Cię pokochałem. Przepraszam. 

Wiadomość o takiej treści dostałam od Bartmana. Cisnęłam telefonem o ziemię, a ten rozleciał się w drobny mak. Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Nie miałam zamiaru ruszać się z łóżka, więc liczyłam, że Zator to zrobi. Otworzył drzwi i usłyszałam tylko:
-Jest Julka?
-Jest. - Paweł przytaknął i wpuścił tego osobnika do mojego pokoju. 

___________________________________________________

Drugi dzień świąt już nieco spokojniejszy, mogłam co nie co napisać. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥



niedziela, 23 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 23

-Zati mogę wpaść dzisiaj do Alka? - zapytałam brata, gdy przekroczyliśmy próg mieszkania.
-Na noc? - pisnął.
-Spoko, Cupko z nami będzie. - wywróciłam oczami.
-Co mi po tym, że Cupko tam będzie...
-Według mnie to ważna informacja, gdyż masz gwarancję, że nic...
-Dobra, oszczędź szczegółów. - westchnął.
-To co, wezmę kawałek sernika, niech spróbują wypadków naszej mamusi.... - otworzyłam lodówkę i wyjęłam z niej talerz z ciastem.
-Od sernika wara! - odebrał ode mnie wypiek i od razu ruszył przed telewizor.
-Booże, nawet kolegów poczęstować nie mogę. - wywróciłam ślepiami i poszłam się przebrać. Zarzuciłam na siebie szeroką, szarą bluzę, a sweter, który dzisiaj nosiłam złożyłam i wpakowałam do szafy. Włosy spięłam w luźnego koka.
-To ja idę. - krzyknęłam z korytarza.
-Mhmmm... - mruknął zajadający się Paweł. Ubrałam kurtkę i oficerki, po czym zbiegłam schodami na sam dół. Było strasznie zimno, więc narzuciłam kaptur na głowę i ruszyłam w kierunku przystanku. Za kilka minut autobus powinien być. Stanęłam sobie pod malutkim daszkiem i czekałam na transport. W tamtym momencie zadzwonił mój telefon. Na ekranie komórki wyświetliło mi się "Winiar".
-Halo?
-Julka, cześć, słuchaj... - zaczął.
-No.
-Jesteś w domu?
-Nie... - odparłam.
-Kurde, to kicha. - syknął.
-A co?
-Bo dostaliśmy zaproszenie na domówkę do znajomych Dagmary...
-I nie macie co zrobić z Oliwierem? - zaśmiałam się.
-Czytasz w myślach. - westchnął.
-Stoję na przystanku, także luz. Ale jeden warunek!
-No, dajesz...
-Podrzucicie mnie z nim do Alka.
-Spoko, nie ma sprawy. To my go podrzucimy Ci za jakieś pół godzinki.
-Okeej, będę czekać. - pożegnałam się z Michałem i wróciłam się do domu. Przecież nie będę marzła na przystanku pół godziny.
-Jesteeem... - wymamrotałam na wejściu.
-Alex Cię nie wpuścił? - Zati wychylił się zza ściany.
-No, powiedział, że bez sernika nie ma wstępu. - wystawiłam język w kierunku brata.
-Czyli z pidżama party nici... - wzruszył ramionami.
-Z pidżama party może i nici, ale z babysitter party coś wyjdzie... - rzuciłam się na kanapę. Paweł spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Michał z Dagą podrzucą mi Oliego...  - Zator wybuchł śmiechem. - Żeśmy się pośmiali...
-I co, pojedziesz z nim do Alka?
-A co, mam zostawić go Tobie? Chłopak ma całe życie przed sobą!
-To nie możesz odpuścić sobie wypadu na noc?
-A dlaczego? - parsknęłam. - Wyczuwam fajną zabawę...
-No, jasne. - Paweł wywrócił oczami.
-W sumie, to Oliwier będzie miał towarzysza do zabaw. - zamyśliłam się. - Przecież Cupko tam będzie.
-Kostek i jego zachowanie pięciolatka... masz rację. - wyszczerzył się. Po zjedzeniu całego opakowania ciasteczek i obejrzeniu odcinka "Jak poznałem Waszą matkę" rozległ się dzwonek do drzwi.
-O, to na pewno Winiarscy. - rzuciłam się w stronę drzwi. Otworzyłam je, a Oliwier od razu padł mi w objęcia. Przywitałam się także z jego rodzicami.
-To mamy Cię podwieźć? - zapytał.
-No jak możecie... - wyszczerzyłam się i chwyciłam kurtkę. Po krótkim pożegnaniu z bratem wyszłam z mieszkania. Mały nie odstępował mnie na krok. Po drodze opowiedział mi o wszystkich swoich przygodach w przedszkolu, więc nawet nie wiedziałam kiedy dojechaliśmy pod blok Alka. Serdecznie podziękowałam za podwózkę i życzyłam miłej zabawy. Pomogłam Oliemu wyjść z auta i łapiąc jego rękę zaprowadziłam do mieszkania siatkarza. Winiarski zapukał, a już po chwili drzwi otworzyły się. Alex stanął jak zamurowany.
-Siema. - rzuciłam i wtargnęłam do środka od razu zrzucając z siebie kurtkę, a potem pomogłam uczynić to Oliwierowi. Atanasijević tylko przypatrywał się nam, lecz po chwili odegrali swoje sławne przywitanie, którego ja za Chiny nie mogę się nauczyć. Wiem tylko tyle, że na początku jest przybicie żółwika, potem piątka... a potem już się nie łapię. W tamtym momencie poszłam do salonu, w którym siedział Cupko i szamał chipsy.
-Witam. - usiadłam obok niego.
-Ja też. - wyszczerzył się i podsunął mi miskę z przekąską pod nos. Grzecznie podziękowałam. Po chwili do pokoju wszedł Alek z Oliwierem przewieszonym przez ramię. Małemu bardzo się podobało, ale wolałam żeby go odstawił, bo dzisiejszy obiad może wylądować na środku tego pomieszczenia.
-Chcecie coś do picia? - zapytał atakujący, wchodząc do kuchni.
-Colę! - wydarł się chłopiec.
-Się robi. - siatkarz zasalutował i nalał napoju do kolorowej szklanki. - Dżul, a Ty?
-Masz jakiś sok? - zajrzałam przez kuchenną wysepkę.
-Jabłkowy. - pokazał mi podłużny karton. Pokiwałam głową. Odwróciłam się w kierunku kanapy, a tamci już grali na konsoli. Ciągnie swój do swego...
-Chyba nie będzie przeszkadzał, co nie? - zapytałam zanurzając usta w soku.
-Oliwier? - parsknął. - Cudowny chłopiec. - spojrzał na przyjaciela bawiącego się z dzieckiem.
-Winiar jechał gdzieś z Dagą... - wzruszyłam ramionami.
-No i prawidłowo, niech się wybawią.
Usiedliśmy obok grających chłopaków i przypatrywaliśmy się ich zaciętej walce. Co jak co, ale Michał chyba wyszkolił swojego syna w Fifę. Potem postanowiliśmy, że wybierzemy się na krótki spacer. Październik, ale śnieg znów zaczął lekko prószyć, przez co Oliwier nie dawał nam spokoju. Pomogłam mu się ubrać. Kleknęłam przed nim i zapięłam mu kurtkę po samą szyję, a w jego oczach zobaczyłam wykapanego Michała. Przetargałam jego blond włosy i zarzuciłam kaptur na jego głowę. Złapałam jego rękę i zeszłam na dół. O dziwo nie było zimno, a na pewno cieplej niż godzinę temu. Płatki śniegu opadające na ziemię, od razu topniały, ale Oli miał tę frajdę, że próbował złapać je na dłoń. W parku wyrwał mi się w poszukiwaniu najładniejszych śnieżynek.
-Czemu nie może napadać już tak porządnie, że wzięłoby się sanki i poszło na górkę?! - burczał Cupko.
-Jest dopiero październik... - westchnęłam.
-To powinno w ogóle nie padać! Chyba, że deszcz... - parsknął i schował ręce do kieszeni.
-Nawet nie można normalnej śnieżki zrobić. - zasmucił się Alek.
-Jak tak narzekacie na brak śniegu, to się na Syberię wyprowadźcie! - wrzasnęłam.
-Wyluzuj. - Kostek zmarszczył brwi. Po paru minutach dostałam SMS'a od Winiara.

Grzeczny jest? 

Toż to aniołek nie dziecko. ;-) Spokojnie, wszystko jest pod kontrolą.

-Cupko, idź z Oliwierem pobiegaj. - polecił Atanasijević, a Kostek zmierzył go wzrokiem. Po chwili namysłu jednak zdecydował się pójść do chłopca. Próbowali biegać pomiędzy płatkami śniegu, które cały czas leciały na ziemię. My usiedliśmy na pobliskiej ławce. 
-Młody Winiar wybiega się za wszystkie czasy. - rzekłam obserwując szalejących chłopaków. 
-On potrafi ze wszystkimi złapać dobry kontakt. - Alex położył swoją rekę na oparciu, tuż za mną. 
-Jak tatuś. - skwitowałam. 
-Uważaj, bo się zakochasz. - zaśmiał się.
-Ja już się zakochałam! Nie wiesz, że już się z nim zaręczyłam?! - pisnęłam, a Kostek dziwnie przystanął na chwilę i odwrócił głowę w naszą stronę. 
-Twoje serce już jest zajęte. - westchnął teatralnie.
-Owszem. - odparłam. 
-Ale że tak z młodszym... - skrzywił się siatkarz, a Cupkowić słysząc te słowa, znów zrobił minę typu "What the fuck?!". Biedny, nie w temacie. Myśli właśnie, że bez jego zgody zaręczyłam się z młodszym chłopakiem. 
-Nie gustuję w starszych. - wystawiłam język w kierunku Alka, a on uśmiechając się, zakrył mi oczy kapturem. 
-Są dojrzalsi, bardziej odpowiedzialni, wiedzą więcej o życiu... - wyliczał po kolei. 
-A młodsi są betroscy... - odrzekłam.
-Młodszy nie zawsze zapewni Ci dach nad głową i pełną lodówkę. - poruszał brwiami.
-Nie jedzenie się liczy, ale miłość. - odetchnęłam spoglądając w niebo. 
-Upierasz się przy swoim? - ułożył usta w dziubek i przeszywająco się na mnie spojrzał. Potwierdziłam kiwając głową. 
-Młody zdarł sobie kolano. - dołączył do nas Kostek, z Oliwierem siedzącym na jego barkach.
-Cupkoo... - jęknęłam. - Co się stało? - zwróciłam się do chłopczyka.
-Wywróciłem się. - zrobił smutną minę. Wzięłam go z pleców Kostka i mocno objęłam.
-Boli? - zapytałam, a on przytaknął. Wtedy dałam mu soczystego całusa w policzek. - A teraz?
-Mniej. - odrzekł niesłychanie się szczerząc.
-Noo, ja też się wywróciłem... - wtrącił Atanasijević, a ja zmierzyłam go wzrokiem. 
-Ciebie na ręce nie wezmę. - ukazałam rząd swoich zębów i razem z Olim ruszyłam do mieszkania Alka. 
-Próba nie powiodła się... - usłyszałam szept Konstantina, a po chwili obydwoje pojawili się obok nas. Po kilku minutach dotarliśmy do domu siatkarza. Zdarte kolano przemyłam wodą utlenioną i nakleiłam biały plaster. Alek za namową Olka namalował na nim niebieski samochód. Bardziej przypominał bryczkę, ale nie znam się na sztuce. Pomogłam posprzątać siatkarzowi i stwierdziłam, że będziemy się już zbierać. 
-To spotykamy się jutro na treningu? - zapytał atakujący pomagając założyć mi płaszcz. Kiwnęłam głową zgadzając się. Pożegnałam się z siatkarzami i razem z Oliwierem poszliśmy do siedzącego samotnie Pawła. Dotarliśmy tam autobusem. Dla małego była to niezwykła frajda, a dla mnie monotonna jazda. Zaraz po tym byliśmy już w cieplutkim domu. Zrobiłam Oliwierowi gorącej, malinowej herbaty, a ja poprzestałam na szklance soku pomarańczowego prosto z lodówki. Włączyliśmy na jakiś kanał z bajkami i we trójkę zajęliśmy się oglądaniem kreskówek. Około 22 zauważyliśmy, że mały już zasnął, więc Zati delikatnie odniósł go do swojej sypialni. Ja także czułam się już zmęczona, więc poszłam pod prysznic i od razu wskoczyłam pod kołdrę. 

***

Rano, gdy się obudziłam słyszałam znajome głosy z korytarza. Próbowałam je rozróżnić, ale szło mi to nizebyt dobrze, więc postanowiłam, że zobaczę kto to. Cicho podeszłam do drzwi i lekko je uchyliłam. Zobaczyłam Winiara, który właśnie pomagał ubierać się swojemu synowi. 
-Już jedziecie? - mruknęłam przecierając twarz. 
-Już? Jest 11. - zaśmiał się Michał. Szeroko otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Rzeczywiście, 11 z minutami. 
-To pa młody. - kucnęłam przed chłopcem i pocałowałam go w policzek, a on mnie objął. 
-Fajnie było. - powiedział na wychodnym i pomachał mi rączką, a Michał jeszcze raz podziękował za opiekę.
-Dla mnie to przyjemność. - wyszczerzyłam się i zamknęłam za nimi drzwi.
-Wstaw mi wodę na herbatę! - krzyknęłam wchodząc do łazienki.
-Nie chce mi się wstawać... - odparł Zator.
-Jesteś super bratem. - bąknęłam i zakluczyłam drzwi od pomieszczenia, po czym wskoczyłam do kabiny i wzięłam krótki prysznic. Następnie ubrałam się w wcześniej wybrane ciuchy i wyszłam z łazienki, oplatając mokre włosy ręcznikiem. Wróciłam do pokoju, aby go trochę wywietrzyć i nie wiedzieć czemu na biurku leżała karteczka z numerem Zbyszka. Kompletnie nie wiedziałam skąd ona się tam wzięła. Wzięłam ją do ręki i uśmiechnęłam się sama do siebie. Serce mówiło "Zadzwoń  głupku", ale rozum "Oszalałaś?! Zrobisz mu nadzieję!" . Chrzanić mózg, po śniadaniu zadzwonię. Wyszczerzona od ucha do ucha poszłam do kuchni, a Paweł dziwnie mi się przypatrywał. 
-Czemu taka uradowana? - zapytał podejrzliwie.
-Mam dobry dzień. - odparłam i usiadłam obok niego z miską muesli i kubkiem herbaty. 
-Ty i dobry dzień? - prychnął. - Może to przez Zibiego, hmm? - poruszał brwiami, a uśmiech od razu zszedł z mojej twarzy.
-Skąd Ci to przyszło do głowy? - wpakowałam do buzi kilka łyżek płatków naraz. 
-Karteczka z jego numerem telefonu walała się po korytarzu... - oznajmił. - Zadzwonisz?
-Co Ci do tego? - burknęłam. 
-Czyli zadzwonisz. - roześmiał się, a ja walnęłam go w ramię.
-Nie zamierzam! - wrzasnęłam.
-Nie wnikam. - uniósł ręce w oznace poddania się. Wywróciłam oczami i przełączyłam na powtórkę meczu Skry z Resovią, którego Paweł raczył nie oglądać, bo jak twierdzi, nie lubi patrzeć na siebie w telewizji. Ach ta sława...  
Po skończonym posiłku pozmywałam po sobie i wtargnęłam do swojego pokoju. Moje oczy znów wyhaczyły skrawek papieru z numerem. Westchnęłam i wybrałam rządek cyferek. Już miałam palec na zielonej słuchawce, lecz jednak nie wcisnęłam jej. Wykasowałam wszystkie liczby i zablokowałam telefon. Po chwili jednak uznałam, że lepiej i bezpieczniej będzie napisać SMS'a. 

Cześć, tutaj Julka Zatorska. ;) Dałeś mi swój numer, więc postanowiłam się odezwać. Co tam?

Wiem, prymitywnie, ale co miałam napisać? Po ujrzeniu komunikatu "Wysłano" uderzyłam się w czoło i padłam zdezorientowana na łóżko. Po kilku sekundach dostałam wiadomość zwrotną.

Fajnie, że zdecydowałaś się napisać. U nas ciężka harówka, nie mamy chwili wytchnienia. Strasznie chciałbym Cię zobaczyć. ;-)

Bartman chciałby mnie zobaczyć!? To jakieś kpiny... odbiło mi, mam zwidy i halucunacje. 

Musicie trenować, żeby być w pełni przygotowanym na zwycięstwa. ;> Ja też chciałabym Was zobaczyć...

Z minuty na minutę utwierdzam się w przekonaniu, że wysłanie tego SMS'a było złym pomysłem. Po chwili dostałam kolejną wiadomość, w której zawarte było zdjęcie całej Resovii, a pod spodem pozdrowienia od każdego zawodnika. Uśmiechnęłam się szeroko na sam widok tej niespodzianki.


Jesteście kochani! Pozdrów wszystkich ode mnie! ;-*

Staczam się, staczam się... ale zdjęcie z przyjemnością zgram sobie na laptopa. 

____________________________________________________________

Jestem! Po kolejnym dniu pełnym pracy jestem! :D 
A u Was jak świąteczne przygotowania? ;-)

Obiecałam wstawić zdjęcie prezentu, którego dostałam w piątek. Oto i on:


Superekstramegahiper fajny szalik. *________*
Dziękuję Ci Karolciu, jesteś kochana. ;-**********

A tymczasem chciałabym Wam życzyć wesołych, spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia, zdrowia, szczęścia, pomyślności, aby wszystkie Wasze najskrytsze marzenia się spełniły oraz wypasionych prezentów znajdujących się pod choinką! :D;-*
Najedzcie się i wracajcie na nowy rozdział raczej po świętach, bo nie wiem, czy się wyrobię. Rozumiecie, te rodzinne wypady na obiadki.................. 
Pozdrawiam, Sissi. ♥

♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥










piątek, 21 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 22

-Mamo, ja już nie mogę... - udsunęłam się od stołu.
-Masz, jeszcze jednego ziemniaczka... - kobieta zabrała się za nakładanie mi kolejnej porcji posiłku.
-Mamo... - wywróciłam ślepiami. - I tak tego nie zjem! Pawłowi włóż, on jest niedożywionym dzieckiem!
-Bo mnie nie karmisz! - burknął.
-Dobre sobie. - wybuchnęłam śmiechem. - Ty mi nie chcesz śniadania robić!
-Dziwisz się? Obiad za śniadanie...
-Spaaadaj. - mruknęłam i podziękowałam za pyszny obiad.
-Zostajecie na deser? - zapytała mama odnosząc brudną zastawę do kuchni.
-Sernik?! - wydarł się Zator.
-Sernik. - zaśmiała.
-Umrę z przejedzenia... - wymamrotałam i rzuciłam się na kanapę. Wtedy usłyszałam dźwięk mojego telefonu, który zawiadamiał mnie o wiadomości.

Co robisz? ;>

Alex...

Jem... -.-' 

Smacznego. :D

Dzięki. o.O 

A ja właśnie wyleguję się na kanapie, z pilotem w ręce i kubłem czekoladowych lodów na brzuchu..... taki odpoczynek rozumiem. <3 :D


I to chciałeś mi powiedzieć? To fajnie, też się cieszę. ^_^

Nie zrozumiałaś aluzji? -_-'

Popatrz, jakoś nie............

I tak nie wypali, bo jesteś u rodziców, także miłego. ;*


Alek i te jego aluzje... 
W tamtym momencie na stole w salonie stanął talerz z równiutko pokrojonym ciastem. Zatorski od razu nałożył sobie dwa kawałki plus pół mojego, bo ja nie byłam w stanie już nic zmieścić. Po zjedzeniu i krótkim odpoczynku postanowiliśmy, że będziemy już zbierać się do domu. Nie obyło się bez zapakowania wypieku. Już muszę obmyślać gdzie go schować, bo Paweł zeżre wszystko i tyle po nim zostanie... 
Pożegnaliśmy się z rodzicami i pognaliśmy na najbliższy przystanek z zamiarem złapania autobusu. Na nasze szczęście był jakiś, więc poczekaliśmy kilka minut, a już po chwili jechaliśmy w kierunku naszego mieszkania. Nie obyło się bez autografów, a już myślałam, że Paweł rozdał je całemu miastu. No cóż, na tej ziemi żyją jeszcze tacy, co owego podpisu nie mają. Wysiedliśmy na ustalonym przystanku i praktycznie wbiegliśmy do budynku, bo zaczęło straszliwie lać. 
-Chcesz ciasta? - zapytał Paweł. On już znajdował się w kuchni, a ja dopiero rozwiązywałam trampki.
-Oszalałeś?! - pisnęłam. - Idę spać.
-Sugeruję tylko, żebyś nacieszyła się tym wspaniałym smakiem póki możesz... - teatralnie oblizał palce.
-Oszołom. - wywróciłam oczami i wparowałam do swojego pokoju. Od razu rzuciłam się na łóżko i wzięłam laptopa na kolana. Przejrzałam pocztę i zobaczyłam wiadomość od klubu. Zmarszczyłam brwi i od razu ją otworzyłam. Informowała mnie o przesyłce zaadresowanej do mnie. Wzruszyłam ramionami, odbiorę ją jutro na treningu chłopaków. Weszłam na Facebook'a, ale tam nic szczególnego się nie działo, więc odłożyłam komputer na biurko, a sama wygodnie rozłożyłam się na łóżku. Przypomniałam sobie to ogromne lustro na suficie w Rzeszowie. Aż poczułam chęć obejrzenia zdjęć stamtąd. Chwyciłam lustrzankę i przeglądałam fotki. Te z autokaru, z Alexem w sławnym lustrze, z treningu, meczu... tyle wspomnień. I na takim właśnie wspominaniu i odnajdywaniu starych albumów i folderów minęło mi całe popołudnie. Wieczorem poszłam pod prysznic i żegnając się z "braciakiem" poszłam pod kołdrę. Przykryłam się nią i zamknęłam powieki.

***

Kolejna, monotonna pobudka. Otworzyłam oczy, przeciągnęłam się we wszystkie strony, odszukałam kapcie, odsłoniłam rolety i poszłam do kuchni. O dziwo Paweł jeszcze nie szamał sernika naszej mamy. Na blacie ujrzałam kartkę.

Jako że czytasz tę kartkę, to na pewno wstałaś. Pojechałem do Karola, do obiadu powinienem wrócić.
Paweł. 

Do Karola? O proszę... zrobiłam sobie zwyczajne śniadanie i ruszyłam przed telewizor. Potem wzięłam krótki prysznic i miałam wolne przedpołudnie. Nie wiedziałam co mam robić, a nie chciało mi się nigdzie wychodzić, więc zostałam przed ekranem. Około 12 do mieszkania dotarł Zati.
-Siemano. - krzyknął z korytarza.
-No siema, siema... - odparłam.
-Wiesz, że w klubie jakaś przesyłka dla Ciebie jest. - wszedł do kuchni i napił się wody.
-No e-maila mi przysłali. - mruknęłam znudzona, przełączając kanały w telewizorze. 
-O widzisz, technika idzie do przodu. - zaśmiał się i usiadł obok mnie. - Co robisz na obiad?
-Nic.
-I okej. 
-Na którą trening?
-Szesnastą.
-Okej.
I na tym polegała naszą konwersacja. Obejrzeliśmy kilka polskich seriali, lecz potem poczuliśmy, że doskwiera nam głód. Zamówiliśmy pizzę. Cud, że nie zjedliśmy sernika! Po kilkunastu minutach włoskie danie już dostarczone było do naszego lokum. 
Około 16 zwlekliśmy się z kanapy, bo brzuchy zasłoniły nam cały świat. Szybko chwyciłam aparat i poszłam za Pawłem, bo taksówka już na nas czekała. Muszę namówić go, aby poraz drugi przystąpił do kursu na prawo jazdy, ale nie wiem, czy to jeszcze nie za wcześnie... O 15.55 byliśmy pod halą. Zator po wcześniejszym zapłaceniu kierowcy pobiegł do szatni, a ja powoli sobie szłam. Bardzo ciekawiła mnie ta przesyłka! 
-Dzień dobry. - przywitałam się z panią w księgowości.
-Dobry, dobry. - wyszczerzyła się. 
-Podobno jest tutaj jakaś przesyłka dla mnie. - oparłam się o ladę i wyjrzałam do przodu.
-Julia Zatorska? - zapytała przeglądając paczkę.
-Owszem. - przytaknęłam.
-Proszę podpisać... - wskazała palcem lukę na podpis. Złożyłam go i odebrałam przesyłkę. Strasznie zdziwił mnie nadawca. Wychodząc z pomieszczenia, aż mnie zamurowało. Rozerwałam papier i ujrzałam swoją Księgę Kibica. Jak się dowiedziałam z liściku dołączonego do zeszytu, zostawiłam ją na hali w Rzeszowie, a przysłał ją Bartman. W samym rogu kartki nawet napisał swój numer telefonu. Skrzywiłam się, nie zamierzałam do niego wydzwaniać... w żadnym wypadku. Chciałam już wyrzucić tę kartkę, ale wywnioskowałam, że może mi się przydać, chociażby na pamiątkę. Przejechałam ręką po podpisach Resoviaków i ruszyłam na boisko, gdzie już rozgrzewali się Bełchatowianie. Nawet nie zdążyłam schować księgi, kiedy podbiegł do mnie Alex.
-A Ty co z tym zeszytem przylazłaś? - uniósł brew. - Już masz nasze autografy...
-Długo by gadać. - machnęłam ręką. On marszcząc brwi chwycił ją, a do mnie dotarło, że przecież w środku jest liścik od Zibiego. On jednak puścił to swojej uwadze. 
-Co jak co, ale fajne "A" mi tutaj wyszło. - wyszczerzył się, wskazując na swój podpis.
-Czy ja wiem, zwyczajne... - wzruszyłam ramionami. 
-Wpadasz dzisiaj do mnie? - zajął się swoimi paznokciami.
-Dzisiaj? - zamyśliłam się.
-No. - przytaknął. - Cupko też będzie...
-A przenocujesz mnie? - poruszałam brwiami.
-Chrapiesz... - skrzywił się.
-To będziesz spał na kanapie. - wystawiłam język w jego kierunku, a w tamtym momencie trener Nawrocki przywołał atakującego do siebie. Włączyłam lustrzankę i udokumentowałam jego rozmowę z trenerem. Potem helikopterek Zatorskiego i mega rozkrok Winiara. Dzisiaj byli w miarę fotogeniczni... w miarę. Pan Jacek skupił się dzisiaj szczególnie na przyjęciu, dlatego ręce chłopaków były całe czerwone od uderzeń piłki. Po skończonym treningu zmęczeni ruszyli do szatni. Pomogłam trenerowi pozbierać piłki i schować je do kosza, po czym pobiegłam pod przebieralnię chłopaków. 
-Michale Kretynale…-dało się słyszeć zza drzwi szatni. Norma w tych stronach…
-Mariuszu prosto z buszu…- małe, głupie, nierozumne dzieciaki się wyzywają? Nie, to dorośli mężczyźni dogryzają sobie nawzajem, bo tyle czasu spędzonego ze sobą musi odbić się na ich psychice.
-Śmieszne.- skomentował rozdrażniony już Mariusz.
-Danielu chudy cw…- Winiarski ugryzł się w język
-Jak?! - oburzył się Plina
-Cwelu?- wyszeptał Michał i schował się za Woickim.
-Winiar rósł na wymiar. - po szatni rozeszła się salwa śmiechu.
-Pliński ciągle śliski…
-To do Ciebie nie pasuje. - odburknął Bąkiewicz.
-Woicki wygląd ma epicki... - skwitował Wlazły.
-Wlazły cały rozlazły... - dodał Paweł.
-Zatorski odbiór ma juniorski. - zaśmiał się Winiarski.
-Kłosu jest bez włosów. - cała szatnia chłopaków już leżała na ziemi i nawet nie zauważyli kiedy do pomieszczenia weszłam ja.
-Skrzaty zasób słów mają bogaty... - wiem, zabłysnęłam i jestem z siebie dumna.
-Julka to mała smarkulka... - wtrącił Alex, a wszyscy parsknęli śmiechem.
-Pośmialiśmy się, a teraz pod prysznic! - zagoniłam wszystkich. - Paweł, pamiętaj, że w lodówce sernik czeka. - poruszałam brwiami. Jego oczy od razu zabłysnęły i uznał, że umyje się w domu, po spożyciu ciasta. Pożegnaliśmy się ze śliskimi, rozłazłymi i tymi prosto z buszu, i skierowaliśmy się w stronę mieszkania. Na pieszo. Na TAXI nie mieliśmy, a autobusu nie było... przynajmniej nawdychamy się "świeżego" powietrza.

___________________________________________________

Przepraszam, że tak późno, ale nie wyrobiłam się, aby dodać wcześniej. :C 
W święta też dodawać będę w miarę możliwości, mam nadzieję, że uda mi się to robić jak najczęściej. ;-)

Tegoroczna wigilia klasową była najlepszą ever! *_______________* Dodam zdjęcie mojego prezentu, ale to kiedy indziej, bo mój telefon stroi fochy i nie mogę ich zgrać. :C 

Pozdrawiam, Sissi, ♥





czwartek, 20 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 21

-Chłopcy, to idźcie po swoje walizki i jedziemy do Bełchatowa. - trener Nawrocki podszedł do naszego stołu i zakomunikował nam o dzisiejszych planach. Wszyscy przytaknęli i dziękując za posiłek wyszli ze stołówki. Pożegnałam się z tą miłą panią, która specjalnie dla mnie zrobiła kanapkę i ruszyłam po bagaże. Zabrałam je ze sobą, a kluczyk zostawiłam w drzwiach. Obładowana po czubek nosa chciałam jechać windą, lecz ta okazała się być zepsutą. No nic, muszę iść schodami.
-Pomógłbyś... - Cupko szturchnął przyjaciela ramieniem, gdy zauważył, że wlekę się z walizką i wielką torbą.
-Mam swoje bagaże. - parsknął, a ja rzuciłam obydwojgu karcące spojrzenie. - O Booże. - wywrócił ślepiami i odebrał ode mnie walizkę, na co ja wyszczerzyłam się i podziękowałam. Przepasałam się skórzaną torbą i spokojnie schodziłam sobie po schodach. Zeszliśmy do recepcji, gdzie zbierała się cała ekipa z Bełchatowa. Trener kazał odezwać się osobom, których nie ma. Cisza. Czyli wszyscy są. Ruszyliśmy do autokaru i oddaliśmy torby do luku bagażowego, po czym wpakowaliśmy się do autokaru. Dosłownie wpakowaliśmy. Wiem, że wyobrażacie sobie stado rozwścieczonych bawołów, pędzących na swoje miejsca, ale tak wyglądał tylko Pliński i Wlazły. Reszta przepychała się tylko w drzwiach. Raz nawet wywróciłam się na schodkach, bo popchnął mnie Atanasijević, a ja lecąc na twarz w ostatniej chwili złapałam się Cupko, więc twarz uratowałam, ale kolana już nie. Nie mogę tego powiedzieć o Kostku, bo ten czując mój super mocny chwyt na tyłach poleciał na plecy, po drodze zahaczając o podłokietnik, przez co od miłego i fioletowego siniaka się nie wymiga. A pomyśleć, że tyle zależało od Alka... potem śmiał się z nas całą drogę. Coś słyszałam od chłopaków, że Zator też się wywrócił, ale on miał gorzej, bo łapiąc się klamki od toalety drzwiczki otworzyły się, a on wypadł z autobusu. Też tak można, czemu nie. W sumie podróż była śmieszna. Nawet bardzo. Winiarski aż zmarnował kilka chusteczek od swoich łez szczęścia. Trener Nawrocki podszedł do nas i podejrzewał elitę o wspomagacze, co skończyło się na wylądowaniu na podłodze, gdyż nasz kochany pan kierowca wiedział kiedy ma zahamować. Pan Jacek zrozumiał o co chodzi i także rozbawiony wrócił na swoje miejsce.
Po czterech godzinach śmiania na brzuchach wyrobił nam się porządny kaloryfer, gdyż co jak co, ale mięśnie pracują.
-Oo, nareszcie. - Daniel wychodząc z autokaru mocno zaciągnął się bełchatowskim powietrzem.
-Spaliny jak wszędzie. - skwitował Woicki i wyciągnął swoją walizkę. - To nara młodzieży, do zobaczenia na treningu. - pomachał wszystkim, a reszta także się z nim pożegnała.
-W końcu odpocznę od Ciebie. - mruknął Wlazły do Winiara.
-Zdążysz jeszcze zatęsknić. - przyjmujący poklepał przyjaciela po plecach i podszedł do Dagmary, i Oliwiera.
-Zator bierz tę torbę i śmigamy do domu, bo marzę o prysznicu... - poganiałam brata.
-No to zamów już taksówkę... - wzruszył ramionami. Jak powiedział tak zrobiłam i zadzwoniłam na TAXI.
-Zaraz będzie... - oznajmiłam i stanęłam obok brata czekając na jego bagaż. Po chwili wsiedliśmy do samochodu i odjechaliśmy w kierunku naszego mieszkania. Po kilkunastu minutach byliśmy na miescu, Zati zapłacił kierowcy i wyjęliśmy swoje walizki. Po męczarniach, jakimi były strome schody wpadłam do mieszkania i od razu położyłam się na kanapie, nawet się nie rozbierając.
-Obiad ktoś musi zrobić. - Paweł kopnął mnie w udo.
-Przecież Ci nie bronię... - parsknęłam i wcisnęłam twarz w poduszkę.
-Czyli chińczyk? - Zator westchnął i chwycił telefon.
-Kurczaka w cieście raz... - podniosłam rękę. Po chwili mój brat złożył już zamówienie, które miało dotrzeć do nas za góra 20 minut. W tym czasie umyłam się, przebrałam się w wygodne ciuchy i rozpakowałam walizkę. Za równe 20 minut dostawca przyniósł nasze ulubione dania. Zapłaciłam mu i od razu zabraliśmy się za szamanie chińszczyzny. Ani się obejrzeliśmy, a w styropianowych opakowaniach zostały tylko drewniane pałeczki.
-Nie mam siły się ruszyć... - rozłożyłam się na kanapie, opierając głowę o ramię Pawła.
-Ja tak samo... - poklepał się po brzuchu. - Seans? - przytaknęłam głową, a już po chwili leciał jakiś sensacyjny film. Na oglądaniu telewizji minął nam cały dzień, który był ubogi w niespodzianki. No może poza SMS'ami Cupko na temat jego naburmuszenia z powodu siniaka na żebrach. Co mam poradzić?!

Nazajutrz...

Gdy mój budzik zadzwonił o 8:03 nie miałam najmniejszej ochoty wstawać. Wyłączyłam go i odwróciłam się na drugi bok, lecz śpiewy Zatorskiego z łazienki, wybudziły mnie już całkiem. Próbowałam jeszcze przykryć się kołdrą i poduszką, aby nie ogłuchnąć, ale i tak wszystko było słychać. Chciałam krzyknąć przez całe mieszkanie, ale szkoda mi sąsiadów. Nie miałam innego wyjścia, musiałam wstać, bo i tak straszliwie burczało mi w brzuchu. Zarzuciłam na siebie dresową bluzę i wyszłam z pokoju od razu kierując się do kuchni. Do szklanki nalałam sobie zimnego soku pomarańczowego z lodówki i oparłam się o blat sącząc go.

-Zimny sok!? Herbaty się napij, a nie soku! - Zatorski wyszedł z łazienki i już na przywitanie zaczął mnie ochrzaniać... też go kocham... bardzo.
-Nie mogę pić herbaty... - wyszczerzyłam się.
-Ale kawkę z Bartmanem możesz? - uniósł brew.
-O Boooże. - wywróciłam ślepiami i wyciągnęłam muesli z szafki. Zalałam je mlekiem i usiadłam przy kuchennej wysepce przypatrując się poczynianiom Pawła. Po kilku minutach przyłączył się do mnie ze swoją jajecznicą, którą pachniało chyba w całym budynku.
-Dzisiaj trening? - zapytałam z buzią pełną płatków.
-Niee, Nawrocki dał nam wolne. - odrzekł.
-Uuu, burżuazja. - zaśmiałam się, a Paweł spojrzał na mnie spod byka. - A, przecież Ty nie wiesz co oznacza słowo burżuazja... - prychnęłam, po czym dostałam "mukę" w ramię.
-Naśmiewasz się z rodzeństwa?!
-Dopiero teraz się zorientowałeś? - uniosłam brwi.
-Dobra, dobra... - pokiwał głową i dokończył śniadanie, po czym zebrał brudne talerze i wstawił do zmywarki.
-Paweł, skoro masz wolne to odwiedzimy rodziców? - zapytałam. On po chwili zastanowienia odparł:
-Czemu nie.
-Mama zrobi nam normalny obiad... - moje oczy przypominały pięcio złotówki.
-Ciepły, porządny obiad... - rozmarzył się Zati.
-Ubieraj się! - zarządziłam i pognałam do swojego pokoju, w celu wybrania ciuchów. Z szafy wyciągnęłam dżinsową koszulę i szare dżinsy. Włosy związałam w wysokiego kucyka, a na górnej powiece zrobiłam kreskę eye-linerem. W pełni byłam już przygotowana do wyjazdu, a Paweł co? A Paweł w proszku. Wybrałam mu jakąś pierwszą lepszą koszulkę, do tego dżinsy i był gotowy. Zamówiliśmy TAXI, a one po kilku minutach stało już pod naszym blokiem. Wsiedliśmy do niej i zleciliśmy kierowcy kierunek naszej jazdy. Jako że były godziny szczytu, gdyż wszyscy akurat jechali do pracy, pod domem naszych rodziców byliśmy po półgodzinie. Zapłaciliśmy taksówkarzowi i wysiedliśmy z auta, zmierzając w stronę drzwi wejściowych. Zadzwoniliśmy dzwonkiem, a po sekundzie drzwi otworzyła nasza mama. Najpierw nas wyściskała, a dopiero potem wpuściła na zewnątrz.
-W końcu znaleźliście czas, żeby odwiedzić starych rodziców! - burzyła się kobieta.
-Taak jakoś wyszło. - Zator próbował się wykręcać. Rodzicielka pokiwała głową i zaprosiła nas do środka. Od razu usadowiliśmy się w kuchni, a ja chwyciłam mandarynkę i zaczęłam ją obierać. Paweł zajęty był rozmową z mamą. Nie chciało mi się go słuchać, więc poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i nawet nie zdążyłam porządnie zapoznać się z programami, a obok siedział Zator i mama popijając herbatę.
-To jak się czujesz? - zapytała.
-Dobrze. - wzruszyłam ramionami. - Nic mnie nie boli, staram się przestrzegać diety...
-Ta. - mruknął Paweł, a ja szturchnęłam go łokciem.
-Pilnujesz siostry?!
-Staram się... - spojrzał na mnie, a ja dziwnie się wyszczerzyłam. Po wyczerpującej rozmowie, nasza mama zabrała się za robienie obiadu, a jej miejsce zajął ojciec. Te same pytania, to samo przesłuchanie. Jak zawsze, punktualnie o 14 pora była zasiadać do stołu.

________________________________________________________

Przepraaaaszam, że dzisiaj jakoś tak krótko. :C Ale jak będzie wolne, to postaram się nadrobić. ;-)
Pozdrawiam, Sissi. ♥



poniedziałek, 17 grudnia 2012

ROZDZIAŁ 20

Na schodach zauważyłam schodzącego właśnie Alka. Gdy on mnie zobaczył od razu się wyszczerzył. Jakby przeczuwał, że... że ma mnie przysłowiowej garści? Ale przecież... Cholera. Jeśli chce być z Basią, to proszę bardzo, mają moje błogosławieństwo, ale na ślubie żądam bycia świadkową!
-Co się cieszysz? - burknęłam.
-Bo lubię jak się złościsz... - teatralnie cmoknął w powietrzu.
-Nie złoszczę się. - parsknęłam.
-W co jeszcze mam uwierzyć? - chłopak poprawił sobie torbę na ramieniu i objął mnie w pasie jedną ręką. Zdziwiona zmierzyłam go i uderzyłam jego dłoń, a w pomieszczeniu uniósł się jeden, głośny plask. - Ała... - Alex potrząsał ręką, robiąc smutną minę.
-Pilnuj się. - warknęłam i wsiadłam do autokaru.
-Uu, jaka grooźna. - Alek zagwizdał, śmiejąc się głośno.
Rzuciłam się na miejsce i od razu włożyłam słuchawki do uszu. Dzięki tej piosence kompletnie się rozluźniłam i nawet zapomniałam o docinkach Atanasijevića.
-Upss... - poczułam mocne kopnięcie w oparcie siedzenia. Odwróciłam się dynamicznie i ujrzałam przestraszonego atakującego. Wywróciłam oczami i powróciłam do oddawania się muzyce. - Sorry jeszcze raz! - odparł, gdy zrzucił na moją głowę swoją sportową torbę. Niby przypadkiem, ale co ja tam wiem...
-Nie wytrzymam... - mruknęłam pod nosem. - Zator, zamień się miejscem! - krzyknęłam do brata, który siedział na drugim końcu autokaru.
-Oszalałaś? - prychnął. - Nie mogę siedzieć na końcu, mam chorobę lokomocyjną!
-No, jasne. - szepnęłam. - Winiar?
-Mi tutaj wygodnie, dzięki za troskę. - uśmiechnął się, a Alek bez przerwy się szczerzył. Denerwował mnie! - Jeszcze raz naruszysz mój spokój... - pogroziłam mu palcem i odwróciłam się w kierunku jazdy. Jeszcze jedno kopnięcie w krzesełko...
-To co? - poruszał brwiami. Rzuciłam się na siatkarza, okładając go rękoma. - Za co tooo!? - piszczał.
-Za wszystko! - wrzasnęłam i poszłam usiąść obok Pawła.
-I tak mnie kochasz! - krzyknął chłopak.
-Na pewno nie! - wystawiłam język w jego stronę.
-Mnie się nie da nie kochać!
-Zaskoczę Cię... - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Skończcie, bo nie słyszę muzyki! - wydarł się Pliński. Posłusznie ucichliśmy. Po kilkunastu minutach drogi, byliśmy już na Podpromiu. Weszliśmy na halę i akurat spotkaliśmy przechadzających się Resoviaków.
-Witam! - przywitał się ze mną Wojtek Grzyb.
-Dzień dobry. - wyszczerzyłam się, a Alexowi widzącego rozmawiającą mnie z Rzeszowianami wyraźnie zrzedła mina.
-I jak tam samopoczucie? - zapytał Bartman.
-Dziękuję, dobrze. - odparłam.
-Dobra Zibi, idziemy się przygotowywać. - Lotman pociągnął kolegę za rękaw.
-Ładnie Ci w żółtym! - krzyknął atakujący na wychodnym.
-Wiem. - mruknęłam pod nosem i usiadłam na krzesełkach. Po chwili obok mnie ponownie pojawił się Bartman. Przestraszyłam się, zjawił się tak niespodziewanie.
-Miałeś się przebierać. - zmarszczyłam brwi.
-Tak, zaraz tam pójdę, ale... - odetchnął. - Chciałem Cię przeprosić za tamto... no wiesz. - podrapał się po karku.
-Przestań, już dawno zapomniałam. - uśmiechnęłam się i machnęłam ręką.
-To fajnie. - ukazał rząd zębów. - A dasz się namówić na małą kolację w ramach przeprosin?
-Chyba nie dam rady, po meczu będzie strasznie późno. - spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
-To na poranny spacer. - poruszał brwiami.
-Z samego rana wyjeżdżamy... - uniosłam jeden kącik ust.
-Naprawdę nie znajdziesz dla mnie chwili? - zrobił smutną minę.
-Tam jest automat, kawy możemy napić się teraz. - wyszczerzyłam się, a Bartman przytaknął. Od razu ruszyliśmy w stronę wcześniej przeze mnie wskazaną.
-Bartman! Zaraz masz mecz! - Igła wydzierał się na całą halę, a atakujący uciszył go ruchem ręki. Zaśmiałam się cicho i chwyciłam portfel w celu odliczenia pieniędzy.
-Daj spokój, ja stawiam. - Zbyszek wrzucił kilka monet do automatu, a po chwili trzymałam już małą, czarną.
-Zdążysz na mecz? - zanurzyłam usta w gorącym napoju.
-Nawet jeśli bym nie zdążył, to warto było... - uśmiechnął się i mrugnął okiem. Julka, zachowaj spokój. Keep calm, keep calm. Przeszliśmy wzdłuż korytarza dwa razy, dopóki skończyliśmy kawę.
-Miło się gawędziło, ale śmigam. - wskazał na szatnię Sovii.
-Pewnie, rozumiem. Powodzenia. - pomachałam mu ręką i zapukałam do szatni Skry. Gdy usłyszałam głośne "Prosze" wykrzyczane przez tłum zawodników wtargnęłam do środka.
-No. Zbierać się! - klasnęłam w dłonie.
-Nie chce mi się. - wymamrotał Winiarski, prawie przysypiający oparty na łokciu. Nie mogłam się powstrzymać żeby nie zrobić im zdjęcia. Wszyscy znudzeni i wyczerpani. Tak właśnie wyglądali przed rewanżem z Mistrzem Polski. Trener Nawrocki zawołał swoich podopiecznych, a oni ruszyli na salę. Co jak co, ale zapał to oni mieli straszny. Ospale wkroczyli na boisko i zaczęli krótką rozgrzewkę. Ja spokojnie rozgościłam się za bandami ze sponsorami drużyń. Razem ze mną stało tam pełno fotografów. Aby mieć najlepsze zdjęcia ustawiłam się z samego przodu.

Tym razem Skra w pełni nie wykorzystała swoich możliwości i dała ugrać Resovii 3 punkty. Załamani Bełchatowianie wrócili do szatni.
-Doobrze było! - krzyknęłam, klepiąc Maria po plecach.
-Coś jeszcze chcesz wtrącić? - burknął Zatorski.
-Wyluzujcie... - uniosłam brew. - Cieszcie się, że nie przegraliście dwa razy. - parsknęłam, ale wzrok wszystkich był zabójczy, więc wolałam stamtąd wyjść jak najszybciej. Zamknęłam za sobą drzwi i zauważyłam wracających z boiska Soviaków.
-Dobry mecz. - wyszczerzyłam się przybijając każdemu po kolei głośną piątkę.
-Pogratuluj kolegom. - powiedział Igła.
-Jak mnie nie zabiją spojrzeniem, to pogratuluję. - zaśmiałam się. Rzeszowianie poszli do swojej szatni, a ja jak zwykle usiadłam na korytarzu przeglądając niedawno zrobione zdjęcia.
-Młoda, dawaj. - zawołał mnie Zatorski. Wywróciłam oczami i chwytając torbę poszłam za bratem do autokaru. Rozsiedliśmy się wygodnie i w ekspresowym tempie wróciliśmy do hotelu. Tam szybka i lekka kolacja, i spać, bo jutro rano wyjazd. Wzięłam długi i gorący prysznic, po czym przebrałam się w pidżamę i wskoczyłam pod kołdrę.
-Myślałem, że już nie wyjdziesz spod tego prysznica! - usłyszałam krzyk Cupka z korytarza.
-Też Cię kocham! - odkrzyknęłam i poprawiłam sobie poduszkę pod głową. Przed długi czas słyszałam jeszcze jakieś szmery, szepty i chichy na korytarzu, ale starałam się nie zwracać na to uwagi i chciałam jak najszybciej wpaść w ramiona Morfeusza.

***

Przebudziłam się około 7, razem z dźwiękiem budzika. Przeciągnęłam się we wszystkie strony, odsłoniłam zasłony i biorąc wsześniej wybrane ciuchy poszłam pod prysznic. Na moje nieszczęście nie było ciepłej wody, więc równie szybko wyszłam z kabiny, jak tam weszłam. Rozczesałam włosy i związałam je w wysoką kitkę. Gdy wyszłam już z pomieszczenia nie wiedziałam, czy mamy już się zbierać, czy zostajemy na śniadaniu, więc poszłam poradzić się chłopaków. Zajrzałam do Zatorskiego i Kłosa.
-Siemano mistrzowie. - odkaszlnęłam i dostałam kuksańca w ramię od mojego własnego, rodzonego brata.
-Co chcesz? - zapytał.
-Kiedy się zbieramy? Mam już znosić walizki? - rzuciłam się na łóżko. 
-Przestań, jeszcze śniadanko. - Karol podłożył ręce pod kark.
-Okeej... - westchnęłam i rozejrzałam się po pokoju. - Nawet czysto macie, jak na 2 dni mieszkania tutaj. 
-Też się dziwię. - odparł Paweł.
-Doobra spadam, co Wam będę tlen zabierać. - wyszczerzyłam się i wyszłam z pokoju chłopaków. Po drodze jeszcze zahaczyłam o lokum Alka i Kostka.
-Wstawać! - wydarłam się na cały hotel. Te lenie jeszcze smacznie sobie spały. Podeszłam do zasłon i jednym szybkim ruchem odsłoniłam je, a do pokoju wtargnęło pełno słonecznych promieni, pomimo październikowej chlapy.
-Zgaś to świaatło. - jęknął Atanasijević, przykrywając się poduszką.
-Ciesz się słońcem póki możesz! - zrzuciłam z niego kołdrę, co uczyniłam także u Cupka. Gdy szarpałam się z nim, Alex wykorzystał sytuację i dynamicznym ruchem uderzył mnie w zgięcie pod kolanem, przez co nie wiadomo kiedy znalazłam się na jego łóżku, a on dziko się na mnie rzucił. Obydwaj gnietli mnie poduszkami, kołdrami, kocami i czym tam jeszcze mogli, wrzeszcząc jak niewyżyte stado wołów. Niewyżyte stado wołów? Czemu nie... jednym słowem... przegrałam walkę. 
-Dobra, bo się udusi. - Cupković chciał zakończyć zabawę. 
-O, jak mi przyyykroo... - jęknął Alex i nie zamierzał popuścić. 
-Cupko zrób coś! - darłam się na całe gardło. 
-Co mam zrobić... - mruknął Kostek.
-Weź go ze mnie!
-Jak?! - no na niego nie mogłam liczyć. Ostatkiem sił odepchnęłam od siebie siatkarza i zdjęłam kołdrę z twarzy. Atanasijević znajdował się bardzo blisko mnie.
-No, ekstra. Jeszcze mi się całować zacznijcie... - atakujący wywrócił oczami i poszedł pod prysznic. 
-Całować? Nigdy. - powiedział Alek leżący cały czas w tej samej pozycji.
-Ciebie?
-Brzydzisz się? - poruszał brwiami.
-A co, jeśli powiem, że tak? - wystawiłam język w jego kierunku, a on uniósł brew.
-Nie jedna chciałaby być na Twoim miejscu...
-Proszę Cię. - parsknęłam, a na twarzy chłopaka zagościł lekki uśmiech. - Możesz zejść? - próbowałam uwolnić się od nacisku siatkarza.
-A co, brakuje Ci powietrza? - zaśmiał się.
-Wyobraź sobie, że tak. - wypowiedziałam na bezdechu. 
-To takie urzekające... - Alex jeszcze bardziej napierał na moje ciało.
-Aleek! - waliłam go pięściami po plecach. Naprawdę nie mogłam złapać tchu, a siatkarz rozpoczął nucenie piosenki, podrygując przy tym, co spowodowało, że jeszcze bardziej się dusiłam. Chyba ją znienawidzę. 
-Boney M. ma naprawdę świetne piosenki, nie uważasz? - wyszczerzył się.
-Jeśli ty je śpiewasz, to nie są świetne!
-Uuu, riposta się wyostrza. - Atanasijević przygryzł język.
-Duszę się... - powiedziałam praktycznie bezdźwięcznie.
-A przyznasz, że i tak mnie lubisz?
-W życiu Romana! 
-Umieraj w spokoju... - siatkarz ułożył usta w dziubek i zaczął przyglądać się swoim paznokciom.
-Niemożliwy jesteś! - zaśmiałam się i uderzyłam go w ramię. 
-Niemożliwy ii... - nastawił ucho.
-Niemożliwy i nieznośny!
-Zła odpowiedź. - ukazał rząd białych zębów.
-Puścisz mnie jak powiem, że Cię lubię?
-Owszem. - pokiwał głową.
-Lubię Cię. - wywróciłam oczami.
-Gdyby Twoje ślepia patrzyły w moje, to uznałbym tą odpowiedź. - wzruszył ramionami. - Jeszcze raz. 
-Lubię Cię. - tym razem spojrzałam głęboko w brązowe tęczówki chłopaka.
-Naprawdę? - zmrużył oczy.
-Nooo... - burknęłam.
-Wypowiedzenie tego, aż tak bolało? - zszedł ze mnie.
-I to jak. - skrzywiłam się i pomasowałam swój mostek, biorąc głębokie wdechy.
-Przepraaaaszam. - wyszczerzył się i mocno mnie objął. 
-No dobra, już dobra. - poklepałam jego plecy. - Duszności będę miała przez Ciebie! - lekko przestrzeliłam jego głowę i poprawiając wygląd wyszłam z pokoju. 
-A Ty znowu u nich... - westchnął Zator, kiedy ujrzał mnie wychodzącą z pokoju chłopaków.
-A co, u Ciebie mam siedzieć? - wywróciłam oczami i razem z bratem ruszyłam na stołówkę. Tam już większość Skrzatów. 
-Zobacz Julciu, zupka mleczna. - wyszczerzył się Winiarski wskazując na talerz mleka.
-Znowuuuu... - jęknęłam. - To ja może zjem sobie chipsy... - odwróciłam się w kierunku wyjścia, lecz zatrzymał mnie Paweł. - Jedz tę zupę! - nakazał. Wszyscy popatrzyli się na niego ze zdziwieniem, a zaraz potem wybuchnęli śmiechem. 
-Jak rozkażesz. - ukłoniłam się nisko i wlałam sobie pół chochli 
-Współczuję Twoim dzieciom. - zaśmiał się Bąkiewicz. 
-Rygor i dyscyplina, a nie fiuu bździu w głowie! - wrzasnął Pliński. Wzrok wszystkich znowu nie do opisania. 
-Przecież jem tę zupę! - bąknęłam i usiadłam przy stole z ogromnym grymasem na twarzy.

___________________________________________________

Przepraszam Was, że wczoraj nie dodałam, ale wszyscy coś ode mnie chcieli + mecz. Meczu nie mogłam sobie odpuścić :D Co sądzicie o tym nowym systemie? Według mnie ten pomysł jest kompletnie poraniony i mam nadzieję, że nie przejdzie. ;/ 
Tymczasem NAUKO PRZYBYWAM!
Pozdrawiam, Sissi. ♥



ZDECYDOWANIE NAJLEPSZY MOMENT MECZU! (czyt. Cupko wpierdzielający 20 czekoladek na raz. ♥ )